2016-06-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| góra - dół (czytano: 930 razy)
Wczoraj, dwa dni po długim treningu, zrobiłem próbę rozbiegania. Makabra. Żadnej energii, człapanie, byle skończyć tę bezsensowną męczarnię. Nie dobiłem nawet do 10 km, bo to było czyste bezcelowe zarzynanie się. Po powrocie do domu oświadczyłem żonie, że kończę z bieganiem. Z poczucia obowiązku i dla fasonu, ale już bez przyjemności dotrwam do zaplanowanego maratonu.
Właśnie z takiego przymusu wyszedłem dzisiaj na bieganie, byle zaliczyć. Już po starcie postanowiłem przebiec 1 "moją" pętlę jednak nieco szybciej, tak ciut szybciej i wyszło całkiem nieźle 5 min na km. Potem znowu truchtanie i znowu coś mi strzeliło do głowy, ale teraz już od początku nieco szybciej. Sam to kiedyś określiłem jako "trening spontaniczny". Tak po prostu pod wpływem chwilowego impulsu. Tym razem wyszło 4,40 min/km. Wiem, że na nikim kto to czyta nie robi to wrażenia, ale sam sobie zaimponowałem, a najważniejsze, że odzyskałem nieco radości i wiary w siebie,
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |