Nieco inny charakter niż inne biegi Grand Prix Warszawy miał bieg z 12.06.2001 r. poświęcony pamięci niedawno zmarłego naszego kolegi biegacza Stanisława Dankowskiego. Tym razem nie było sponsora a biegacze sami przynosili upominki rozlosowane wśród społeczności biegowej po imprezie.
Pogoda sprzyjała, chociaż jadąc na bieg przedzierałem się przez niezłą ulewę, która zasiała we mnie ziarno zwątpienia w sens biegania po deszczu. Jednak na miejscu przestało padać i w gronie nieco mniejszym niż zwykle (miałem takie wrażenie, choć Ziutek pisze o 186 uczestnikach) stanęliśmy na starcie. Prowadzący imprezę Janusz Kalinowski wspomniał postać Staszka oraz innego niedawno zmarłego biegacza Jerzego Krochmala. Zadeklamował też wiersz napisany przez jednego z biegaczy, poświęcony Staszkowi Dankowskiemu. Zaraz potem rozległ się wystrzał startera i ruszyliśmy.
W czasie biegu tylko trochę siąpiło i gdzieniegdzie trzeba było omijać błotniste kałuże. Ale było niezbyt ciepło, choć trochę parno. W sumie warunki sprzyjające. Jak zwykle ruszyłem jako jeden z ostatnich i przesuwałem się stopniowo do przodu. Na początku robiłem to z Jarrem Sarem i Danielo Ferrarisem, omawiając przy okazji możliwości dojazdu do Lęborka, potem samotnie wyprzedzałem wielu zawodników, by dojść w końcu za półmetkiem do Ani Łapińskiej i Krzysia z KB Droga. Z tymi ostatnimi przebiegłem kilkaset metrów, ale okazali się dla mnie zbyt mocni i przesunęli się z przodu. Dotarłem do mety z czasem 44:52 (wg mojego czasomierza).
Bez żadnych zgrzytów odstawszy kilka minut w kolejce skonsumowaliśmy kiełbaski z pieczywem i dodatkami oraz piwem (lub napojem bezalkoholowym, wedle życzenia). Potem przenieśliśmy się do szkoły na Hirszfelda, gdzie odbyło się zakończenie imprezy połączone z losowaniem przytaszczonych przez samych biegaczy nagród, których okazało się sporo, a niektóre były całkiem wartościowe.
Impreza udana. Tylko mi trochę głupio, bo zgapiłem się i nic nie przyniosłem. Poprawię się następnym razem. W pokucie odwiozłem jeszcze bliżej domu Tadzia Andrzejewskiego i Przemka Cieślaka.
To ostatni start przed Lęborkiem. Planuję jeszcze krótki trening w piątek rano, w sobotę do pociągu, a w niedzielę zmierzę się z kaszubskimi wzniesieniami. Wybiera się na nie spora grupa warszawskich biegaczy.
Wstępne (na razie) wyniki wczorajszego biegu jak zwykle u Ziutka Woźnika: www.republika.com.pl/zwozniak
|