2015-07-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| To był dobry dzień. (czytano: 1287 razy)
Pięć lat już uczestniczę w różnych biegowych imprezach,
zwiedzam nasz kraj, poznaję wspaniałych ludzi ...
Wiadomo, że dalsze wyjazdy są praktycznie utrudnione,
ale akurat o Dobrodzieńskiej Dysze słyszałem tyle dobrego,
że postanowiłem w tym roku zapisać się i na ten bieg.
W sobotę, 18-go lipca, skoro świt opuszczaliśmy więc Radom,
kierunek Dobrodzień, prowadziła Małgosia :)
Zapowiadano upały, ale niebo było zachmurzone.
Za Częstochową opady deszczu zaczęły się nasilać, jednak przed wjazdem do Dobrodzienia pogoda wyrażnie się poprawiła, zaparkowaliśmy na słonecznym rynku.
Już przy odbiorze pakietu startowego dało się zauważyć,
że organizacja biegu jest na wysokim poziomie, a woląntariusze bardzo mili i uczynni, z formalnościami poszło expresowo.
Upał zaczynał się nasilać, więc rozgrzewka nie mogła być za mocna, około 600 zawodników powoli gromadziło się przed startem.
Dla mnie są to niezwykle fascynujące chwile, to stawanie przed kolejną szansą. Odczuwalne jest jakieś skupienie, widać przy tym różnie okazywane obawy i nadzieje.
Dominuje uśmiech i wiara, że tym razem będzie lepiej :)
O 11-tej nastąpił upragniony start - najpierw wózki.
Potem jak to w życiu, jedni spokojnie, niemal płyną,
inni wręcz fruną, większość mozolnie ale z podniesionym czołem pokonuje zadaną trasę, a jeszcze inni walczą usilnie o przetrwanie ...
Wspaniałe jest to, że każdy indywidualnie pracuje na swój sukces i że są różne zadania, ale wszystkich jednoczy wspólny cel - meta!
A jak to konkretnie było ze mną ?
No cóż, bez rewelacji, czas netto 57:42 .
Łatwo nie było, ale starałem się mimo narastającego z nieba żaru.
To był mój pięćdziesiąty już uliczny bieg, a ja ciągle się uczę.
Często zdarza mi się lekceważyć sprawy żywieniowe lub pogodowe. Na szczęście Małgosia przypilnowała abym jednak przed startem czapkę nałożył, miałem przynajmniej minimum cienia pod daszkiem.
Przed biegiem chyba za mało się nawadniałem, a potem na trasie za to zbyt długo, ale poza tym biegłem nieprzerwanie.
Jestem bardzo zadowolony, że dotarłem do celu w dobrym zdrowiu i że miałem jeszcze trochę sił na przyspieszenie przed metą, miło też było usłyszeć swoje nazwisko!
Organizatorzy spisali się natomiast na medal.
Obydwa punkty z napojami były bardzo przydatne,
kurtyny wodne ustawione skutecznie i taktownie.
Dzięki też za każdą dostawioną ławkę z parasolem w okolicach strefy mety. Wydaje mi się, że to jest ważne, aby po biegu można było gdzieś usiąść, podzielić się wrażeniami, porozmawiać bez zbytniego tłoku i pośpiechu,
spokojnie i w miarę wygodnie poczekać na dekoracje ...
Porozmawialiśmy sobie z młodym małżeństwem z Opola,
tata dzielnie się spisał, a mama zapewniała kilkuletniego synka,że w przyszłym roku to już na pewno nie spóżnią się na biegi dzieci :)
Pewna pani cieszyła się przy nas, że dobiegła w limicie i zasłużyła na podium w swojej kategorii, i że córki zaczęły też biegać :)
Czas szybko mijał w przyjemnej atmosferze i nie popsuł nam humorów brak szczęścia w losowaniu skórzanego fotela, to są drobiażki, ale emocje były do końca, można nawet powiedzieć,
że otarliśmy się o podium w kategorii "losowanie części podium, czyli puf".
Ogólnie wysoko oceniam bieg w Dobrodzieniu, dla nas to był niezwykle udany wyjazd :)
Dobrze też, że w drodze powrotnej mogliśmy wstąpić na Jasną Górę... i że zdążyliśmy do domu przed ulewą...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2015-07-22,08:51): Ignacy, wszystkiego dobrego z okazji złotego jubileuszu biegów ulicznych :) Super! Brawo! andbo (2015-07-22,10:29): Gratulacje! I dalszych sukcesów w kolejnych biegach. Inek (2015-07-22,17:28): Dziękuję Paweł, no tak, złoto to złoto, cieszy :) Inek (2015-07-22,17:31): Dzięki Andrzej, może w następnym roku będę szukał sukcesu w Lublinie, mam na myśli maraton!
|