Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [9]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Kot1976
Pamiętnik internetowy
NATURAL BEER RUNNER

Andrzej R
Urodzony: 1976----
Miejsce zamieszkania: Bielawa / Wrocław
17 / 17


2025-04-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
O tym, że trzeba wierzyć. (czytano: 170 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: www.facebook.com/dywizjonstodwa

 

Tegoroczny Bieg Kreta to był kosmos. Niesamowita walka na dystansie hardcore 380 km, gdzie prawie do samego końca nie można było mieć stuprocentowej pewności kto wygra. Na "mini" Krecie 148 km jeszcze lepiej - batalia o ostatnią dziką kartę na przyszły rok toczyła się nawet na ostatnich metrach, na ulicach Sobótki. Weekend pełen emocji i wielu niesamowitych historii. I ja też pozwolę sobie opowiedzieć o jednej osobie, której nazwisko pewnie nie pojawi się w żadnych relacjach. Ale ona też tam była.

Pół roku temu ukończyła swój pierwszy maraton. Jest waleczna i nieustępliwa, więc postawiła sobie kolejny cel - ultra. Nie ma co prawda specjalnego doświadczenia w biegach górskich - przebiegła ich ledwie kilka, a najdłuższy miał niecałe 24 km, ale przecież mieszka obok Gór Sowich, zna nawet kilku gości, którzy ukończyli Bieg Kreta. Właśnie. Bieg Kreta. 148 km przez Sudety. To będzie kolejny cel.

Przez następne miesiące konsekwentnie trenuje. Robi rekonesanese trasy. Rozmowia ze wszystkimi znajomymi ultrasami i czerpie z ich doświadczeń. Zbiera ekipę, która będzie jej supportem. Kompleksowo planuje i rozpisuje. Testuje odzież i sprzęt. Może nie ma doświadczenia, ale będzie przygotowana na ten dzień, bo przecież od wszystkich słyszy, że ultra biega się głową i trzeba wierzyć. A ona wierzy.

Ale życie bywa brutalne. W dniu startu nie może spać. Ze stresu ma też problemy z jedzeniem. Pojawia się frustracja i złość. Chce się jej płakać. Ale przecież nie może teraz odpuścić. Nie może uciec ze startu i zostawić ludzi, którzy w nią uwierzyli. Słucha więc końcowego odliczania przed startem i rusza w kierunku Śnieżnika.

Na szczycie jest mgła, niewiele widać. Drogę ze Śnieżnika pokonuje głównie marszem, bo czuje się głodna i słaba. Na jednym ze stromych fragmentów potyka się i przewraca na kamienie. Czy może być gorzej? Na wypłaszczeniu z głodu robi jej się niedobrze. Co chwilę się zatrzymuje, ale nie może nawet zwymiotować, choć próbuje - może wtedy brzuch "odpuści". Do Przełęczy Płoszczyna dociera resztką sił, a przecież to nie jest choćby 1/10 trasy! Support na Przełęczy próbuje wmusić w nią jakieś jedzenie. W końcu udaje jej się przegryźć parę słonych precelków. Popija colą i rusza dalej, bo przecież nadal wierzy, choć nie ma ku temu żadnych racjonalnych przesłanek.

Droga na Przełęcz Suchą cięgnie się niemiłosiernie. Obolały i wycieńczony organizm powoli odmawia posłuszeństwa. Kilka kroków i postój, potem kolejny, i kolejny. W końcu stwierdza, że to koniec. Ale przecież i tak musi dotrzeć do Gierałtowa, nikt jej stąd nie zabierze do domu. Pokonuje powoli kolejne metry. Nagle w mroku nocy pojawia się spacerująca pośrodku gór para. "Wariaci" myśli. A czy ona też nie zwariowała podejmując się tego wyzwania? W końcu w oddali pojawiają się światła, widać Gierałtów.

Tutaj w końcu udaje jej się coś zjeść - rosół dodaje sił, ale i tak nie myśli już o dotarciu do mety. Najchętniej by wsiadła do busa, ale nie może całkowicie rozczarować swojej ekipy, więc stawia sobie za cel pokonać choćby dystans dłuższy niż maraton. Bierze puszkę coli i rusza w kierunku Lądka. To tylko osiem kilometrów, więc szybko minie. Dla zabicia czasu zagaduje kilku innych biegaczy. Na zejściu z Trojaka rozmawia z Mariuszem, któremu opisuje całą historię, jak to się stało, że zdecydowała się na ten bieg i słyszy w odpowiedzi: "no to nie możesz odpuścić; jak odpuścisz, to potem będziesz żałować". I że trzeba wierzyć. Ale czy ona jeszcze wierzy?

Kolejny talerz zupy i zmiana planów - support miał na nią czekać na Przełęczy Kłodzkiej, ale prosi o to, by najpierw podjechali kilkanaście kilometrów bliżej, do Radochowa. Tam będzie 44 km trasy - najdłuższy dystans jaki kiedykolwiek pokonała. Jej Everest. Rusza dalej ulicami Lądka, momentami nawet udaje się biec. Noc jest cicha i prawie bezwietrzna, słychać tylko podeszwy jej butów odbijające się od asfaltu. I nagle dźwięk budzika. To jej telefon. 4:20, czas wstawać do pracy. Tylko, że to nie jest środek tygodnia - jest niedziela, a ona nie leży w łóżku, tylko właśnie zbiega ze Ślęży w kierunku Sobótki. 145 km w nogach. Zastanawia się czy poprzednia, ekstremalnie ciężka noc wydarzyła się naprawdę, czy to był tylko sen? Pomiędzy drzewami widać światła zabudowań na obrzeżach miasta. Jeszcze 3 kilometry i oficjalnie zostanie ultraską. Bo wiecie - trzeba wierzyć.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


zbyfek (2025-04-14,18:13): stres 2 piwa z sokiem w 2 godziny i melisa
Kot1976 (2025-04-15,07:20): Dziewczyna nie pije. :-)







 Ostatnio zalogowani
Arti
01:05
stanlej
23:41
MariuszS10
23:40
japa
23:26
szyper
23:21
VaderSWDN
23:20
Raffaello conti
23:17
Mania
22:56
aktywny_maciejB
22:02
drago
21:44
cierpliwy
21:34
uro69
21:13
mario.s5
21:13
Kot1976
21:07
dionizy62
20:42
Wojciech
20:40
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |