2019-03-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kiedy patrzę hen za siebie… (czytano: 2108 razy)
Gdyby 9 lat temu ktoś pokazał mi te wykresy i powiedział, że tak będą wyglądały moje wyniki, pewnie brałbym je w ciemno. Dycha w 36:58, połówka w 1:21:27, maraton w 2:58:47. Osiągnąłem wszystko to, co sobie zaplanowałem.
Cieszy mnie, że jedynie poza 2014 rokiem, we wszystkich latach, poprawiałem życiówki na każdym dystansie, na którym się ścigam, ale nawet w tym najsłabszym – 2014, był progres w półmaratonie. Dodatkową satysfakcję daje mi to, że wypracowałem te wyniki sam. Nigdy nie korzystałem ze wsparcia trenera. Oczywiście nie biegałem „na pałę”. Od początku bazowałem na planach treningowych Skarżyńskiego. Czasami rygorystycznie przestrzegałem wszystkiego, o czym pisał Jurek, czasami pozwalałem sobie na odstępstwa. Różnie bywało…
Od kilku lat, po każdym sezonie zadaję sobie pytanie, czy to już jest sufit, czy to koniec progresu, czy więcej już z siebie nie wycisnę... Dwa lata temu byłem mocno zmotywowany, żeby złamać 3h w maratonie. Złamałem. W poprzednim roku bardzo chciałem, aby suma moich życiówek z dychy, połówki i maratonu wyniosła poniżej 5h (mój projekcik SUB5H). Doszedłem do 4:57:12. Co dużego zaplanowałem na ten rok? Nic. Po raz pierwszy od 9. lat nie mam za czym gonić. Królik został złapany. Ok., wiadomo, że chciałoby się zejść poniżej 35 min, 1:20, czy zakręcić się w maratonie w okolicach 2:48… Chciałoby się… i by się to zrobiło na 100%, gdyby byłoby się o 10 lat młodszym.
Oceniam realnie na swoje możliwości i zastanawiam się, ile jest jeszcze do urwania. Dziesiątka i półmaraton są mocno wyśrubowane (naprawdę sam siebie zaskoczyłem robiąc takie wyniki). Wewnętrzny głos podszeptuje, że na tych dystansach sufit jest już nisko nad głową. Co innego maraton. Wg wszelkich tabel i algorytmów porównujących wyniki na różnych dystansach, 42,195 m powinienem biegać w granicach 2:51. Patrząc na wykresy tempa, widać wyraźnie, że przy maratonie powinno być 4:02 min/km. A to już rzut beretem od 3:59 min/km (i znowu byłaby pogoń za króliczkiem). Tymczasem na ostatnim, jesiennym maratonie ledwo złamałem 2:59, kończąc z ciemnością przed oczami.
Najgorsze jest to, że spadłem z fali. Poważna kontuzja łydki pod koniec zeszłego roku i różne zawirowania życiowe wykluczyły mnie z treningów na 3 miesiące. Forma spadła tak szybko, jak szybko wzrosła waga. Przybyło mnie 10 kg. Dopiero niedawno wróciłem do biegania. Było i nadal jest bardzo ciężko. Musiałem zaakceptować to, że starty wiosenne są poza moim zasięgiem. Wziąłem na warsztat półroczny plan treningowy pod maraton w 3h i powoli, krok po kroku odbudowuję formę. Może na jesieni powalczę o 2:57 i to jest mój jedyny, mały cel na ten rok.
Nie chcę jeszcze schodzić ze sceny.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2019-03-07,07:55): o suficie pomyślisz jak będziesz miał 5 z przodu :) Póki co, walcz :), jeśli oczywiście sprawia Ci to przyjemność. Shodan (2019-03-07,12:24): Dzięki Paulo! Na taki komentarz czekałem :) Jarek42 (2019-03-07,13:39): Mniej więcej mam takie same rekordy, a że jestem o 10 lat starszy, to już nawet nie myślę o zbliżeniu się do nich. Ale gdy ma się 4 z przodu to jeszcze można myśleć. slawek2910 (2019-03-08,21:57): Nie patrz za siebie tylko przed siebie. Trzeba przytrzeć nosa młodym gniewnym. My Jesteśmy zrobieni z gliny a nie z modeliny. loniuwielki (2019-03-14,13:50): Mamy bardzo zblizone wyniki. Maratonów nie biegam ale półmaraton 1:21:57 ,dyszke jeszcze tydz temu miałem 37 min, W Niedziele poprawiłem na 35:27 ...a niby mialo byc nigdy nie osiagalne,tak wiec ogien kolego, duzo do osiagniecia !!!!
|