2014-06-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| moja wina... moja wina... moja bardzo wielka wina :o( (czytano: 1479 razy)
...od 15 lutego do 14 marca leczyłem kontuzję, której nabawiłem się w Spale podczas XXIII HMPW
(nadciągnięty mięsień dwugłowy uda)
z jednej strony ubolewałem, że stracę całą wypracowaną wydolność, ale z drugiej strony miałem wymuszony odpoczynek i mogłem poświęcać czas na "różne swoje głupoty" :o)
przez cały ten czas nie ciągnęło mnie do biegania - no może "troszeczkę" po 3-tygodniach
...czas lenistwa ustał z dniem 15 marca!
wtedy - od razu zaczynałem się głowić: czy zdążę przygotować się optymalnie, aby 6 kwietnia podczas - V Biegu Raszyńskiego - zrobić czas minimum: 49:59
ułożyłem sobie taki dziecinnie prosty - bez udziwnień plan treningowy:
15.03.2014 --- 10 km --- czas: 59:52 --- 5:59/km --- spalone kalorie: 832
17.03.2014 --- 5 km --- czas: 27:04 --- 5:24/km --- spalone kalorie: 414
19.03.2014 --- 10 km --- czas: 59:45 --- 5:58/km --- spalone kalorie: 831
21.03.2014 --- 5 km --- czas: 26:47 --- 5:21/km --- spalone kalorie: 413
23.03.2014 --- 10 km --- czas: 58:57 --- 5:53/km --- spalone kalorie: 836
25.03.2014 --- 5 km --- czas: 26:25 --- 5:16/km --- spalone kalorie: 411
27.03.2014 --- 10 km --- czas: 57:10 --- 5:42/km --- spalone kalorie: 830
29.03.2014 --- 5 km --- czas: 25:46 --- 5:09/km --- spalone kalorie: 413
31.03.2014 --- 10 km --- czas: 54:17 --- 5:25/km --- spalone kalorie: 825
02.04.2014 --- 5 km --- czas: 25:56 --- 5:11/km --- spalone kalorie: 412
każda "piątka" to interwały - natomiast każda "dyszka" to treningowe tempo z mocniejszym akcentem na ostatnich 2-3kilometrach
z uzyskiwanych czasów na treningach byłem zadowolony...
suuuper - pomyślałem... ale czy to naprawdę wystarczy do nie przekroczenia tej bariery 50-minut???
miałem wątpliwości całkiem poważne, bo "piątki" robiłem prawie na granicy swoich możliwości, a ja z ledwością osiągałem czasy poniżej oczekiwań! :o(
ciut optymizmu wlała we mnie naprawdę " bardzo lajtowa dyszka" w 54:17
...wyjazd na "szybki test" czyli na V BIEG RASZYŃSKI już na samym początku podniósł mi znacznie ciśnienie - nie było w niedzielę autobusu o 2:45 w nocy pomimo, że był w wywieszonym rozkładzie, a także na stronie: e-podróżnik.pl
...do tego jeszcze zamknięty dworzec PKS - a ja stałem i chodziłem jak ten głupi - to w lewo, to w prawo :o(
byłem trochę senny, ale dodatkową złość potęgowało to zimno na zewnątrz i padający deszcz...
o godzinie 4:00 poddaję się, mam dosyć czekania i idę do całodobowego "turka" zjeść coś i zagrzać się...
wcześniej wypijam butelkę 0,5L Heinekena niejako ze złości!
...następny autobus z Kielc do Warszawy mam o 5:40
staram się nie "wkurwiać" dodatkowo i nie myśleć o przeciwnościach losu!
najedzony i zagrzany idę na dworzec PKS - autobus podjeżdża chwilę przed planowanym odjazdem...
w końcu mogę iść spać - zasypiam niemal natychmiast...
budzę się jak wyjeżdżamy z Grójca - a więc jestem już blisko celu podróży...
na moje specjalne życzenie kierowca zatrzymuje autobus na przystanku w Raszynie - pomimo, że nie ma takiego planowanego przystanku w rozkładzie jazdy...
nie wiem czy chce mi się jeszcze spać czy nie??? ...sam już nie wiem!? :o(
dochodzi 9:00 jak załatwiam formalności w biurze zawodów - jestem jednym z pierwszych w tym dniu w biurze zawodów
w myślach postanawiam - trochę niechętnie - że czas: 50:59 w tym dniu zaspokoi moją sportową ambicję...
wcześniej planowałem, że absolutne minimum to: 49:59
nie mogę oszukiwać sam siebie i być obojętny, że te wszystkie dotychczasowe przeciwności losu dnia dzisiejszego nie będą miały wpływu na końcowy wynik...
"dyszka" to jest szybki bieg i na takim biegu bardzo trudno jest nadrobić stracony czas, gdy "coś" nie ułoży się po naszej myśli...
S T A R T !!!
o żesz ty ku...wa mać! wykrzyczałem w myślach, bo Garmin jak na złość od kilku minut nie chciał mi złapać satelity - staram się celowo iść, a nie biec do przekroczenia linii startu, bo może jednak zaskoczy? :o/
niestety... zaczynam bieg bez Garmina... satelity łapie po 3-4minutach po przekroczeniu linii startu...
postanawiam zatem uruchomić Garmina od 1-kilometra...
dopiero na 2-kilometrze będę mógł zrobić "w głowie" jakieś pierwsze kalkulacje...
postanawiam nie przyspieszać i opanować złe emocje...
11:35 taki mam czas w przybliżeniu po 2-kilometrach - to bardzo wolno, za wolno... to już jest bardzo duża strata...
staram się za wszelką cenę nie dopuszczać złych myśli, ale już wiem od 5-kilometra na 1000% - że nawet czas: 50:59 jest już poza moim zasięgiem...
już nie potrafię zapanować nad emocjami... tracę rytm i kolejne sekundy...
pogoda jest wręcz wyśmienita do szybkiego biegania - pochmurne niebo, 10-11*C - do tego szybka i płaska trasa na 3-pętlach...
to wg. mnie najszybsza "dyszka" na jakiej biegłem - jest wręcz stworzona do szybkiego biegania i bicia życiówki!
...w trakcie tego biegu przeżywam jeszcze inne kolejne "problemiki" - mam zadyszkę, łapie mnie kolka, pojawia się przemijający ból uda i piszczeli, robi mi się jasno i ciemno przed oczami, czuję ból od zatartych pachwin...
cóż z tego, że finisz mam mocny - jak na mecie osiągam strasznie, strasznie pizdowaty czas! :o(
dla mnie czas 52:31 brutto(51:58 netto) to niemal kompromitacja!!!
...ale teraz siądźmy na spokojnie i zastanówmy się ...czy:
- gdybym był wypoczęty
- gdybym był wyspany
- gdybym uruchomił Garmina z chwilą przekroczenia linii startu
...to osiągnąłbym na mecie ten gorszy zadeklarowany czas: 50:59
szczerze??? ...nie wiem! ...i nigdy się już tego nie dowiem!
mógłbym też przy okazji poznać odpowiedź czy 10 treningów - podkreślam to jeszcze raz - 10 treningów - jest w stanie przyczynić się po miesięcznym rozbracie z bieganiem do osiągnięcia wyniku na mecie 50:59 lub może i nawet 49:59
na mecie szczerze pogratulowałem Ani (patrz zdjęcie) - która pomimo swoich lat nadal reprezentuje bardzo wysoki poziom i przybiegła na metę dosłownie "chwilę" po mnie
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |