Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [4]  PRZYJAC. [40]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Dezinformator
Pamiętnik internetowy
Trzmiel lata bo lubi mimo, że naukowcy mu zabraniają ;)

Patryk Musielak
Urodzony: 1983- V-06
Miejsce zamieszkania:
3 / 10


2011-07-14

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Największa biegowa porażka. (czytano: 1778 razy)



Największa biegowa porażka.
Pewnie większość z nas może taką porażkę bez problemu wskazać. Pozostaje ona w pamięci przeważnie przez całe życie. Najczęściej przytrafia się na zawodach, kiedy mamy jakiś plan minimum. No i niestety z braku przygotowania, zbyt mocnego początku, nieukończenia biegu lub zbyt wysokich ambicji nie udaje się zrealizować naszego celu. Pozostaje smutek, frustracja, żal no i dokuczliwe zmęczenie. Człowiek najlepiej zapadłby się wówczas pod ziemie i chciałby, aby to jednak nie miało miejsca.
U mnie wyglądało to nieco inaczej oczywiście miałem tego rodzaju uczucia, do teraz jak sobie to przypomnę jest mnie siebie żal.

Jednak po kolei. Wiecie już jak zaczęła się moja przygoda biegowa. No i tak zaczęło jakoś się kręcić, zaczęliśmy biegać, co jakiś czas 8-11 kilometrów. Drugi mój trening nastąpił „już” po tygodniu we wtorek a następnie w sobotę. Początkowo biegaliśmy z Andrzejem, jak mu pasowało jak nie trening był odwoływany. Później z Krzysztofem stwierdziliśmy, że jak już jesteśmy przygotowani do treningu a Andrzeja nie ma to sobie sami możemy pobiegać. Tak też było. Biegałem z Andrzejem z Krzyśkiem doszedł jeszcze wcześniej biegający ale najstarszy z nas Romek. No i jak nie z jednym to z drugim biegałem.
Po pewnym czasie Andrzej rzucił propozycje byśmy się przebiegli do Boszkowa. Chwila namysłu, przeanalizowanie ile to jest kilometrów. Kurcze 25 km!, do tej pory najwięcej biegałem niespełna 14 ;/. No, ale Andrzej mówi, że sobie w połowie drogi zrobimy przerwę i spokojnie damy radę. Wahanie było, ale w końcu sobie powiedziałem, kurcze 10 kilometrów też pobiegłem i to bez przygotowania, więc i to dam rade.
No to się zdecydowaliśmy mieliśmy biec w 4. Jednak w końcu ruszyliśmy w trójkę Ja, Krzysztof i Andrzej. Biegło się fajnie i przyjemnie na tyle, że to Ja prowadziłem bieg :D
Kurcze naprawdę mi pasowało, wszak kondycja się trochę już wyrobiła teraz na naszych treningach potrafiłem ścigać się i wygrywać pod koniec biegu bez problemu z Andrzejem.
Tylko Krzysztof nas trochę hamował. No i zatrzymaliśmy się na obiecanej przerwie, wypiliśmy po piwko lub dwa ;) Od tego momentu zaczęło się wszystko odwracać Krzysztof poczuł się rewelacyjnie i to On zaczął prowadzić bieg, Ja z Andrzejem spokojnie z tyłu. Po pewnym czasie Krzysztof nam odskoczył a Andrzej zaczął go gonić. Mnie się jakoś tak nie spieszyło, później byli coraz dalej a mnie zmęczenie brało coraz wyraźniej. Byłem sam z tyłu Oni z przodu nie chciało mnie się biec, ale nie miałem wyjścia. Po woli nie miałem na nic ochotę marzyłem tylko o tym by mieć to już to za sobą. Kolejne kilometry były dla mnie męczarnią, jednak cały czas biegłem. Już nie miałem siły po za tym miałem problem z orientacją. Na szczęście to była w lesie prosta droga. Pod koniec męczarni podjechał do mnie syn Andrzeja, który razem z kolegą towarzyszył nam na rowerze. Zapytał się czy chce jechać, kiwnąłem głową, że tak. Wsiadałem na rower był to jakiś rodzaj odpoczynku, chociaż nie miałem zbytnio sił pedałować pamiętam, że jechałem zygzakiem. Jednak, kiedy się młody zmęczył biegiem zapytał się czy może wsiąść na rower. Puściłem go, sam kontynuując męczarnie. W sumie nie było już daleko asekurował mnie do samej miejscowości. Później się oddalił a Ja w momencie, kiedy przekroczyłem granice miasta. Zacząłem iść w kierunku plaży (umówionego miejsca). Przestraszyli się jak mnie zobaczyli czułem, że jestem odwodniony i ciarki wskazywały na brak węglowodanów. Na szczęście był tam punkt gastronomiczny. Posiliłem się odpocząłem i było lepiej. Wszystkim było wesoło, pogoda się udała, tylko ja umierałem ;/ Do domu Andrzej z Krzysztofem wracali rowerami Ja z chłopakami wracałem zamówionym samochodem. Tak wyglądała moja największa biegowa porażka. Nie wiem, co tak źle na mnie wpłynęło, przerwa w biegu, piwo, czy brak formy.

Jednak już więcej czegoś takiego nie doświadczyłem. Andrzej później wielokrotnie mi mówił, że myślał, iż się zniechęcę do biegania a maratonu tym bardziej nie spróbuje.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Januszz
15:42
andrzejzawada1
15:31
jantor
15:04
Stonechip
15:02
stanlej
14:49
przemek300
14:42
wjelen
14:39
Duchu
14:38
arturgadecki
14:24
jery
14:22
Jurek D
14:22
konsok
14:01
Admirał
13:50
BOP55
13:37
AleCzas
13:36
kostekmar
12:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |