2014-09-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| OJ TAM, OJ TAM (czytano: 1174 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://eco-rafal.blogspot.com/2014/09/oj-tam-oj-tam.html
Wena do pisania gdzieś zgubiła się w lesie, podobnie jak ślad GPS, który szaleć potrafi w sposób niemiłosierny. Zresztą, fajnie jest czasem oderwać od tej elektronicznej smyczy i wyskoczyć na trening ot tak, bez spoglądania na nadgarstek. Łatwe? Tylko z pozoru! Niestety okazuje się, że elektronika obecna w naszym życiu potrafi nieźle zamieszać i gdy człowiek zapomni tego kawałka plastiku, to czuje się jak bez ręki, a bieganie wydaje się jakieś niepełne. Warto więc czasem puścić się na trening bez tego obciążenia.
Nie o tym jednak dzisiejszy wpis będzie, a raczej o wzlotach i porażkach oraz bełkocie różnej maści.
Na początek coś o porażkach. Maraton Wrocław był i... się odbył :) Tyle w skrócie. Rozpisywać się nie będę, było duszno, było ciężko i od 6 kilometra walczyłem już nie z trasą, a poczuciem ciężkości i czymś w rodzaju ogromnego kamienia na klatce piersiowej. Uczucie towarzyszyło mi aż do mety stąd też kolejne sześćdziesiąt minut spędziłem pomiędzy namiotem a karetką. Powiem, że wizyta w dobrze przewietrzonym namiocie dobrze mi zrobiła i poczułem się znacznie lepiej odpoczywając w horyzontalnej pozycji. Natomiast sporą dawkę adrenaliny dała mi wizyta w karetce. Tu wraz z lekarzami mieliśmy niezły ubaw, a na pytanie jak jak poczuł się pan słabo na 6 kilometrze to gdzie pan zszedł z trasy? Odpowiedź mogła być tylko jedna – na mecie :) w końcu to tylko maraton. Lekarze też mieli niezły ubaw, po tym jak okazało się, że roczny przebieg moich nóg odpowiada kwartałowi przejechanych kilometrów prywatnego auta. Poczułem się jak stary dobry diesel. Niby nic, ale nauczyłem się kolejnej rzeczy, nie służą mi takie duszności i następnym razem zejdę nieco wcześniej, niż za linią mety. Nie ma co przeginać :)
Na koniec coś nie tylko o bieganiu, a mianowicie o wodzie w postaci znanej z Ice Bucket Challenge i bieganiu ślimaków, czyli żółwie tempo w biegach różnych.
Temat związany z wodą wylewał się praktycznie z każdego miejsca, już nawet pojawiła się obawa, że otwierając zamrażarkę okaże się, że właśnie się ... rozmroziła. Czy to źle? Na pewno nie! Śmieszą mnie raczej kontrakcje poddające pod wątpliwość sens oblewania się, wspierania tego typu „łańcuszków”. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że tylko dlatego słyszymy o tych głosach na nie, gdyż akcja IBC znalazła tak duży rozgłos. Może ci wszyscy oponenci na dodatek zapominają, że nie chodzi tu przecież o wylewanie wody i tylko z pozoru jest to konkurencja dla naszego polskiego śmigusa dyngusa, a sens i cel jest o wiele głębszy. Warto czasem zrobić coś dla innych, tak bez rozgłosu, ale jeśli taki medialny show powoduje, że o inicjatywie wie więcej ludzi, to chyba jeszcze lepiej. Tak chciałbym, aby podobnie działo się z wysyłaniem żywności, tym którzy tego potrzebują, czy wody tam gdzie jej brakuje. Co wcale nie znaczy, że jestem na nie gdy można nieść pomoc w nieco inny sposób.
Drugi temat związany jest z bieganiem i w sumie obrzydzaniem deptania leśnych ścieżek, miejskich chodników i innego podłoża wszelkiej maści. Czy warto stawiać sobie za cel napiętnowania tych wszystkich, którzy zaczęli biegać, zaczęli stawiać sobie cele i, co dziwniejsze, zaczęli je realizować? A dlaczego? Gdyż niestety nie pokonują dystansów w czasach zarezerwowanych dla mistrzów. Czytam coś takiego i oczom nie wierzę. To, co dla jednych jest przekraczaniem granicy, dla drugich jest jedynie wolnym wybieganiem. Dla jednych maraton jest ścianą nie do przejścia inni szukają wariackich dystansów liczonych w setkach kilometrów. Każdy ma coś dla siebie. Różne są powody, różne źródła motywacji do pokonywania, no właśnie czego? JAK DLA MNIE WŁASNYCH SŁABOŚCI i chwała tym wszystkim, którzy próbują i walczą. To jak w bajce o żółwiu i króliku, czy zawsze z pozoru szybszy na mecie zawsze melduje się pierwszy? Nie!
O co w tym wszystkim chodzi? O bełkot? O zaistnienie? Po co? Nie wiem, czy to domena nas Polaków, czy też podobnie dzieje się wśród innych nacji, ale to nasze wszechobecne narzekanie czasem mnie już śmieszy. Potrafię z tym żyć, chociaż czasem chcąc nie chcąc biorę udział w dyskusjach nad takimi dziwnymi próbami lansowania swojego ja.
r.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |