2014-09-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Światowe życie (czytano: 1208 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.bmw-berlin-marathon.com/en/
41st BMW BERLIN MARATHON był powodem/pretekstem do spędzenia fajnego weekendu w Berlinie. Rekordu świata bić nie chciałem, konkurencja była zbyt duża. Zresztą aż dwóch biegaczy go poprawiło, więc miałem rację. Myślałem o życiówce, ale gdzieś w okolicach 28-go kilometra skończyła mi się determinacja. Cholera, gdyby pojawiła się wtedy jakaś motywacja zewnętrzna. Wewnętrznej zabrakło. Bardzo łatwo przyszło mi przekonać siebie samego, że zabawa jest na tyle fajna, że lepiej skupić się na widoczkach, muzyce, atmosferze, a i tak każdy wynik poniżej 4h i tak będzie dla mnie zupełnie przyzwoity.
Pierwszy raz biegłem w tłumie od startu do mety. Wymagało to stałej uwagi i koncentracji, szczególnie na punktach odżywczych. Nie polecam tego biegu debiutantom, rzeka biegaczy mogłaby łatwo zadeptać. Większość ulic, po których biegliśmy była bardzo szeroka, ważne było więc też trzymanie się optymalnej trasy. Bieganie po zewnętrznych brzegach ulicy, bądź ciągłe zygzakowanie łatwo mogło kosztować nawet kilka minut więcej na całej trasie. Szybko doszedłem do wniosku, że trzy niebieskie paski (adidas???) namalowane gęsto na ulicy są właśnie wskazówką do optymalizacji trasy. Starałem się więc biec wzdłuż nich.
Cóż można jeszcze napisać? Pogoda doskonała: rześko i słonecznie. Trasa doskonała: szerokie, równe ulice. Dużo kibiców. Dużo muzyki. Punkty odżywcze co 2,5 km, na co drugim punkcie – herbata. Wprawdzie rozpuszczona z granulatu, ale jaka słodka i ciepła! Mniami!
Na mecie ładne medale z ubiegłorocznym rekordzistą świata, napoje, przekąski i bezalkoholowe piwo, które smakowało jak nigdy. Organizacja perfekcyjna. Ciężko było mi wyobrazić sobie, jak można zagospodarować prawie 40 tysięcy ludzi, ale się świetnie udało. Depozyty, toi-toie, miejsce w parku do rozgrzewki, przydział do stref startowych – wszystko zapewnione. Po biegu zaś fajnie zorganizowane miejsce spotkania w rodziną i przyjaciółmi – po prostu na dużej łące ustawiono duże tablice z kolejnymi literami alfabetu i kibice czekający na zawodnika o nazwisku Prus, ustawiali się obok tabliczki „P”.
Wyjątkowa przygoda. Uczestnicy ze 180 krajów świata (a najbardziej widoczni Duńczycy). Świetne targi przez imprezą, byli tam chyba wszyscy producenci sprzętu biegowego, jakich znałem i jeszcze wielu mi nieznanych.
No i urok samego Berlina. Na kilku uliczkach w dzielnicy Mitte obok nowej synagogi znaleźliśmy więcej fajnych miejsc do poprzebywania niż we wszystkich polskich miastach razem wziętych. Ta skala oszałamia.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2014-09-30,08:54): Fajna przygoda Tomku. Trochę Ci zazdroszczę tej atmosfery, którą przeżyłeś, ale może kiedys też tam dojadę, tym bardziej, że z Poznania blizej niż do Warszawy :) Co do "spasowania" na 28 km, to tego też się obawiam w Poznaniu na maratonie, ale zobaczymy:). Pozdrawiam
|