2010-09-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niechceń (czytano: 1939 razy)
Dopadł mnie niechceń, nazywany też czasami leniem. Niechceń jest oczywiście eufemizmem. Nie chce mi się tak ogólnie - ani pisać, ani biegać. Ani nic. Wlasciwie chce mi się tylko jeść i spać... Obiecuję jednak sobie solennie, a właściwie publicznie, że się nie dam. Nie bedzie mi leń jakiś pospolity, dla niepoznaki zwamy niechceniem, dyktował, jak ma wygladać moj dzień.
Ale ponieważ biegam mało (czarno widzę to Toronto, oj, czarno...) to nie mogę nie napisać, że w międzyczasie pobiegałam sobie...
Po pierwsze, w Skarżysku-Kamiennej. Jakoś tak sie do tej pory układało, że Skarżysko mi było nie po drodze. W tym roku było po drodze - i do rodziców, i na Dymarki, i w ogóle. X Półmaraton Rejów, nad Zalewem Rejowskim. Krótko: najgorszy czas od lat, ale jedna z ciekawszych imprez. Czas mnie nie boli, bo start w samo poludnie przy temperaturze +30 st. gwarantował, że życiówki to tu nie będzie, a reszty dopełnił 2-kilometrowy podbieg na 3-4 oraz 13-14 km (dwie pętle były). Poza tym jednak impreza podbiła mnie poziomem organizacji - od specjalnego parkingu dla zawodników (na boisku, na kilkaset aut), poprzez profesjonalną rozgrzewkę, bieg towarzyszący na 2 km, punkty z wodą tam gdzie trzeba - aż po medal, obiadek dla biegaczy i... nagrody do losowania. I co prawda ja nic nie wylosowałam, ale do Skarżyska pewnie jeszcze kiedyś pojadę, bo impreza naprawdę pierwsza klasa. Organizacyjna. Tylko niech tą górkę zniwelują czy coś...
Tydzień po Skarżysku - Ełk. W Ełku już kiedyś biegłam (mój pierwszy polmaraton poniżej 2 godzin), ale nie wspominam tamtego biegu najlepiej, bo i okoliczności towarzyszyły mu dramatyczne. Nie miałam przekonania do tego biegu... Właściwie tylko wspomnienie ze sztafety Polska Biega 2009 - ze spotkania z ełckimi biegaczami, ktorzy półmaraton ten organizują, skłoniły mnie do przyjazdu. Do konca tez nie bylam pewna, czy odważę się wybiec na trase, bo na zmianę lało, padało, mżyło, siąpiło i da capo... Dokładnie minutę przed startem przestało padać. Ruszyłam z kopyta , pamiętając, że to Mazury Garbate i czego jak czego, ale górek to na pewno po drodze nie zabraknie.
Nie zabrakło. Jeszcze na 5 km miałam 24 minuty, na 10. zrobiło się z tego 51 minut, a najgorsze dwa podbiegi czekały mnie między 11 a 13. km. Trasa malownicza, może ciut łatwiejsza od Skarżyska, ale nie jestem tego taka pewna. Czas ciut lepszy niż w Skarżysku (drobne 5 minut), 2. miejsce w kategorii i bodaj 7 w ogole wsrod kobiet. Niezle, jak na strategię "byledobiec".
W Ełku również było znakomite pasta-afterparty i piknikowa atmosfera po biegu, a nagrody też niczego sobie. Ełk też wpisuję do kalendarza, bo przy okazji mozna milo zamknać wakacje na Mazurach., nawet garbatych.
Tydzień po Ełku miał być Puchar Maratonu Warszawskiego - 25 km. Nie wypadało nie być, bo zawody w "naszym" lesie. Przespacerowaliśmy na start, wystartowaliśmy i... do 4. km było super. A potem weszłam w spór z własnym organizmem, który odmówił współpracy. Tzn. żolądek odmówił, a potem podbuntował resztę. Walczyłam sama ze sobą do 15. km, ale w koncu uznałam wyższość argumentacji organizmu. I po raz pierwszy zeszłam z trasy. No cóż, może dobrze, że na własnych śmieciach. Ale i tak przykro...
Kolejny tydzień spędzałam w Krynicy. Górskiej. I nie mogłam tego nie wykorzystać. A wykorzystalam do pozbierania się po porażce PMW. Nawet tempo run na dobry początek mi się udał. A potem pobiegłam w Biegu Muszynianki, roboczo zwanym Życiową Dychą. Było życiowo. Jak pierwsze dwa kilometry pobiegłam po 4:06, to z wrażenia musiałam zwolnić. Ale i tak wpadłam na metą po 44 minutach i 1 sekundzie. Brutto. Netto nie mierzyli :( Sekunda, nie sekunda, ale zyciówka poprawiona o prawie dwie minuty. Do tego śliczny medal, perfekcyjna organizacja... Cudnie i cudownie było, mimo że słońce nie chciało wyjść...
Życiówka tak mnie zdemotywowała do biegania, że ten tydzień zakończę kilometrażem jak sprzed lat (sprzed trzech lat, jak zaczynałam biegać).
Ale wypowiadam wojnę leniowi... Bo za miesiąc... Za miesiąc wracam z Toronto. Chciałabym wrócić z życiówka...Jednak...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora golon (2010-09-18,22:53): miło było spotkać się w Krynicy :) gratki życiówki na Życiowej Dyszce :) Zulus (2010-09-18,23:29): Bardzo aktywne to Twoje "niechcenie".Zejście z trasy to nie jest dobra rzecz,mnie się nie przydarzyło,mnie zdjęli... henioz (2010-09-19,00:21): wrócisz, wrócisz kokrobite (2010-09-19,10:41): Początek wpisu jak coming out :-) piter82 (2010-09-20,13:20): gratulacje życiówki, choć zapomniałaś dodać, że tam było b duże przewyższenie w dół :-) jacdzi (2010-09-20,14:34): Wrocisz z zyciowka, jak sie czegos tak bardzo chce to osiagniesz to.
|