2010-03-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Balonik (czytano: 1500 razy)
pierwszy raz biegłem połówkę i poszło lepiej niż zakładałem :) plan był taki, żeby nie wyprzedził mnie balonik na 1:50, a może uda się być w zasięgu grupy na 1:40.
Przed startem spotkałem starych znajomych i za nimi zacząłem sie przeciskać do przodu. Z optymizmem wielkości mrówki spoglądałem na balonik 1:30 który zupełnie "przypadkiem" pojawił się tuż przede mną.
Odliczanie i start.
Tempo na 21km oscylujące w okolicach 4:10/km to nie było coś, do czego byłem przygotowany :) W zasadzie w ogóle nie bylem na ten dystans rozbiegany. Ale nie odpuszczałem, chociaż były momenty, szczególnie na Drodze Dębińskiej
gdzie zupełnie nic się nie dzieje, nie ma dopingu i czirliderek a dookoła sami faceci.
Na ostatnim podbiegu na Chartowie balonik już nie interesował mnie tak bardzo.
Myśli wypełniła nagrzana kabina prysznicowa, truskawkowy szampon, bicze wodne i dużo, bardzo dużo wody grodziskiej i grześków toffi.
Z tego odrętwienia wyrwał mnie - kilkanaście metrow przede mną - krzyk pejsmejkera który brzmiał mniej więcej: "no Panowie, teraz już nie możecie tego sp...lić!"
Wtedy coś drgnęło w udach i trochę podciągnąłem do przodu. Tylko troche, ale wystarczyło.
Mostek przy źródelku, i już z górki.
Na mecie z daleka widziałem wielkie cyfry: 1:29:36, 37 i tak dalej. Dłuższy krok, sylwetka do przodu i jazda.
Wtedy próbowałem sobie przypomnieć gest Kozakiewicza który miał byc skierowany do tej cholernej elektroniki zbliżającej się do 1:30:00 ale
sobie nie przypomniałem, która ręka ma się zginać.
Udało się zejść grubo poniżej planów. Zaliczony kolejny bieg, medal, zakwasy, dwa odciski i satysfakcja.
Gratis :)
Jeszcze raż DZIĘKI dla właściciela balonika za złoty trzydzieści :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |