2020-07-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Tri City Trial w Czerwonym Borze (czytano: 1700 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://photos.app.goo.gl/H2k75aJpnBSrJsk58
Jeszcze nie minęły mi zakwasy po przebiegnięciu Wirtualnego Maratonu Solidarności a już postanowiłem pobiec zaplanowaną trasę biegu w ramach Tri City Trail. Być może, że trochę to nieprofesjonalne podejście gdyż przekraczałem tygodniowe limity przebieganych kilometrów. Ale czas mnie goni bo do następnego zabiegu jaki przytrafił się tego roku pozostało tylko trzy dni. Dlatego bieg ten postanowiłem wbrew rozsądkowi potraktować zachłannie. Tak jak by był to mój ostatni bieg, a stał się pierwszym. Start rozpocząłem w ogrodzie działkowym. Ostała się to w obecnej dobie korona wirusa moja specyficzna enklawa. Nawet gdy lasy zostały zamknięte na tym obiekcie mogłem swobodnie pobiegać i pooddychać. Teren ten jest wymagający gdyż są tam ścieżki trawiaste z długimi podbiegami. Pierwsze 2 km po alejkach działkowych potraktowałem sentymentalnie ale też jako najlepszą rozgrzewkę przed kilkukilometrowym odcinkiem drogi asfaltowej prowadzącej z m. Zawady do Gieełczyna. W Giełczynie u zbiegu ul. Spokojnej i Zawadzkiej przy gospodarstwie agroturystycznym „Na Rozdrożu” rozpoczął się naturalny cross. Początek niebieskim szlakiem oznakowanej turystycznej drogi. Ostry podbieg a na wierzchołku przecinamy budowę obwodnicy z ogromnym zwałowiskiem wykarczowanych konarów wygalających jak zjawisko z innej planety. W oddali widać wycięty kawał lasu wyglądający jakby przeszła tamtędy trąba powietrzna. Dobrze, że w planach budowy jest tunel umożliwiający dostęp do lasu bo byłby to fatalny cios dla lokalnego środowiska miłośników leśnej natury. W przeciwieństwie dla osób zmotoryzowanych gdzie na całym 9 km odcinku obwodnicy nie przewidziano żadnego zjazdu poza wlotem i wylotem. Szlabany na leśnych drogach tym razem są podniesione wiec bez ich omijania można kontynuować bieg. Początkowo niebieskim turystycznym szlakiem prowadzącym nie dosłownie do Gaci. Po lekkich wzniesieniach i zarośniętych dróżkach wbiegam do Rezerwatu „Dębowe Góry”. Jak sama nazwa wskazuje teren staje się bardziej wymagający ale i ciekawy bo często można tam spotkać przebiegającego koziołka lub sarnę a nawet żerującego łosia. Dzisiaj niestety nie miałem takiej okazji – może pobliska budowa wypłoszyła mieszkańców tej enklawy. Po drodze mijam ślady minionej krwawej przeszłości tj. obeliski upamiętniające zagładę ludności żydowskiej masowo wywożonej na stracenie ale też leśny cmentarz partyzancki i groby pomordowanej ludności polskiej. Szacuje się że zginąć tu mogło od 9 do 12 tyś ludzi. Niestety te miejsca pamięci są trochę zapomniane i zaniedbane. Tradycyjnie w okresie Święta Zmarłych obiegamy te symboliczne groby składając hołd ich pamięci. Dlatego mając świadomość stracenia tu tylu ludzi i biegając nieraz w jesienne wieczory po zmroku nie czuć strachu tylko tożsamość z duszami. Pewnie i nowa obwodnica odizoluje jeszcze bardziej dostęp do tych terenów ale tak jak ze wszystkim kto chcę ten będzie pamiętał i dawał coś z siebie. Systematycznie zaczynają się kolejne piękne wzniesienia przecinane urokliwymi zagajnikami. Gdzie nie gdzie napotykam na zielonkawe kałuże tworzące naturalne przeszkody na całej szerokości drogi. Kolor tej wody i całe otoczenie sprawia o postrzeganiu bajkowo tej krainy. Kulminacyjnym wzniesieniem jest tzw. Ruska Góra na której mój czytnik wykazał 230 m npm. Całkowity wzrost wysokości na trasie wyniosła 242 m więc mimo nizinnej krainy jest gdzie pobiegać po pagórkach leśnych. Zbieg po rozmytych piskach jest też wymagający. Aktualnie na pewno nie dało by się tego dokonać ani samochodem ani rowerem. Utworzyły się takie wyrwy i uskoki, iż nie poradził by sobie nawet specjalistyczny motor ale co własne nogi to w takim wypadku są nie do zastąpienia. Po wybiegnięciu z lasu zbliżam się do zapomnianej przez cywilizacje wioski Bacze Suche. Zabłąkany kot dał prze denną susa, że nawet sprinter miał by kłopoty by mu dorównać. Piaszczysta droga prowadzi mnie przez jakby uśpioną wieś. Następnie skręca w pole i za przydrożna kapliczką wskazuje drogę do lasu. W oddali widzę nieużywane obecnie tory kolejowe i może dzięki temu zapomnieniu tak jest tu cicho i kameralnie. Mocno piaszczysto drogą dobiegam do czerwonego turystycznego szlaku. Z pewnością w całym tym kompleksie leśnym można by zorganizować ciekawe różnorodne biegi począwszy od crossowych sprintów po ultra maratony na których nie sposób by się nudzić monotonnością. Występujące tu „pasma górskie” może nie są dla wytrawnych biegaczy wymagające ale wysokości w granicach 200 metrów sprawiają już frajdę przy ich pokonywaniu i o różnorodności krajobrazu nie wspomnę. W takim terenie dobiegam w kierunku Giełczyna nie zważając na planowany dystans i czas. Liczyła się tylko przygoda z możliwości współuczestniczenia w crossowym biegu – wirtualnie z Tri City Trail w Gdańsku i Gdyni a rzeczywiście zaledwie w części kompleksu leśnego Czerwony Bór. Jakoś byłem tak głodny tego biegania iż w efekcie przebyłem 25 km w komfortowym dla mnie tempie i łącznym czasie 2:35:54 ale czegóż się nie robi dla biegania. Dlatego też chciałbym podziękować koleżance Ani za umożliwienie mi wzięcia udziału w tych ostatnich motywacyjnych biegach dających mi kopa do przełamania własnych ograniczeń i słabości, dla Karola będącego wsparciem, motywatorem i jednocześnie rehabilitantem w powrocie do formy biegowej po ostatnim zabiegu. Mimo, że rozruch ten był w głównej mierze skierowany na spacerowanie ale marsze te przyniosły spodziewany efekt. Przede wszystkim podziękowania należą się na mojej kochanej żony Bożenki bo bez jej obecności i wsparcia nie było by tego całego biegania na takim amatorskim i relaksacyjnym poziomie ale do zawodów i dystansów trzeba już się przykładać i traktować odpowiedzialnie a więc profesjonalnie. Może dosyć już tych sentymentów bo życie toczy się dalej i zbliża się kolejny etap a za nim droga do której trzeba będzie dochodzić by w końcu znowu móc dobiegać do mety. Pewnie każdy ma na swoim etapie życia jakieś cele. Dla mnie dzięki takim przedsięwzięciom cele te się realizują niezależnie czy mają w oczach innych bardziej lub mniej sportowy charakter. Takie wirtualne zawody mają też swój sens, czego jestem naocznym przykładem. Ważne też, że poprzez wolontariat czy tez akcję poparcia sadzenia drzew leśny krajobraz będzie się odnawiał niezależnie od postępu cywilizacyjnego który jest nieuchronny. Wycięcie tego kawałka lasu pod obwodnicę być może było warunkiem koniecznym i nieuchronnym ale mam nadzieje, że las tak jak moje ciało odrodzi się i powoli zregeneruje.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |