2014-09-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 32. Wrocław Maraton krytycznym okiem (czytano: 1854 razy)
Minęło już kilka dni od zakończenia 32. Wrocław Maratonu. Oceny biegu na portalu bardzo wysokie, prawie maksymalne. Tylko dwie 7 moja i jeszcze jednego użytkownika. Muszę powiedzieć, że jestem tym nieco zdziwiony. Od maraton, który aspiruje do polskiej czołówki, jest wśród biegów tworzących Koronę Maratonów Polskich, powinno się moim zdaniem oczekiwać o wiele więcej.
Zaczynając od Expo – kilka stoisk przed halą. Porównując to z Poznaniem (półmaraton) czy Krakowem widać sporą różnicę, o Pradze nawet nie wspomnę. Cicho, smutno i bez pomysłu (przynajmniej taki stan był w sobotę około południa).
Miejsce startu i mety, moim zdaniem za małe na taką ilość osób, z kiepskim skomunikowaniem z resztą miasta. W niedzielę na godzinę przed startem na Mickiewicza tworzyły się ogromne korki. Nawet sobie nie chcę wyobrażać co było po zakończeniu losowania. Mamy we Wrocławiu nowy stadion, który ciągle stoi pusty. Wiem, że nie jest tam tak zielono jak w okolicach Olimpijskiego, ale moim zdaniem strefa startu i mety w tym miejscu byłaby o wiele lepszym rozwiązaniem. Duże parkingi (oczywiści o ile byłyby ogólnie dostępne dla maratończyków) + bardzo dobre połączenie tramwajem Plus, dawałoby dużo większy komfort. O możliwości finiszu na stadionie nie wspomnę.
Kolejna sprawa trasa. Na pewno jest płaska, co ma duże znaczenie dla większości biegaczy. W tym roku po kilku modyfikacjach, nawet ciekawsza niż wcześniejsza. Niestety na Ostrowie Tumskim brakowało jakiegokolwiek zabezpieczenia. Biegłem na czas lekko powyżej 4h i już musiałem lawirować między spacerującymi, dla których części byłem jakimś dziwnym intruzem. To nie jest przyjemne na 37 kilometrze. W Pradze przebiega się przez Most Karola, który wtedy jest całkowicie wyłączony z ruchu turystycznego.
Z trasą łączą się kibice, których praktycznie nie było. Nie zauważyłem w tym roku żadnego zespołu. Na rynku brak jakiegokolwiek zainteresowania biegiem. Dobrze, że tam były chociaż barierki. Aż prosi się, żeby połączyć bieg z jakimś festynem, imprezą na rynku. Później dziwimy się, na narzekania mieszkańców. Niestety z punktu widzenia nie-biegacza, maraton jest tylko korkowaniem miasta, nie daje żadnych innych atrakcji. Sytuację ratowały nieco grupy zorganizowane, ale tym bardziej był widoczny rozdźwięk między nimi, a całą resztą milcząco przyglądających się ludzi.
Na koniec najmniej istotna sprawa, ale jednak - koszulka. Jeżeli już jest w pakiecie to powinna być na miarę jednego z największych maratonów organizowanych w Polsce. A nie taka, że nawet nie chce się jej założyć (mówię o jakości). Współczułem całemu gronu nieszczęśników, którzy zwabieni słowem „techniczna” w jej opisie założyli ją na maraton.
Biorąc to wszystko pod uwagę, moim zdaniem to, że trasa była dobrze zmierzona, nie zabrakło wody i ogólnie strefy działały bardzo dobrze (wielki plus też za depozyt) to za mało, żeby oceniać ten bieg na 10 punktów. Od jednego z większych maratonów w Polsce ja wymagam o wiele więcej.
Na koniec dwa zdania o moim biegu. Udało się o kolejne 5 minut poprawić życiówkę. Bez szaleństw, ale przy dość wysokiej temperaturze wynik 4:08 oceniam pozytywnie. Co ciekawe od początku biegło mi się źle. Miałem nawet zamiar zejść na półmetku. Jednak z każdym kilometrem okazywało się, że jest taka samo źle, czyli coraz lepiej :). Najszybsza piątka to ta między 30. a 35. kilometrem. Widać, że letnie treningi w górach przełożyły się na zdecydowanie mocniejsze mięśnie. Tym razem o dziwo bardziej szwankowała wydolność, chociaż tempo około 45 sekund na kilometrze wolniejsze niż w półmaratonie. Zamarudziłem niestety na dwóch ostatnich punktach z wodą i generalni druga połówka było około 2 minut wolniejsza. Porównując to z poprzednimi maratonami jest duży postęp. Już prawie zbliżam się do negative split :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |