2010-06-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Porażka - VII Bieg Rzeźnika (czytano: 1690 razy)
Nic tak nie boli jak zejście z trasy. Zejście w chwili, w której ma się siłę i serce do dalszej walki. Niestety na początku drugiego etapu z Przełęczy Żebrak do Cisnej odmówiło współpracy moje lewe kolano. Szkoda, bo pomimo fatalnej w tym roku pogody w Bieszczadach (padało niemalże od czterech tygodni) była jakaś iskierka nadziei na ukończenie tego arcytrudnego biegu.
Start 3:30 w Komańczy to przeżycie same w sobie. Głos trąbki jak przed wyruszeniem na polowanie i sygnał do startu. Pierwszy odcinek biegniemy z Pawłem spokojnie w tempie ok 7 min/km. Czuję się świetnie, bieg sprawia mi dużą frajdę. Niestety co dobre szybko się kończy. Zaczynają się schody w postaci wezbranych do niebotycznych rozmiarów potoków i wszechobecnego błota, sięgającego często sporo powyżej kostek. Pierwsza przeprawa po ściętym drzewie wiszącym dwa metry nad potokiem (ach ten Olchowaty, dał się nam we znaki). Niestety innej opcji na tą przeprawę nie było (chyba że ktoś lubi o 4.30 rano wchodzic po pas do wody). Do drzewa kolejka, a na nim rozpaczliwa walka o życie. Tracimy tu duzo nerwów i sporo czasu. Jakby było mało za około 300 metrów kolejna niespodzianka - przeprawa przez ten sam potok. Tym razem woda po kolana. Zdejmujemy buty, skarpetki, spodnie i do wartkiej wody. Sama radośc o poranku:-). Czas płynie a my walczymy z żywiołem. Zanim dotarliśmy do przepięknych jeziorek Duszatyńskich zaliczylismy jeszcze błotnistą drogę, gdzie zapadaliśmy się w miłej mazi po kolana. Na szczescie 200 metrów dalej płynął wartki potok z dosc wysoką wodą. Tu już pakujemy się bez zdejmowania butów do wody. Przynajmniej po czymś takim buty nie ważą wraz z błotem 1,5 kg każdy. Jest fajnie, czas ucieka coraz szybciej, Podchodzimy pod Chryszczatą i potem staramy się jak najszybciej dotrze na Przełęcz Żebrak. Gdy to się udaje na stoperze jesy 2:54:45 - ponad 24 minuty po limicie. Organizatorzy mając na uwadze warunki na trasie puszczają jednak nas i kolejne drużyny zwiększając limit o 1 godzinę. Niestety tyle dobrego mogę powiedziec o moim Rzeźniku 2010. Na jednym ze zbiegów odzywa sie kolano. Biegnę zaciskając zęby, ale z każdą minutą jest gorzej. Nie chcę zawieśc Pawła, ale nie daję rady. Po płaskim jakoś truchtam, pod górę wspinam się jakoś, ale zbiegi, moja najsilniejsza broń (tak mi się wydawało) to jedna wielka tragedia. Paweł rozsądnie proponuję bym skończył w Cisnej, co z wielkim trudem i oporami dociera do mnie. Z nogą coraz gorzej. Na trasie jakaś dobra dusza daje mi ibuprom inna pożycza kijka. W pewnym momencie Paweł mysli nawet o telefonie po pomoc. Bardzo mi go zal, bo przezemnie traci duzo czasu. Po morderczym zejści w okolicy Cisnej oddaje kijka i na sztywnej nodze biegnę ostatni kilometr po asfalcie. Wpadamy na przepak w limicie!!! Stoper pokazuje 5:59:49. Ku... gdybym był w pełni sprawny!!! Jestem załamany, ale biec dalej nie mogę. Paweł biegnie z innym teamem (na szczeście organizatorzy dają mu szansę) a ja przebieram sie i w suche rzeczy. Duże dzieki dla organizatorów za bandaż i zainteresowanie. Za rok tu wrócę lepiej przygotowany, a pogody gorszej i tak już nie będzie.
Paweł biegł dalej z innym teamem, niestety uciązliwy deszcz i błoto na szlaku nie pozwoliło mu ukończy zawodów. Skończył po ok 54 km w Smreku, co na te warunki było i tak niesamowitym wynikiem. Bylismy zawiedzeni, ale mamy dobrą nauczkę i lekcję do odrobienia. 24 czerwiec 2011 musi byc dla nas szcześliwszy!!!
PS
Kontuzja kolana jest moim zdaniem wynikiem złego przygotowania do biegu, mam nadzieję, że błędów tych już nie powtórzę.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2010-06-06,12:28): Nie ma porażki, spróbowałeś i wiesz z czym to się je :)
Teraz dobrze wyleczyć kolano i robić swoje za rok w wersji 100km. Kkasia (2010-06-07,08:32): matko kochana! ciężko mi to sobie nawet wyobrazić... najważniejsze, że się nie zniechęciłeś, masz takie doświadczenie, że teraz będzie tylko lepiej! Kkasia (2010-06-07,19:39): świetne zdjęcie. Mimo wszystko gratuluję podjęcia wyzwania Bodzioo (2010-06-07,23:26): Pełen szacun :) Nie podałes się, a kolano kazdemu może walnąć. Ja byłem na mecie obserwatorem, choć po pierwszych 3 drużynach żonie trochę się ta impreza znudziła i pojechaliśmy na kwaterę, ale widok tych co dobiegli niezapomniany :) troche sie napaliłem na start:) Ja0306 (2010-07-13,10:00): Teraz Ja też wiem co to porażka zejścia z trasy, po 15km miałem siłę tylko na chodzenie a po 20 się wycofałem mimo zasilania, na 22km i do 30 bym sie osłabiał az do czołgania chyba. Mam nadzieję że w przypadku moim nauczy mnie to biegac z wodą na upale tak by starczyło na całą trasę, np. 10km 08.08 Pustynia. Ale jak załamka była to za rok można jeszcze raz zrobic coś lepiej przygotowanym. Ja0306 (2010-07-13,10:05): Teraz jak na to patrze to Przyrodniczo Rzexnik jest trudniejszy niż Góry Stołowe, no mi do Rzeźnika daleko, najpierw za rok musze ukończyć Góry Stołowe.
|