Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [21]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
krokodyllos
Pamiętnik internetowy
MOJE BIEGANIE


Urodzony: 1962-07-04
Miejsce zamieszkania: Gdańsk
1 / 3


2009-07-18

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
PIERWSZY WPIS CZYLI KRETOWINY 2009 - 11 LIPIEC (czytano: 1742 razy)

 

Do Kretowin wcale nie chciałem jechać, ale namówił mnie Jacek. Przecież mój największy przebieg, to jak dotąd 22 km, a tu od razu 33 km!. No, ale skoro marzy mi się maraton na jesieni, to pomyślałem, że dobrze byłoby oswoić się z takim dystansem. W ogóle nie zdawałem sobie sprawy, jak ten bieg może być trudny.
No dobrze, przyjeżdżamy, na początek parking niestrzeżony z opłatą droższą, niż pod Pałacem Kultury w Warszawie, rozwalam sobie błotnik o wysoki krawężnik ( jak można zbudować taki parking?). No nic, trudno, trzeba skupić się na biegu.
Już po starcie otrzeźwienie, trasa okropnie pofałdowana, długie i mało łagodne podbiegi, za to
zbiegów mało. Punktów odświeżania niby dużo, ale tylko woda i cukier ( nie zabrałem żadnych, izotoników, co prawdopodobnie spowodowało późniejsze problemy). Biegnę
według założonego planu, no trochę szybciej, 1:01 pierwsze 10 km. Na 14 km jest prawie pionowy podbieg, opanowuję ochotę, żeby się zatrzymać, na zawodach to się jeszcze nie zdarzyło. Do 21 km zgodnie z planem ( 2:06) i nagle zaczynam pękać! Tok myślenia taki „
znowu jest okropny podbieg, jak ten pokonam,to będzie następny, a potem następny, to bez sensu „ I przestaję biec, przechodząc w marsz! Nie jestem zmęczony, ani specjalnie spocony
( pogoda dobra do biegania, jak na te porę roku, słoneczko zza chmur, chłodny wiatr, w granicach 16 stopni), ale czuje jakby pstryk…ktoś wyłączył mi zasilanie. Zrywam się do biegu, ale znów jest podbieg…Więcej idę przez 12 km niż biegnę, jestem wściekły, bo kolejne kilometry dłużą się niemiłosiernie, jak nigdy.. Wreszcie meta, usiłuję biec przez ostatnie 400 metrów, co o dziwo, udaje się. Niespecjalnie zmęczony mijam metę w czasie 3:40.
Atrakcją Kretowin są podobno arbuzy i kąpiel w jeziorze po biegu. O kąpieli nie myślę, ale
zjadam kilka pysznych kawałków arbuza. Jestem zadowolony z nabycia zupełnie nowych dla mnie doświadczeń, ale i upokorzony tym, co stało się na trasie. Po jakimś czasie dochodzę do wniosku, że najwyższy czas na debiut maratoński, ale …na płaskim terenie, a nie w biegu dla twardzieli. A więc debiut, 27 września w Warszawie. Już się nie mogę doczekać, Kretowiny pokazały mi, że może się udać, ale trzeba trenować dalej.


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
Lektor443
01:50
plomyk20
01:49
Andrea
00:41
orfeusz1
00:27
Marco7776
00:25
gabrys82
23:40
marcoair
23:32
Wojciech
22:25
szyper
22:09
jantor
21:33
kos 88
20:57
kubawsw
20:52
1223
20:48
seba1
20:40
damiano88
20:34
42.195
19:40
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |