Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [3]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
ProjektMaratonEuropaplus
Pamiętnik internetowy
Projekt Maraton Europa plus (Korona Maratonów Europy)

Przemysław Janecki
Urodzony: 1980-10-25
Miejsce zamieszkania: Warszawa
34 / 34


2024-11-10

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Relacja z maratonu w Atenach (Grecja) (czytano: 555 razy)

 

Decyzja o udziale w maratonie w Atenach zapadła w kwietniu, czyli ponad pół roku przed zawodami. Koszt zakupu podstawowego pakietu startowego o tej porze to 55 euro, a przelotu w obie strony z Lotniska Chopina w Warszawie 143 euro (greckie linie lotnicze Sky Express). Można było również zakupić „bogatszy" pakiet startowy, w którym oprócz koszulki biegowej znajdował się ręcznik i plecak z logo maratonu. Chętnych na start w maratonie w Atenach zachęcam do wcześniejszego zakupu pakietu startowego, ponieważ wyprzedają się one na kilka miesięcy przed zawodami. Daliśmy sobie kilka dni na zwiedzanie miasta i delektowanie
się lepszą pogodą niż w Polsce. Pobyt był od 8 do 12 listopada. Z lotniska można łatwo dotrzeć metrem (9 euro) lub autobusem (5,50 euro). Droższa opcja to pewność, że nie utkniesz w drodze w korku, więc taką wybraliśmy. Podczas pobytu, po mieście poruszaliśmy się głównie na piechotę, ale zdarzyło się też przemieszczać metrem, które jest dość dobrze rozwinięte.

W sobotę udaliśmy się na Expo odebrać pakiet startowy dla mnie oraz dla Mikołaja i Agnieszki z Gdańska, którzy odezwali się do mnie z prośbą o odbiór ich pakietów startowych. Do Aten docierali dopiero w sobotę wieczorem i nie zdążyliby samodzielnie ich odebrać, bo biuro zawodów w sobotę czynne było do godz. 19:00. Jeśli chodzi o expo, to było chyba największym na jakim kiedykolwiek byłem. Bogate w asortyment biegowy i nie tylko. Udało mi się tam kupić taniej niż w Polsce żele energetyczne, które najczęściej stosuję na zawodach. Dalsza część dnia to zwiedzanie miasta. Wieczorem przekazałem Mikołajowi i Agnieszce ich pakiety startowe. Agnieszka miała startować na 10 km, ale ze względu na uraz zrezygnowała z tego startu. Z Mikołajem umówiłem się na wspólną podróż na start, który odbywał się w miejscowości Maraton.

W miejscu odjazdów autokarów spotkaliśmy się ok. 6 rano. Do autobusu odprowadziła mnie Ania, z którą miałem spotkać się dopiero na mecie. Organizator zapewniał transport w postaci autokarów. W mieście było 6 miejsc, z których zawoziły one zawodników na start. Autobusy stały w rzędzie, kiedy zapełniał się ten stojący z przodu odjeżdżał, a na jego miejsce podjeżdżał następny. Dojazd odbywał się w godzinach 5:30 – 6:54. Po dotarciu do Maratonu poszliśmy z Mikołajem do pobliskiej kawiarni na kawę, a potem oddać depozyty i na stadion, który był „areną startową" zawodów. Linia startu była obok stadionu, ale większość zawodników usadowiła się na murawie lub na trybunach, a część truchtała na bieżni. Pomimo tego, że świeciło słońce było chłodno, bo wiał zimny wiatr i foliowe płaszcze, które znajdowały się w pakietach startowych nie były wystarczające, żeby zachować odpowiednią ciepłotę ciała. Na szczęście z minuty na minutę było cieplej. Ok. 20 minut przed startem udałem się do swojej strefy startowej. Bardzo ważne jest to, żeby ustawić się w przydzielonej strefie startowej, ponieważ w sytuacji startu z innej, nie jest się sklasyfikowanym w wynikach końcowych. Nadmienić należy, że maraton ma swoją aplikację, która umożliwiała na bieżąco śledzenie zawodników.

O godz. 9:00 nastąpił start elity, a 5 minut później wystartowała moja strefa startowa. Moim założeniem na te zawody było zmieścić się w 4 godzinach. Obawiałem się trochę, że może mi się to nie udać, bo to maraton, który jest określany jednym z najtrudniejszych biegów ulicznych ze względu na bardzo dużą ilość podbiegów oraz ich przewyższenia. W zdjęciach załączę trasę oraz jej profil. W wielkim skrócie wygląda to tak, że pierwsze 12 kilometrów to trasa dość płaska, ale od 12 do 32 kilometra to cała seria podbiegów i zbiegów, natomiast ostatnie 10 kilometrów to odcinek naprzemiennie z górki i płasko. I chyba na takie 3 etapy należałoby podzielić te zawody.

Zaraz po starcie miłe zaskoczenie, cała grupa zawodników z mojej strefy biegnie równym i dobrym dla mnie tempem, nie ma tłoku, ani „maruderów" biegowych. Oznacza to, że wszyscy,
a na pewno zdecydowana większość zawodników podała prawidłowo swoje prognozowane czasy i określiła możliwości biegowe. Na stronie internetowej zawodów wyczytałem, że organizatorzy maratonu weryfikują deklaracje zawodników, co do ich osiąganych czasów w maratonach. Zastanawiałem się czy to prawda, ale chyba faktycznie tak jest. Po pokonaniu ok. 4 kilometrów trasa zawodów prowadzi wokół Pomnika Poległych pod Maratonem. Samego pomnika nie widać (a szkoda), bo wzdłuż ulicy rosną drzewa oliwne i wszystko zasłaniają. Na trasie dużo kibiców, którzy podarowują zawodnikom gałązki oliwne. To kultywowana tradycja tych zawodów, nie przystoi nie brać od kibiców tych gałązek. Po pokonaniu ok. 12 kilometrów spokojnym, ale dość stałym i przyzwoitym tempem (4:55 – 5:10 min./km) zaczęły się wzniesienia i prawdziwa walka na tych zawodach. Jak wspomniałem wcześniej walka ta trwa do ok. 32 kilometra. Na podbiegach zwalniałem, ale starałem się pomimo to zachowywać biegowy krok i tempo truchtu. Na wszystkich punktach odżywczych korzystałem z oferowanych napoi (m. in. woda, izotoniki, coca cola) i przekąsek (m. in. banany, żele energetyczne). Punkty te znajdowały się co ok. 2,5-3 kilometry, były dobrze zaopatrzone, a organizacja przy podawaniu wszystkiego bardzo dobra. Po ok. 25 kilometrach zacząłem już dość mocno odczuwać zmęczenie spowodowane pokonywaniem ciągle pojawiających się podbiegów. Należy tu ponownie wspomnieć o kibicach, którzy organizowali się spontanicznie i żywiołowo kibicowali. Bardzo dużo dzieci wystawiało ręce do przybijania „piątek" z maratończykami. Widać było, że są tym mocno podekscytowane. To było coś, co fajnie dawało energię i motywowało do dalszej walki. Ja na tym etapie biegłem już z kilkoma gałązkami oliwnymi wetkniętymi za pas z numerem startowym 😊 Widać było, że dla wielu kibiców, maraton jest mocno zakorzenioną tradycją i wzbudza w nich dużo pozytywnych emocji. Mi osobiście bardzo się to udzielało i patrząc na nich dochodziło u mnie nawet do jakiegoś wzruszenia. Przy kryzysach zdarzało mi się też myśleć o historii i pochodzeniu maratonu. Philippides dał radę to i ja dam radę.... Zaraz potem jednak pojawiała się myśl: „ale przecież historia mówi, że on na mecie padł martwy z wycieńczenia" i szybko odpychałem od siebie myśli zmierzające do tych wydarzeń... 😉
To był jednak moment, kiedy patrząc na moje średnie tempo zacząłem powoli godzić się z tym, że chyba nie uda mi się zmieścić w 4 godzinach.
Jednakże w dalszym ciągu walczyłem o tempo i każdy kolejny podbieg traktowałem jak małe zwycięstwo. Po 32 kilometrach biegowej walki podążając na jeden z ostatnich, dużych podbiegów usłyszałem „Eye Of The Tiger" w wykonaniu na żywo na perkusji i saksofonie. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i dało takiego kopa jakiego chyba jeszcze nigdy nie doznałem na maratonie. Złożyło się to z tym, że dalsza część trasy zawodów prowadziła albo z górki albo po płaskim terenie. Dało mi to pole i możliwość do przyspieszenia oraz podjęcie jeszcze walki o pokonanie tego maratonu poniżej 4 godzin. Od 35 kilometra trasa prowadziła już w mieście i kibiców robiło się jeszcze więcej niż do tej pory co jeszcze bardziej mobilizowało do biegu. Kiedy wskaźniki z kilometrami pokazały, że mijam 40 kilometr wiedziałem, że chyba już nic nie zabierze mi mojego małego, prywatnego zwycięstwa, czyli zmieszczenia się w 4 godzinach 😊

Ostatnie kilometry to podziwianie żywiołowych kibiców i bieg do mety, która znajdowała się na pięknym, starożytnym stadionie Kallimarmaro. Na koniec zostało mi wyjęcie flagi Polski i finiszowanie na stadionie wśród wśród wrzawy kibiców. Wypatrywałem Ani na trybunach, ale jej nie
dostrzegłem. Ona jednak mnie wypatrzyła i nakręciła filmik z finiszu 😊

Potem pozostało odebrać medal, udać się po depozyt i powrócić na stadion podziwiać ten klimat i całą otoczkę imprezy, która zdecydowanie jest jednym z najcięższych maratonów ulicznych, ale jednocześnie też jednym najbardziej ikonicznych i klimatycznych. Zawody te cieszą się bardzo
dużą popularnością wśród Polaków, o czym świadczyła ilość zawodników i kibiców z naszego kraju, a także to, że na ulicach miasta bardzo często słychać było język polski. Ateńczycy bazując na historii i na tym, że maraton wywodzi się z ich regionu, zrobili naprawdę świetną imprezę biegową dopracowując wszystkie detale zawodów. Ale przyznać trzeba, że kibice i ich zaangażowanie podczas maratonu też „robi robotę". Widać, że traktują go jako coś ważnego i osobistego oraz wyrażają swój głęboki patriotyzm lokalny udziałem w nim jako Ci wspierający maratończyków.
Pogoda w dniu zawodów była dobra, tj. częściowe zachmurzenie, niewielki wiatr i temperatura od 12 do 15 stopni. Wprawdzie na początku zawodów słońca było dość dużo i przez to zaczynało robić się gorąca, ale potem trochę się zachmurzyło i pogoda do biegania była wyśmienita.
W maratonie udział wzięło 20 tys. zawodników. Ja ze swoim czasem 3:58;23 w kategorii open zająłem 4833, a więc zostawiłem za sobą ponad 15 tys. osób 😊
Oczywiście przy okazji pobytu w Atenach nie zabrakło zwiedzania starożytnych zabytków, które robią wrażenie oraz „szwendania się" po ateńskich uliczkach.

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Piotr Fitek (2024-11-27,02:08): gratulacje! tak, sporo naszych tam biega :)







 Ostatnio zalogowani
Henryk W.
09:05
Tatanka Yotanka
08:56
Borrro
08:56
orfeusz1
08:51
zbig
08:41
wadas
08:34
arturM
08:27
michu77
08:14
platat
08:08
mariuszkurlej1968@gmail.c
07:34
romangla
07:33
cinekmal
07:29
42.195
07:24
biegacz54
07:23
rezerwa
07:21
Wojciech
07:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |