Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
76 / 76


2025-01-06

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
2024 - resume (czytano: 151 razy)

 

Mój piętnasty „sezon” biegowy zakończyłem z 2974 km „na liczniku”. Od kilkunastu lat biegam w okolicach 3000 km rocznie (z rekordowym, pandemicznym, 2020, kiedy pokonałem 3800 km).Od wielu lat najważniejszymi startami pozostają maratony (i ultramaratony), trzy-cztery rocznie. Uzbierało się ich już 46, w sam raz żeby świętować 50-ty na pięćdziesiąte urodziny.Dlaczego nie więcej ? Bo wciąż jest we mnie wola rywalizacji o wynik a nie „zaliczanie” kolejnych imprez. Wciąż „kręcę się” w „widełkach” 2:56-3:15 (26 maratonów kończyłem w takim „przedziale”)
I nie inaczej było w minionym roku choć tym razem przyszło mi to zdecydowanie trudniej.Kryzys mentalny, który przyszedł na wiosnę. Niechęć do wychodzenia na treningi. Próba pogodzenia się ze sobą, że rekordy, z racji wieku, są już poza moim zasięgiem. Próba nieudana.
A jednak miniony rok zdecydowanie muszę zaliczyć do udanych:
Zaczęło się, tradycyjnie, już po raz dziewiąty, na Chomiczówce. Bieg pomiędzy wysokimi blokami warszawskiego osiedla, w aurze zimnej, choć nie zimowej. 1:04:21 to mój drugi najsłabszy na tej trasie ale do maratonu wiosennego pozostawało jeszcze dwanaście tygodni.. Były za to tylko trzy kilometry w zakładanym tempie (4:00) i to już fajne nie było.
Przystanek drugi to Półmaraton Warszawski, w którym wystartowałem po raz pierwszy. Tutaj już dłużej trzymałem zakładane tempo aż w okolicach Żoliborza „puściłem” grupę. Potem było ciężko ale perspektywa stanięcia na podium w kategorii „firmowej” skutecznie doprowadziła mnie do mety w 1:27:33. Podium było :) Być może był to mój najbardziej wartościowy wynik w tym roku (?) Czas był przyzwoity, do maratonu pozostawało 6 tygodni ale potężne zmęczenie na ostatnich kilometrach wskazywało, że pobiegłem trochę „ponad stan”.
I tak było w rzeczywistości. Niedługo później, podczas tradycyjnej „trzydziestki” z narastającą prędkością (miesiąc przed startem) dosłownie „odcięło mi prąd” po 23 kilometrze. Musiałem odstać swoje aby dokończyć trening jakkolwiek. Wówczas to usłyszałem od Pani Trener, że mógłby sobie dać spokój z wiosennym maratonem albo potraktować go „turystycznie”. Miałem się zastanowić do „jutra”... I oczywiście... nie zrezygnowałem. Powiedziałem, że treningowo to ja sobie pobiegnę w listopadzie, na trudnej trasie a zbliżające się zawody potraktuję poważnie: bo długo trenowałem, bo trasa jest płaska, bo inaczej nie potrafię...i choć było ciężko „zebrałem się” i w Pradze, 5.05. pobiegłem w 3:12:50, trzymając się grupy na 3h przez 10 km i pilnując czasu aby nie pobiec wolniej niż na 3:15. Zrobiłem to ale od 2 kilometra biegłem z olbrzymią niechęcią do otaczającej mnie rzeczywistości. Nie chciałem tam być, nie chciałem tego robić tylko wrócić na kwaterę gdzie czekała Pani Żona z Synkiem. Upór i doświadczenie nie pozwoliły mi tego „zostawić”.
Po powrocie nie było łatwiej ale plany były ciekawe i nie zamierzałem z nich rezygnować.
Pod koniec maja, tradycyjnie, Hajnówka i 21,1 km w 1:28:53 (czwarte miejsce w kategorii wiekowej, dwunaste open) i bieg z którego najbardziej jestem DUMNY !:
Kudowa-Bardo-Lądek w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. 110 km po górach, w nocy, na trasie, z której musiałem zejść ze skręconą nogą rok wcześniej. Ponad siedemnaście godzin (17:24:42) walki ze sobą, frajdy, emocji, przeżyć (zatrucie pokarmowe, ciężka końcówka „na głodzie”). I była meta ! I była euforia ! Pierwsza „setka”. „Odkułem się” za rok ubiegły. Nic większego nie mogło się już w 2024 roku wydarzyć (Tydzień później nogi okazały się łaskawe i podczas Biegu Powstania Warszawskiego pokonały dystans 10 km w 41:55. Naprawdę się nie spodziewałem) !
Ale był jeszcze jeden maraton. Maraton na nie łatwej, pagórkowatej trasie, w Palermo.
Aby się do niego przygotować i aby moje starania były jak najmniej monotonne, zaplanowałem trzy starty. W Giełczynie, u Mariusza, w 21-kilometrowym trailu powalczyłem aby stanąć na podium z Synkiem. Skutecznie. Byłem trzeci w kategorii i 17 open. A Synek świetnie się bawił na festynie. I tylko czas mógłby być lepszy. 1:35:07, odczuwałem jeszcze trudy lipcowego ultra choć właśnie zaczął się wrzesień. W Ostrołęce, podczas świetnie zorganizowanego Półmaratonu Kurpiowskiego do końca walczyłem aby ukończyć poniżej półtorej godziny i nabrać ochoty do dalszych przygotowań. Niewiele zabrakło, 1:30:07 i 22 m-ce open.
Wreszcie w Warszawie, w imprezie towarzyszącej maratonowi, na 10 km, przebiegłem dwukrotnie przez Most Poniatowskiego (najpierw w dół a potem po górę) aby wpaść na metę w czasie 39:58
mocno motywowany przez pace-a na ostatnich 500-set metrach. Kolejny rok z „dychą” poniżej 40" ! Może to był najlepszy, wynikowo, wstęp w minionym roku ?
I wreszcie Palermo. Maraton numer 46, który miał być rekreacyjnym dodatkiem do wakacji z Rodziną a który okazał się niezłym biegiem. Bez „napinki” na wynik biegło mi się całkiem dobrze a przez połowę dystansu zupełnie blisko balonika z czasem na 3:00. Skończyłem w 3:09:31, z uśmiechem na ustach :-)
Chcę biegać dalej. Mam ambitne plany na 2025 rok (Zurich, Lądek, Chicago) Wciąż brakuje chęci do treningu ale wciąż nie jestem gotów powiedzieć: Basta !

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
kirc
13:13
Tatanka Yotanka
13:11
rychu18625
13:06
marczy
13:02
Andrea
12:14
lukasz_luk
12:07
dejwid13
12:00
timdor
11:52
VaderSWDN
11:47
Rafał Plewiński
11:45
ulek85
11:39
futro
11:35
ProjektMaratonEuropaplus
11:09
maciek93
11:07
kostekmar
10:45
Januszz
10:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |