|
| rumac Maciej Rudnikowski Darłowo Darłowskie Charty
Ostatnio zalogowany 2024-10-02,07:37
|
|
| Przeczytano: 9069/2414133 razy
ARTYKUŁ | | | | |
|
Mój pierwszy start - cz.4 | Autor: Maciej Rudnikowski | Data : 2023-02-06 |
Będąc jeszcze nastolatkiem wyobraziłem sobie, że kiedyś przebiegnę maraton, a na pewno zrobię to przed skończeniem 40 lat. Nawet się chyba o to z kimś założyłem. Wtedy byłem przekonany, że mogę to zrobić z miejsca bez przygotowania. Przecież brałem udział w zawodach szkolnych... Cóż młodość ma swoje fantazje. Maratonu wtedy nie spróbowałem i zapomniałem o nim na około 20 lat.
W końcu zbliżając się do 40 przypomniałem sobie o młodzieńczym zakładzie i chociaż nie pamiętałem nawet z kim się założyłem, to stwierdziłem, że muszę ten plan zrealizować. Nie miałem pojęcia jak wygląda trening do maratonu, nie byłem aktywnym biegaczem. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że nie miałem pojęcia o niczym :)
Decyzja jednak zapadła. Jak debiutować to na największym maratonie, czyli Maratonie Warszawskim. Dodatkowo skusiła mnie opcja finiszu na Stadionie Narodowym. 26 kwietnia 2013 roku w piątek popołudniu wyszedłem pierwszy raz pobiegać.
W telefonie zainstalowałem apkę, słuchawki do uszu i tak zaliczyłem pierwsze 2,88km w tempie 5:12 po plaży. Do startu w 35. Maratonie Warszawskiem miałem 5 miesięcy. Wymyśliłem sobie, że codziennie będę biegał zwiększając dystans, aż do maratonu... W czerwcu dotarło do mnie, że to chyba nie jest najlepszy pomysł. Znalazłem sobie plan treningowy w internecie - bieganie 4 razy w tygodniu.
Oczywiście i tak biegałem dalej codziennie. Wytrzymałem tak do początku lipca. Dopiero wizyta kuzyna i poważna rozmowa uprzytomniła mi, że w ten sposób bardziej sobie szkodzę niż przygotowuję się do maratonu. Od tamtej pory trzymałem się już rozpisanego planu. Biegałem tylko 4 razy w tygodniu i z niecierpliwością oczekiwałem na start.
W końcu nadszedł 29 września 2013 roku.
Stałem na moście Poniatowskiego nie do końca świadomy tego co mnie czeka. Wielkość imprezy, tłum ludzi, atmosfera wszystko zrobiło na mnie niesamowite wrażenie, w oczach miałem łzy. W końcu wystartowaliśmy... Plan minimum był taki żeby złamać 4 godziny ale oczywiście ochota była na dużo więcej.
Biegłem dość spokojnie, dość szybko tracąc orientację w którym miejscu Warszawy jestem. Pamiętałem jednak, że w dobiegając do Świątyni Opatrzności będę mniej więcej w połowie dystansu. Pamiętam też, że było tam sporo kibiców. Biegłem wtedy tempem bliskim 5:00 i wpadłem w jakąś niewytłumaczalną euforię. Wydawało mi się, że mogę wszystko, przecież wystarczy lekko przyspieszyć i złamię 3:30!
Czułem się świetnie i nie miałem pojęcia, że to tylko chwilowe uczucie euforii.
Przyspieszyłem. Świetnie było jeszcze przez około 4km... Później zacząłem płacić frycowe za swoje niedoświadczenie i nieumiejętność właściwego rozłożenia sił. Po 31km jeszcze biegłem ale w głowie już nie było żadnych pozytywnych myśli.
Dobiegłem do 37km i musiałem przejść w marsz. Później jeszcze trzy razy maszerowałem ale w momencie kiedy zbliżałem się już do Stadionu Narodowego odżyłem, jakbym się ponownie narodził. Kiedy wbiegałem na płytę stadionu byłem już w euforii. Tłum kibiców, rodzina czekająca na mecie, ogrom stadionu i to niesamowite uczucie w momencie przekraczania linii mety zostanie ze mną do
końca życia.
To miał być tylko jeden start w zawodach, jeden maraton... Tymczasem zakochałem się bieganiu, zakochałem się w maratonie i od tamtej pory co roku we wrześniu wracam do Warszawy spełniać swoje marzenia i ponownie przeżyć euforię na mecie Maratonu Warszawskiego. Pierwszy maraton ukończyłem z czasem: 3:48:38. W ubiegłym roku zaliczyłem swój 10 Maraton Warszawski, tym razem z czasem 2:51:28 i ciągle chce mi się więcej :)
Maciej Rudnikowski |
|
| |
|