Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



Mój kryzys egzystencjalno – motywacyjny trwa w najlepsze. Pomimo, iż od maratonu w Sofii dzieli mnie zaledwie miesiąc, to już dziś niemal nic z niego nie pamiętam. To cena, którą trzeba zapłacić gdy wybiera się nie jakoś lecz ilość – zamiast pobiec jakiś fajny bieg ultra po przepięknych bułgarskich górach, wystartowałem w Sofii… bo byłem akurat w pobliżu. Było to wprawdzie rozwiązanie finansowo rozsądne, ale pod względem przygody zupełnie nijakie.

Na ten maraton pojechaliśmy dlatego, że byliśmy w pobliżu Bułgarii – tydzień wcześniej biegliśmy maraton w stolicy Macedonii Północnej – w Skopje – a z niej do Sofii jest zaledwie 250 kilometrów. Szybko policzyliśmy, że nie opłaca się nam wracać do Polski; wystarczy poczekać te kilka dni i kolejny kraj wpadnie nam do licznika.

Co zapamiętałem z maratonu w Sofii? Startowało wielu Polaków, praktycznie na każdym kilometrze trasy spotykaliśmy kogoś, kto rozmawiał w naszym języku. Były takie momenty, że z rodaków dosłownie można byłoby się otrząsać niczym kot po wyjściu z kąpieli.

Pamiętam też tunel, i to chyba wszystko; nic więcej. Gdyby nie te kilka ujęć z których zmontowałem film, to nawet zapomniałbym o tym, że były dwie pętle. Tak więc kończę ten artykuł, niech to będzie nauczka – głównie dla mnie samego – że warto rozsądnie wybierać książki które się czyta, i maratony które się biegnie. Nie był to zły maraton – nie zrozumcie mnie źle – ale był po prostu zupełnie niezapadający w pamięć.

Zapraszam na mój blog - 40latidopiachu.pl



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
kwasior777
22:47
VaderSWDN
22:11
Pudelek
22:06
GriszaW70
21:53
Zedwa
21:35
lida401
21:32
Andrea
21:30
krzysztofl
20:53
entony52
20:45
Henryk W.
20:41
Wojciech
20:32
CZARNA STRZAŁA
20:13
Stonechip
19:45
kaes
19:32
rezerwa
19:25
cumaso
18:32
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |