Wiadomo, że człowiek w życiu ma niewiele znaczących, okrągłych urodzin. Jest roczek, potem osiemnastka, pół wieku, no i setka. Roczek urządzają rodzice, więc nic się nie pamięta, osiemnastka to już coś, to symbol uprawniający do startu np. w pierwszym maratonie.
Setka zwykle nie kojarzy się normalnemu śmiertelnikowi z długością życia – raczej oznacza przepustkę otrzymywaną po pokonaniu tego dystansu na nogach, by zostać prawdziwym ultrasem.
Naturalne więc było, że jak Staszkowi Wciśle, sympatycznemu krakowskiemu biegaczowi stuknęło 50 lat, to postanowił rocznicę uczcić. Jak biegacz może świętować? Zaprasza grono znajomych i …biegamy!
11 listopada 2008 o godz. 17 jest już ciemno, ale 25 przyjaciół Stasia z Prezesem Krakowskiego Klubu Biegacza włącznie, zgłasza się w Skotnikach (dla mniej wtajemniczonych – Skotniki leżą na terenie wielkiego Krakowa) w strojach biegowych, gotowych do drogi. Wycieczka biegowa pokrywa się z trasą tegorocznego Biegu w Skotnikach.
Po bardzo ciepłym dniu robi się szybko rześko i na dodatek jest już ciemno, ale niektórzy są z czołówkami. Wszyscy ruszają ochoczą dla rozgrzewki, w kierunku liczącego prawie tysiąc lat tynieckiego opactwa benedyktynów.
Po drodze jest lasek w Podgórkach Tynieckich, który w nocy, tylko przy świetle księżyca las wygląda niesamowicie i groźnie. Ktoś pyta: czy są wilki w tych stronach?
- Nie ma, żartuje Piotrek, mieszkaniec Skotnik - dawnośmy je już zjedli…
Dobiegamy pod klasztor, droga wznosi się do góry, mijamy dostojną, prastarą bramę i wpadamy na tajemniczo oświetlony dziedziniec benedyktynów.
Jest cisza, stare odrestaurowane mury dookoła, w oknach nieliczne światełka. Atmosfera wyraźnie nastraja do skupienia, stajemy, rozmawiamy cicho, potem obiegamy studzienkę dookoła jak podczas majowych zawodów i w drogę powrotną. Paweł podaje na końcu, już przy ognisku, długość nocnej przebieżki, którą zmierzył swoim GPSem: 9 km.
Na opuszczonej skotnickiej łące jest wcześniej przygotowane miejsce na ognisko (pozostawiony dyżurny zdążył je rozpalić) a przyjaciele odśpiewują tradycyjne sto lat, przy blasku ognia i księżyca.
Dym trochę gryzie w oczy, ale nie dlatego Stasiu jest wyraźnie wzruszony, gdy Ula i Ewa odczytują mu w imieniu zebranych okolicznościową laurkę. Strzelają korki od szampana nalewanego do plastikowych kubeczków (bo warunki są naprawdę polowe).
Jest też wspaniały tort z napisem 50 lat, ale za chwilę cały znika w przepaścistych żołądkach biegaczy.
Stasiu opowiada o przygotowaniach do kolejnego Skotnickiego Biegu w maju 2009 roku; tym razem pobiegniemy do Sanktuarium w Łagiewnikach i z powrotem. W przygotowania Dyrektor Biegu wkłada całe serce, to jest jego ambicja, aby zadowolić społeczność biegaczy.
Medal znów powinien być piękny, okazały i niepowtarzalny, tak jak poprzednie, które były magnesem dla wielu startujących.
I tak wygląda główna recepta na wyróżnienie biegu. Na pewno Dyrektor Stasiu je zdobędzie.
|