Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



Niby człowiek jest taki doświadczony, obiegany, światowy – a i tak maraton może go zaskoczyć. Po starcie w grudniowym maratonie rozgrywanym w Hongkongu nie spodziewałem się niczego szczególnego; ot kolejny uliczny bieg na dystansie 42 kilometrów. Pewnie będą wieżowce, oklaski, może jakaś szalona orkiestra albo grupa pantomimiczna przedrzeźniająca biegaczy – tak sobie myślałem. Tymczasem Hongkong miał dla nas nie lada niespodziankę: prawie połowa trasy maratonu prowadziła podziemnymi tunelami!

Start w Kerry Hong Kong Streetathon 2024 był drugim maratonem wchodzącym w skład naszej prawie miesięcznej wyprawy po Azji Wschodniej. Tydzień przed terminem tej imprezy wystartowaliśmy w maratonie w pobliskim Makao, a tydzień później biegliśmy już na Tajwanie w tamtejszym Tajpei Marathon. Dla jasności dodam, że nasz maraton w Honkongu (o którym właśnie czytacie) nie jest tym SŁYNNYM Hongkong Marathonem, lecz imprezą nieco mniejszą, zaprojektowaną na „zaledwie” kilka tysięcy osób. Realia w Chinach są takie – z czego często nie zdajemy sobie sprawy – że na tutejsze maratony często trudniej jest się zapisać niż na wielkie imprezy w Europie. Azjatyckich biegaczy chętnych do udziału w biegach są setki tysięcy jeżeli nie miliony…


Pierwszą przygodę mieliśmy już przed startem. Pomni nocnych problemów komunikacyjnych (maraton startował jeszcze w ciemnościach nocy) specjalnie zarezerwowaliśmy sobie hotel w bliskiej odległości od startu. Finansowo trochę nas to kosztowało, ale zwrócić się miało w komforcie nieco dłuższego snu. Wiedząc, że na start mamy jedynie kilometr wyszliśmy sobie z hotelu zaledwie na pół godziny przed wystrzałem startera…

Gdy doszliśmy – w dobrych humorach – na miejsce oznaczone na mapie organizatorów jako START przywitała nas absolutna ciemność. Po chwili okazało się, że to tylko miejsce specyficznej „przedmaratońskiej odprawy” oraz składania depozytów – zaś rzeczywisty start jest odległy o kolejne dwa kilometry. Błysnęły nam przed oczami tabliczki z komunikatem, że na owym miejscu „startu” należy zameldować się kilkadziesiąt minut wcześniej. Ponieważ do startu było już tylko piętnaście minut nie pozostało nam nic innego jak w panice biec na linię prawdziwego startu. I choć obawialiśmy się, że zostaniemy za chwilę zdyskwalifikowani (wokół nas byli już wyłącznie zawodnicy z numerami startowymi półmaratonu, który ruszał 30 minut po maratończykach) to jakoś zdążyliśmy. Taka przygoda!


Wystartowaliśmy w całkowitych ciemnościach, gdyż do wschodu słońca pozostawały jeszcze ponad dwie godziny. Temperatura była bardzo komfortowa, około 15-16 stopni. Po jakichś 2-3 kilometrach dotarliśmy do zagłębiającego się w ziemi tunelu samochodowego, w który wbiegał tłum maratończyków. Jeżeli obejrzycie sobie mapę Hongkongu to zobaczycie, że miasto to położone jest na kilku wyspach – i są one połączone ze sobą licznymi kilkukilometrowej długości tunelami.

Bieg przez pierwszy tunel był fajną ciekawostką. Wewnątrz było duszno i gorąco, a ponieważ tunel prowadził pod dnem szerokiej w tym miejscu na kilka kilometrów rzeki Perłowej, to najpierw trzeba było zbiec w głąb, a potem mozolnie wybiec z powrotem na powierzchnię. Odcinek trasy poprowadzonej tunelem miało około trzech kilometrów długości. Gdy wybiegliśmy na zewnątrz (wciąż była noc) owiał nas zimny prąd powietrza. Było bardziej niż rześko, a mokre od gorąca panującego w podziemiach koszulki tylko potęgowały wrażenie chłodu.


Długo nie pobyliśmy jednak na powierzchni; kolejne tunele wyrastały przed nami niczym grzyby po deszczu – i stały się najbardziej charakterystycznym elementem trasy tego maratonu. Każdy kolejny tunel miał minimum kilometr długości, a łącznie w podziemiach spędziliśmy około… 17 kilometrów z 42 kilometrowego maratonu. Zupełnie nie tego spodziewałem się po Kerry Hongkong Marathon!

Meta była niespodziewanie skromna, i stanowiła chyba najsłabszy punkt imprezy. A może po prostu przybiegłem zbyt późno, i zgromadzone tam atrakcje wszyscy już ze smakiem zjedli? Nie wiem, może to nauczka żeby biegać szybciej. Zapraszam Was na film, który lepiej pokazuje trasę biegu niż moja opowieść. Wiem, że było warto, a owe tunele były fajną ciekawostką świetnie łamiącą nudę tradycyjnych maratonów. Zapamiętam je na długo, bo pod tym względem impreza ta chyba jest wyjątkiem na całym świecie.


Tradycyjnie zapraszam na mój blog - 40latidopiachu.pl/maratony-swiata/






Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
Wojciech
19:59
cumaso
19:51
ronan51
19:44
szan72
19:35
plomyk20
19:33
galik
19:29
jmaslyk
19:28
tomaretto
19:24
Henryk W.
19:08
futro
18:59
ProjektMaratonEuropaplus
18:55
Namor 13
18:29
Zedwa
18:27
uro69
18:25
Andrzej_777
18:06
grefko
17:59
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |