2007-11-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dwa maratony w dwa dni, czyli świński trucht w Bydgoszczy (1) (czytano: 2469 razy)
Dwa maratony w dwa dni? Czemu nie! Ostatecznie ludzie potrafią biegać maratony codziennie przez 4, 7 a nawet przez 10 dni. Dwa to zaledwie o jeden więcej niż normalnie. O ile normalni ludzie biegają maratony...
Na Bydgoszcz Beer Dwumaraton szykowałem się od dawna. Właściwie od tego momentu, kiedy Domin pochwalił się, czy też raczej jego koledzy pochwalili się, że pokonał czteromaraton w Czechach. Cztery to trochę za dużo, ale dwa... - pomyślałem. Z początku wybierałem się do Ostrawy, ale właśnie Domin wymyślił, żeby zrobić dubla u niego, w Bydgoszczy. Bennet, na którego to spadło, z początku marudził, ale jakoś dał się przekonać, choć jeszcze w Koszycach Domin wzruszał ramionami: najwyżej pobiegniemy we dwóch. W sumie nad Kanałem Bydgoskim biegało ponad 50 osób, ale dwa maratony ukończyło 27. Dużo to czy mało? Opinia zależy od punktu siedzenia. Moim zdaniem sporo jak na tę porę roku i miejsce ganiania. Co innego Hamburg czy Brno...
Plany miałem proste: pierwszego dnia 3:44:xx a drugiego 3:xx:xx, a więc byle połamać czwórkę. Może nieambitne, ale kontuzja łydki i związane z nią niebieganie nie nastrajały optymistycznie. Pierwszy maraton zaczął się nieźle. Biegliśmy sporą grupką, tak do połowy. Na półmetku miałem 1:45:06, a więc lepiej niż zakładałem i przyznaję trochę ze strachu odpuściłem. No dobra. Trochę odpuściłem a trochę nie mogłem. Noga kręciła się słabo, a łydka dokuczała. Zawziąłem się, żeby ukończyć maraton bez pastylek przeciwbólowych i udało się. Koledzy z grupy albo poszli ostro do przodu goniąc Przemka Torłopa, albo powoli wykruszali się. Ostatecznie najlepszy z nas Andrzej skończył na 3:29, a Domin dotruchtał na 4:02. O ile pierwszy był gotów na ten wynik, o tyle drugi przeżył mały szok. Na półmetku zwolnił i wytłumaczył mi, że jak zrobi drugą połówkę ,,nawet w dwie godziny'', to i tak przebiegnie maraton w 3:45. Zabrało mu to o ponad 17 minut więcej i nie wydobyłem z niego, co właściwie robił po drodze: spał, czy może pomorsował w kanale. ;)
Na mecie czułem się świetnie, nie licząc łydki, którą z zapałem zajęła się Beti. Potem sauna, prysznic, sauna, prysznic itd. No i po- i przedmaratońskie izotoniki, czyli 40 urodziny Darka. Po kilku piwkach przeszliśmy do nalewek - z pigwy wręcz wyśmienita, więc szybko zapomniałem o tym, że nazajutrz znów biegnę maraton. Niestety, w niedzielę mój organizm doskonale pamiętał jak spędziłem ten wieczór...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |