2018-10-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| (czytano: 1766 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: jak pudełko czekoladek
jak pudełko czekoladek
Sobota
Piszę na fejsbuku do biegowego kolegi. Trudne pisanie. On walczy. Terapia trwa już długo. A perspektywy? Jest nadzieja, są marzenia. Trudno mi się do niego pisało, jeszcze trudniej czytało to co on napisał. Dlaczego on jest tam, w szpitalu, tak długo, a ja byłem zaledwie kilka dni? Nie rozumiem tego. Za trudne to.
W sobotę miałem jechać do Katowic. Wybrałem Silesia Maraton, bo ma się kończyć na stadionie, gdzie Lubański, Deyna, Gadocha przeżywali swoje sportowe sukcesy. Ja miałem tam zakończyć swój 12 maraton. Nie udało się.
Nie trenowałem prawie wcale przez 3 tygodnie. Każda próba kończyła się powrotem bólu w prawym udzie i kolanie. Jeszcze łudziłem się, że odpuści, że pobiegnę swój 12 maraton. Tydzień temu rozsądek i szacunek dla maratony zwyciężyły. Nie pojadę na maraton.
Niedziela
Zanim zapisałem się na maraton byłem już zapisany na bieg w Ostromecku. Skoro nie maraton to 7,5 km w Ostromecku. Tyle dam radę.
W Ostromecku jestem u siebie. Start w tym miejscy zawsze nastraja mnie pozytywnie. Moja rodzinna wieś.
W biurze zawodów odbieram pakiet. Dostaje tylko numer. A koszulka? Dziewczyna w biurze zawodów wyjaśnia, że zapisałem się za późno i pewnie dlatego nie ma dla mnie koszulki. Coś się nie zgadza. Zapisywałem się jeszcze latem. Przyjmuję do wiadomości i nie komentuję tego. Jakaś pomyłka, trudno, ale nie chce robić zamieszania. Nie w Ostromecku.
Spotykam znajomych, przebieram się w strój startowy i idę na miejsce, gdzie odjeżdża autobus na miejsce startu, do Dąbrowy Chełmińskiej. Po drodze opowiadam koledze o mijanych miejscach. Ja je widzę, on tylko patrzy. Widzę je wspomnieniami.
W Dąbrowie czas na rozgrzewkę. Spotykam kolejnych znajomych. Jednymi z nich są Janek i Janusz, koledzy z Torunia. Ucieszyło mnie to spotkanie bardzo. Janusza nie widziałem już chyba rok. Takie spotkania bardzo poprawiają humor.
W tłumie rozgrzewających się osób widzę bardzo młodą biegaczkę, Olę. Koleżanka Magdy, a tata Magdy to biegowy, dobry kolega. Magda z tatą biegną dzisiaj we Włocławku, więc ich nie będzie. Już wcześniej pytałem Olę, na jakie tempo chce pobiec. „Tak ok 5:10”. Może pobiec z nią? W normalnym cyklu treningowym byłoby to dla mnie za wolno, ale braki treningowe skłaniają mnie do takiego właśnie tempa, tylko czy dam radę?
Przed startem smaruję prawą nogę maścią przeciwbólową. Może to pomoże. A jeśli zacznie boleć? To pobiegnę z Asią. Znajoma biegaczka po problemach zdrowotnych. Wraca do biegania. Z nią dam radę.
Ruszamy. Jak to w Dąbrowie start z zaskoczenia. Tuż przede mną Ola. Przed startem zadeklarowała otwarcie na poziomie 5:30. Po 200 metrach biegnący obok kolega z mojej kategorii wiekowej woła, że za szybko. Ja swojemu zegarkowi na tak krótkim dystansie nie wierzę. Jednak po 300 m widzę, że biegniemy tempem w okolicach 5:05. Za szybko. Ola jakieś 10-15 metrów przede mną, Asia szybko zostaje z tyłu. Jak biec?
Postanawiam utrzymać to tempo do przejazdu kolejowego. To około 1 km. Odległość do Oli nie zmienia się. Prawe kolano daje lekkie sygnały niezadowolenia, ale nie muszę zwalniać.
Za przejazdem minimalny podbieg. Powoli zbliżam się do Oli, bo podbiegi to moja mocniejsza strona. Chwila i biegniemy razem. Tempo biegu nie zmniejsza się. Czy dam rade w takim tempie dotrzeć do mety?
Pod koniec 2 km nachodzi mnie zwątpienie. Postanawiam odpuścić. Zostaję kilka metrów za Olą, ale strata nie powiększa się. Czy ja przyspieszyłem trochę, czy Ola zwolniła, ale po 100 metrach znowu biegniemy razem.
Na 3 km wyprzedzają nas Janusz i Janek. Janusz kieruje motorem, a Janek robi zdjęcia. Proszę go o zrobienie zdjęcia z Olą. „Wreszcie mamy wspólne zdjęcie, bo zawsze robiłem tobie i Madzi”. Ola zauważa rezolutnie, że to historyczny moment, bo biegniemy razem. Do tej pory Ola biegała w wolniejszym tempie.
Na 4 km biegnę znowu parę metrów za Olą. Ma ładny styl biegania. Dobra praca ramion, długi krok, biegnie na śródstopiu. A do tego tylko niewielka rotacja ramion. Będzie z niej dobra biegaczka.
Wybiegamy z lasu na otwartą przestrzeń. Tempo w okolicach 5:00, Noga nie boli, tętno dobre, ale dostajemy ostry wiatr w twarz. Ola, czy świadomie, czy przypadkowo, zaczyna biec po mojej lewej stronie. Dzięki temu mogę ją trochę osłaniać przed wiatrem. Lubię takie rozsądne bieganie. Ten rozsądek pokazywała także biegnąc zakręty po wewnętrznej. Niewiele ich na tej trasie, ale dobry biegacz wykorzysta każdy taki moment.
Wbiegamy do Nowego Dworu. Patrzę na Olę. Twarz skupiona, walczy. Za Nowym Dworem trasa lekko pod górę. Postanawiam pomóc Oli do skrzyżowania z drogą do Reptowa. Dalej już zbieg. Przed zbiegiem mówię Oli – dokończ sama. I powiedziałem to nie dlatego, że osłabłem, ale na zbiegach zwykle tracę, więc chcę, żeby Ola nie oglądała się za mną i biegła jak szybko może.
I rzeczywiście, Ola oddala się na kilka metrów. Potem trochę zwalnia. Widzę, ze uciska prawy obok. Kolka. U dołu zbiegu, jakieś 700 m przed metą Ola zatrzymuje się i zgina w pół. Mijam ja z pytaniem, czy to kolka. Nie musi odpowiadać. Spojrzenie na twarz i już wszystko wiem. Nie pomogę jej, więc biegnę o mety sam. Wpadam na nią zadowolony bardzo z tempa biegu. Po chwili zjawia się Ola. Bardzo zmęczona. Czeka na nią Madzia. Zdążyła wrócić z Włocławka, żeby zobaczyć przyjaciółkę na mecie.
Przed startem sprawdziłem listę startowa i wynikało z niej, że szans na podium nie mam, ale warto sprawdzić. Szukam siebie na liście wyników. Nie ma mnie. Sprawdzam jeszcze raz wg czasów i nic. Czyżby mata mnie nie odczytała? Jeszcze jedno sprawdzenie i dopiero wtedy widzę, że pod moim numerem jest inna osoba. Zgłaszam to pracownikowi firmy mierzącej czasy. Ten od ręki poprawia dane i… na monitorze widzę, że zająłem 2 miejsce w kat M60! Co za miła niespodzianka! Tym bardziej miła, bo pudło w Ostromecku ma dla mnie szczególne znaczenie.
W bardzo dobrym nastroju, bo i czas dobry, i noga przestała boleć , no i to pudło, idę się przebrać. Po drodze spotykam znakomitego maratończyka, Błażeja Brzezińskiego. Przyjechał tu z Ola, swoja żoną. Ola biegła, Błażej kibicował. Proszę ich o wspólne zdjęcie. Nie tylko dlatego, że to tak wybitni sportowcy, ale przede wszystkim niezwykle sympatyczni ludzie. Zawsze chętni do porozmawiania, do posłuchania także mnie, zwykłego ulicznego tuptacza. Robimy sobie wspólne zdjęcie. Dla mnie niezwykle cenne i ważne.
Czas na dekorację. Fajny moment. Główny organizator zawodów to mój kolega, a precyzyjniej młodszy brat mojej koleżanki z czasów podstawówki. Kilka miłych słów z jego strony i staję na drugim stopniu podium. Z tego podium widać budynki obu szkół, starej i nowej szkoły podstawowej. Widać kościół, Pałac Nowy, spichlerze zwane zbożowcami, kiosk pani Gobisowej, Razynę. Widać moje Ostromecko.
Wracam do domu. Niedaleko, za Wisłę, To jednak wystarczający dystans, by przypomnieć sobie słowa walczącego z nowotworem kolegi, by przypomnieć sobie sylwetkę biegnącej Oli, by pomyśleć o tym moim zaskakującym dla mnie samego dzisiejszym sukcesie.
Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi. – Forrest Gump
Z bieganiem jest tak samo. Porażką mogą skończyć się biegi, w których startujemy z oczekiwaniem sukcesu, a sukcesem w tych, w których zakładamy ledwo przebiegnięcie całego dystansu.
Mój chorujący kolega czeka na swoją czekoladkę. Może być bardzo gorzka, niech tylko będzie.
Przed Olą pudełko z tymi najlepszymi.
A przede mną?
Cóż, ja nie potrzebuje już czekoladek
Ja…
miałem szczęście…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |