2013-06-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Coś optymistycznego" (czytano: 1568 razy)
Dziennikarz podchodzi do biegacza, który jako pierwszy przekroczył linię mety :
-Gratulacje! Jak pan tego dokonał ?
-Po prostu chciałem mieć to już za sobą .
Stary dowcip? Ale nadal aktualny, czy ktoś widział przed startem uśmiechniętego Kenijczyka? Ja jeszcze nie, czasami miałam więc wrażenie, że bieganie to jedynie rzemiosło, wyłącznie cykl procesów nastawionych na rezultat (czytaj: gotówkę). Niestety mnie też dopadł podobny stan. Moje bieganie zgubiło cały FUN , gdzieś między CM a czerwcem. Wstawałam tradycyjnie o 4,20, szłam do pracy, robiłam swoje, wracałam, zmieniałam pantofelki na wygodniejsze buty i biegłam realizować plan. Pełen cykl: akcja – bodziec – reakcja. Tylko efekt nadal pozostawał mglisty i nieprecyzyjny. Do tego doszło zamieszanie z wynikami na trzech biegach. Ja wybiegałam swoje, a organizator jakoś tak dziwnie mnie pomijał, sprostowanie owszem było, ale już po fecie, na korytarzu za zakrętem albo przez internet. Nie czułam radości biegania do tego stopnia, że niezauważalnie umknęła mi moja druga rocznica pierwszego startu. Dziwne, ale zaczęłam moją dotychczasowa pasję traktować jak obowiązek, który muszę zrealizować. Wreszcie coś jednak drgnęło. Jechałam późnym wieczorem samochodem, padał deszcz, nagle spojrzałam w bok. Zobaczyłam człowieka idącego energicznie z kijami, był ubrany na czarno i miał mnóstwo odblasków. W tym momencie poczułam, że mam ochotę iść pobiegać. Nie potrenować ale właśnie pobiegać. Nie zrobiłam tego tylko z jednego powodu - następnego dnia rano miałam zawody. Na starcie znów poczułam, że to jest moje miejsce bez względu na wynik. Bawiłam się świetnie, mało tego podjęłam karkołomną dla mnie decyzję o starcie w biegu górskim. Zawsze wolałam zbiegi, trasa w górę nie była moją ulubioną, a teraz co? Pobiegnę na Stożek. No dobrze może zbyt mocno powiedziane, może tylko wejdę, w każdym razie dotrę na metę, tego jestem pewna. Tak samo jak tego, że będą kolejne biegi górskie i że będę realizować kolejne plany ale z większym dystansem do efektów. Tak jak to przeczytałam w pewnym czasopiśmie o bieganiu czasami trzeba „wyluzować kucyki” więc wyluzowałam.
A co się działo w moich startach między CM a czerwcem? Zapraszam do zakładki „starty”.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2013-06-06,11:46): no więc jesteś chyba znów na tej właściwej drodze do czerpania z biegania radości. Pozdrawiam :) snipster (2013-06-06,11:49): akcja-reakcja... trening-zawody, a czasem po prostu brakuje impulsu, takiej iskry, która rozpala ogień we wnętrzu ;) Marysieńka (2013-06-06,12:41): Nawet kiedy bieganie było moja pracą, sprawiało mi wielką przyjemność....tak mam do dziś...szkoda, że ja nie "wolę" zbiegów...przydałaby mi się ta umiejętność już w najbliższą sobotę.... jann (2013-06-06,12:58): ja od 5 dni czuję te zbiegi z Okrąglika ale nie żałuję, najważniejsza jest radość biegania. Pozdrawiam DamianSz (2013-06-06,13:56): Co zawody to podium - rzeczywiście może się znudzić ,-) A, tak poważnie czułem podobnie i dlatego podobnie jak Ty postanowiłem startować głównie w biegach górskich, potraktować zawody jak wyjazd na wycieczkę.Do zobaczenia na Stożku. ps. polecam też bardzo fajny Bieg na Górę Żar. Pafcio (2013-06-07,13:31): a czymże byłby człek bez biegania, a kiedy jest się w dołku to pozostaje tylko do góry :) Honda (2013-06-10,18:30): Tak czasem bywa... w pogoni za kolejnym podium, za kolejnym wyróżnieniem, życiówką czy innym celem, zapominamy czym naprawdę jest dla nas bieganie.... a powinno być przede wszystkim czymś, co sprawia radość! Przy okazji gratuluję osiągnięć :) i życzę powodzenia na biegu górskim!
|