2012-09-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Warszawski-historia lubi się powtarzać (czytano: 1354 razy)
Dziś wyjazd do Warszawy na 34 MW.Startuję tym razem prawie bez przygotowania ,aby udowodni sobie i bliskim mi osobom ,że potrafię podnieść się z kolan ,odbić od dna i wrócić do tego co przez lata było moja pasją i pozwalało mi się czuć innym lepszym człowiekiem.22 lata temu musiałem to udowodnić pewnemu majorowi wykładowcy WF-u na szkole oficerskiej i chorążych WOP ,a zarazem trenerowi piłki ręcznej Granicy Kętrzyn.Na siłę chciał zrobić ze mnie szczypiornistę , a ta dyscyplina mi nie leżała pod wieloma względami.Zablokował mi przepustkę na wyjazd na 12 Maraton Warszawski i dopiero po interwencji oficera politycznego i awanturze na szczeblu komendy szkoły udało mi się wyjechać.Stanął też zakład ,że jeżeli przebiegnę poniżej 3h to major da mi spokój z piłką ręczną.Nie wiedział,że miałem za sobą 2 starty w maratonie Juranda w 1989r , 1990r i czasy 2:54 i 2:44.Dojazd na start miałem z przygodami i dotarłem w ostatniej chwili milicyjną Nysą.Miał to być bieg po życiówkę i byłem przygotowany do tego.Do 38km było super, a potem skończyło się zasilanie.Na metę dotarłem z czasem 2:47. Żle rozegrałem ten bieg taktycznie bo przerosła mnie ta impreza.Pierwszy raz biegałem w takim tłumie ,gdzie startowało ponad 1000 osób.Do 30km się ścigałem, zamiast biec z głową i stoperem zgodnie z założeniami.Ten maraton pamiętam również z tego,że pierwszy raz w życiu na biegu przegrałem z kobietą bo na ostatnich 2km minęły mnie 3 sympatyczne dziewczyny.Przed 3 broniłem się dzielnie ,ale poległem kilkaset metrów przed stadionem. Nazwiska tych dziewczyn pamiętam do dziś:1.Ewa Olas,2.Halina Zuliewa,3.Iza Zatorska.Długo moje męskie ego nie mogło tego przeboleć i początkowo bardziej to zaprzątało mi głowę niż zawalony taktycznie bieg.Cóż miałem 21 lat ,a wiek ma swoje prawa.Z Izą wkrótce przegrałem znowu na biegu Belweder-Sejm ,ale już wiedziałem kim ona jest w środowisku biegowym i przyjąłem to z uśmiechem na twarzy.Swoje chwile satysfakcji miałem po powrocie do jednostki w Kętrzynie.Major się zbiesił,gdy się przekonał o przegranym zakładzie no i czuł się oszukany bo nie wiedział o moich wcześniejszych wynikach w maratonach Juranda.W tym czasie pojęcie mobingu było tematem nieznanym.Ja poznałem je na zajęciach z tym majorem bo w tym czasie oficer musiał mieć zawsze rację.Byłem więc manekinem na zajęciach z walki wręcz, gimnastyki przyrządowej no i bramkarzem podczas gry w piłkę ręczną.Dałem sobie radę bo co cie nie zabiję to cię wzmocni,a z wyjazdami na przepustki i biegi nie miałem już żadnych problemów.Teraz po 22latach stadion jest inny,ja mam też inny cel i kondycję.Radość i satysfakcja z dobiegnięcia do mety będzie znacznie większa niż wtedy.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |