Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



M.W. - Pawle, żyjesz?

P.Ż. – Mało tego, czuję się rewelacyjnie :-)

M.W. – No to może wyjaśnię na początku naszej rozmowy, czemu mógłbyś nie żyć. Otóż postanowiłeś wziąć udział w biegu 10-dobowym rozgrywanym w hali. Nie był to bieg w zwykłym miejscu, lecz pierwszy w historii bieg 10-dobowy w hali, w której na co dzień trenuje kadra amerykańskich łyżwiarzy i hokeistów, a wokół boisk łyżwiarskich jest zrobiona bieżna do biegania o długości 443,445 metrów. Kiedy pojawił się pomysł na ten start?

P.Ż. – Śledzę wydarzenia w świecie ultra od dawna. Kalendarz biegów długich i tzw. multi-day jest pełen niesamowitych wyzwań. Od tradycyjnych biegów po pętlach do biegów z punktu A do B albo ultra wyzwań w dziwnych miejscach jak tunele czy hale. O festiwalu biegów ultra rozgrywanym w Milwaukee słyszałem już kilka lat temu, a gdy dowiedziałem się, że na prośbę biegaczy zostanie rozegrany tam po raz pierwszy bieg 10-dobowy to postanowiłem, że wyślę swoje zgłoszenie.



M.W. – Gdzie odbywała się impreza, ilu było zawodników oraz jakie zasady panują w tej bardzo wymagającej dyscyplinie sportowej?

P.Ż. – Impreza pod nazwą Six days in the dome rozgrywana jest w hali Pettit National Ice Centre w Milwaukee, w USA, od sześciu lat. Wcześniej ten festiwal był rozegrany na Alasce w Anchorage. Hala jest specyficzna; to miejsce przygotowań olimpijskich amerykańskich łyżwiarzy. Na środku hali znajdują się dwa stadiony na których trenują hokeiści, łyżwiarze figurowi czy short trackowcy. Wokół tych boisk są tory do biegania o długości większej niż tradycyjny stadion LA - 443,445 metry.

Temperatura odczuwalna wewnątrz to 8 stopni. Podczas 10 dni rozgrywanych jest tam kilka biegów ultra. Logistycznie wymaga to dobrego rozłożenia poszczególnych dystansów, aby na bieżni nie było zbyt dużo ludzi. Na mój bieg organizator wyznaczył limit 20 zawodników z całego świata więc samo znalezienie się na liście startowej to już zwycięstwo :-) Ze względu na moje wcześniejsze dokonania, zostałem przyjęty.

M.W. – Jaki miałeś plan na ten start? Twoje oczekiwania to...

P.Ż. – W biegach multi-day strategia to podstawa, tutaj nie biega się na tempo jak w biegach krótszych. Tu realizuje się wcześniej przemyślany plan. A ja celowałem wysoko, zawsze walczę o najwyższe miejsca i najlepsze wyniki.

M. W. – Wygrałeś zostając tym samym pierwszym rekordzistą świata w hali z wynikiem 1059,414 kilometrów. Do rekordu Polski w biegu 10-dobowym na powietrzu wynoszącego 1130 kilometrów trochę zabrakło. Czy mimo to jesteś zadowolony?

P.Ż. - Miejsce rozgrywania zwodów było bardzo specyficzne. Nie da się przygotować w pełni do takich warunków. Niby wiedzieliśmy z moim serwisem co nas czeka, ale rzeczywistość trochę namieszała - jak to w ultra. Taktyka uległa lekkiej zmianie, ale walka o najwyższe cele pozostała do końca. Każdy rekord cieszy. A zwycięstwo tym bardziej.



M.W. – Dziesięć dni to sporo czasu. Jak wyglądał „typowy dzień” rywalizacji – choć wiem, że wyraz typowy zupełnie tutaj nie pasuje?

P.Ż. – Każdy zawodnik ma inny pomysł na takie zawody, każdy z nas jest inny i zna swoje ograniczenia. Wygrywa ta strategia, która finalnie okazuje się najlepsza. Zawodnik stara się tylko realizować plan, który wcześniej ułożył na podstawie wykonanych treningów.

M.W. – Byłeś dobrze przygotowany do tego startu. Przypomnę tylko, że kilka lat temu zająłeś na przykład 2 miejsce w biegu rozgrywanym na dystansie 5 tysięcy kilometrów. Zdobyte doświadczenia procentują?

P.Ż. – Każdy bieg ultra jest inny. Ale zdobyte doświadczenie pozwala nam, czyli mnie i mojemu serwisowi, odpowiednio reagować na zaistniałe sytuacje. Niektóre rzeczy ciągle nas zaskakują. Ale mamy już kilka patentów na rozwiązywanie wydawać by się mogło sytuacji bez wyjścia. Nie poddajemy się łatwo... prawie nigdy :-)

M.W. – Jaką miałeś taktykę, oraz na ile była ona elastyczna i czy musiałeś ją zmieniać?

P.Ż. – Podobnie jak i w innych biegach w ósmej dobie zaczęły się problemy zdrowotne. Nie będą zanudzał szczegółami, ale musieliśmy przerwać walkę na kilka godzin aby doprowadzić pewne rzeczy do względnej funkcjonalności. Musieliśmy podjąć decyzję, czy postawić wszystko na jedną kartę i walczyć o nowy rekord Polski, czy nieco odpuścić i pilnować przewagi walcząc o wygraną. To ciężkie decyzje które zapadają wspólnie, czyli po konsultacjach zawodnika z serwisem.



M.W. – Największy kryzys?

P.Ż. – Wspomniana ósma doba i problemy z shin splints oraz ze stawem skokowym.

M.W. – Muszę zadać to pytanie, choć wiem, że może się wydać niemiłe. Czy było warto i czy to ma sens?

P.Ż. – Ja kocham biegi ultra. Biegam je od lat. To moja pasja. Zawsze jest warto.

M.W. – Dwa lata temu założyliście Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra. W jakich dystansach się specjalizujecie?

P.Ż. – Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra opiekuje się konkurencjami biegowymi typu multi-day. Organizujemy biegi (również w randze Mistrzostw Polski), koordynujemy starty kadry Polski na imprezach rangi Mistrzostw Świata, wspieramy starty Polskich reprezentantów na najważniejszych zawodach na świecie.

M.W. – Nie uważasz, że skala dystansów które uprawiacie całkowicie wykracza poza pojęcie ultra? Tradycyjne ultra do których jesteśmy przyzwyczajeni to w zestawieniu z Wami jakieś krótkie biegi na zaledwie 100 kilometrów czy 100 mil. Może powinien zostać wymyślony jakiś nowy wyraz określający to, co robicie?

P.Ż. – No właśnie. Słowo klucz to „przyzwyczajenie”. W Polsce przyzwyczajono nas, że ultra to biegi po górach i na dystansach 100 kilometrów (plus/minus). Historia biegów górskich to w ogromnej większości kilkanaście lat - zarówno na świecie jak i w Polsce. A tymczasem na przykład biegi 6-dobowe rozgrywane są na świecie od 1875 roku!!! Wato poczytać trochę literatury, choćby Davy Crocketta w tym temacie. Od dziesiątek lat rozgrywano zawody multi-day na pętlach.

Warto zapoznać się za zasadami, regulaminami i celami przyświecającymi bieganiu ultra. Takie hasła jak transcendencja to podstawa biegania ultra multi-day. Twórca jednej z grup biegowych, Sri Chinmoy, był nominowany w 2007 r. do pokojowej nagrody Nobla. Także wybacz, ale moja definicja biegów ultra jest nieco szersza niż powtarzana często na portalach biegowych.



M.W. – Jak wygląda obecnie takie hiper-ultra bieganie na świecie?

P.Ż. – Wystarczy zerknąć na kalendarz biegów ultra płaskich, zawodów jest bardzo dużo. W takich krajach jak Niemcy czy Włochy co tydzień jest gdzieś rozgrywany bieg 6-godzinny, a biegów dobowych czy multi-day jest z każdym rokiem coraz więcej. Od kilkunastu lat rozgrywane są Mistrzostwa Europy i Świata w biegu 24-godzinnym, a od kilku lat także Mistrzostwa Świata w biegu 48-godzinnym i 6-dobowym. Powołane światowe federacje biegów multi-day mają pełne ręce roboty, bo chętnych do udziału w takich właśnie zawodach jest coraz więcej.

M.W. – Jak myślisz: jak długo utrzyma się Twój rekord świata? Przypomnijmy wynik: to 1059,414km.

P.Ż. – Jestem realistą. Chętnych do pobicia tego wyniku jest bardzo wielu biegaczy ultra. Są dobrze przygotowani i mocni psychicznie. Potrzebują jednak... odrobiny szczęścia :-) Rekordy są po to, aby je poprawiać.

M.W. – Koń po gonitwie odpoczywa prawie miesiąc. Ile odpoczywa człowiek po biegnięciu przez 10 dni?

P.Ż. – Wszystko zależy od wielu czynników. Nie doznałem jakiś większych urazów. Myślę, że kilka dni wystarczy abym mógł już wyjść na kontrolne kilometry na rowerze. A jakiś truchcik... za tydzień.

M.W. – Nie startowałeś sam. Kilka słów o pozostałych członkach ekipy i sztabu.

P.Ż. – Biegi multi-day wygrywa się zespołowo. Sam zawodnik traci zbyt wiele czasu na podstawowe rzeczy, nie wspominając o braku obiektywnej oceny sytuacji w obliczu ogromnego zmęczenia. To serwisanci pilnują podstawowych spraw jak odżywianie, suplementacja itd. Zawodnik tylko sygnalizuje im kłopoty, problemy. Racjonalną decyzję podejmuje zespół na podstawie wiedzy otrzymanej od zawodnika i wynikającej z przebiegu zmagań. Tak więc końcowy sukces to zawsze sukces całego zespołu.

M.W. – Nie pytam o kolejne plany, bo to chyba tajemnice. Zapytam więc trochę wstecz: kiedy wpadło Ci do głowy, że jakieś tam maratony to biegi dla dzieci i ciągnie Cię do czegoś większego?

P.Ż. – To raczej organizm dał mi zielone światło na uprawianie i startowanie w tego typu konkurencjach biegowych. Bo każdy ma jakieś ograniczenia - fizyczne czy psychiczne. Ja mogę biegać takie długi dystanse, więc to robię.

M. W - Startujesz stosunkowo dużo, w wielu miejscach na świcie. To chyba wiąże się z dużymi kosztami?

P.Ż. - Tak, jest to dosyć kosztowna pasja. I czasochłonna. Na szczęście mój pracodawca, firma INTER-TEAM od kilku lat kibicuje moim wyzwaniom. Mam pełne wsparcie ze strony pracodawcy, która jest także moim głównym sponsorem. Do tego jest kilka mniejszych firm które widzą sens w tym co robię, stara się mi pomóc. To bardzo dużo dla mnie znaczy. Bez tego wsparcia nie mógłbym realizować celów na najwyższym poziomie sportowym.



M.W. – Jesteś także – nie wiem jak to prawidłowo nazwać – implementatorem na nasz krajowy grunt czegoś tak strasznego jak BackYard Ultra. Opowiedz jak to wygląda.

P.Ż. – O tak. Dwa lata temu zostałem zaproszony do wzięcia udziału w zawodach o nazwie Backyard Masters w Rettert w Niemczech. Formuła zawodów oryginalna i bardzo ciekawa. W uproszczeniu chodzi o to, że zawodnicy startują co godzinę od nowa na pętli o długości 6.706 kilometra i wygrywa ten, kto najdłużej wytrzyma. Najlepsi biegną wiele dni. A jak już wspomniałem, ja lubię wyzwania. To było niezapomniane wyzwanie, spodobało mi się. Po powrocie skontaktowałem się z centralą Backyardu w USA i zaproponowałem, że będę koordynował sieć biegów w Polsce. I tak się zaczęło...

M.W. – Ta nowa konkurencja chyba z ogromnym sukcesem podbija nie tylko Polskę ale i cały świat?

P.Ż. – Backyard to fenomen w konkurencjach ultra. Obecnie mamy grubo ponad 500 zawodów na całym świecie. A biega się w tej formule już w 82 krajach świata. Polska sieć ma już 8 zawodów, a kolejne czekają na akceptację. Zapisy na zawody o randze Silver Ticket w Jabłonnie trwały kilka minut!!!

M.W. – Polacy są w tym mocni?

P.Ż. – Bardzo mocni. Bartosz Fudali nabiegał w Indywidualnych Mistrzostwach Świata w USA aż 103 pętle. Był w najlepszej trójce. W tegorocznych Drużynowych Mistrzostwach Świata (w Polsce zostaną one rozegrane w Jabłonnie 19 października 2024 r.) nasz kraj po raz pierwszy wystawi drużynę narodową i to nie bez szans na bardzo dobre miejsce.

M.W. – Dziękuję za rozmowę.

Dalsze losy Pawła możecie śledzić na jego profilu - Asfaltowy Chłopak



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
Deja vu
13:54
wwdo
13:48
Spychalski
13:37
wojciechdw@wp.pl
13:32
maratonczyk
13:26
czewis3
12:51
Wojciech
12:47
romangla
12:33
Grzegorz Kita
12:27
Pawel63
12:23
marczy
11:59
eldorox
11:33
maur68
11:28
Admin
11:08
VaderSWDN
11:05
Bystry1983
10:47
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |