|
| Przeczytano: 601/869643 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Relacja z 35 Półmaratonu Gryfa | Autor: Andrzej Tom | Data : 2014-09-14 | To mój piąty półmaraton w tym roku i chciałem wreszcie poprawić wynik. Do tej pory pogoda nie sprzyjała: nawet w Sobótce, w marcu, pełne słońce i 20 stopni; na dodatek biegłem chory. Wynik - 2 godziny z sekundami. W czerwcu, w Rudawie, żar się z nieba lał i zero cienia, nawet przed startem i na mecie. Karetki miały co robić. Wynik - znów 2 godziny. Potem lipiec i Szklarska Poręba - znów upał, a do tego część trasy górskim szlakiem, więc wynik jeszcze gorszy - 2:03. A we Wdzydzach bieganie w upale i kurzu po leśnych dróżkach i czas niewiele lepszy, ok. 1:58.
W Szczecinie całkiem inaczej, trasa miejska, szybka, prawie całkiem płaska. I dzień zapowiadał się pochmurny, chłodny. Trasa została tak wytyczona, żeby trochę zobaczyć miasto, jego ciekawe miejsca. A dla mnie ten bieg to podróż sentymentalna - Szczecin to moje rodzinne miasto, z którego wyjechałem wiele lat temu.
Start, meta, biuro zawodów i cała infrastruktura zostały umieszczone na Jasnych Błoniach, przed okazałym budynkiem Urzędu Miejskiego. Wystartowaliśmy o 10.00. Razem z półmaratonem wystartował bieg na 10 km, a chwilę wcześniej rolkarze. To się okazało niedobrym pomysłem, bo spowodowało ścisk na trasie. Ja postanowiłem biec z pacemakerem na 1:50 i poprawić mój zeszłoroczny rekord życiowy z Piły (1:52:51). Z powodu zatłoczonej trasy trudno było wyprzedzać i balonik pacemakera był nieraz daleko przede mną, ale ciągle w zasięgu wzroku.
Tak dobiegliśmy do Parku Żeromskiego (przez który kiedyś prowadziła moja droga do szkoły), potem wokół parku dotarliśmy na Wały Chrobrego. Stoi tam najpiękniejszy chyba szczeciński budynek Urzędu Wojewódzkiego, świeżo odnowiony, dalej Muzeum, a po lewej stronie rozległy widok na Odrę i port. Znów skręcamy w stronę centrum i na Henryka Pobożnego biegniemy koło mojej dawnej szkoły. Nieco dalej, na Małopolskiej, przed nowiutkim gmachem Filharmonii wielka kolejka. Jest dzień otwarty i ludzie czekają na możliwość zwiedzenia budynku. Przy okazji nam kibicują, mają urozmaicenie w czekaniu. Po lewej widoczny Zamek prawie na wyciągnięcie ręki, a dalej wieża Katedry.
Teraz biegniemy w stronę Placu Żołnierza. Po prawej dawna siedziba Komitetu Wojewódzkiego PZPR, pamiętam, jak budynek się palił w 1970 podczas robotniczych protestów, a na placu przed nim stał milczący tłum.
Dalej Plac Lotników, biegniemy pod oknami domu, w którym mieszkałem jako dziecko. Plac Grunwaldzki i kolejne place i ulice, wreszcie długa prosta - Wojska Polskiego. Biegniemy stłoczeni wąskim pasem wydzielonym z jezdni. Co chwila wyprzedzają nas rolkarze, dla których to już jest druga pętla, i wtedy ścisk jest jeszcze większy. Niektórzy z nich wyjeżdżają poza taśmę i jadą między samochodami.
Jeszcze szkoła muzyczna, w której niegdyś się uczyłem - mały pałacyk wśród zieleni - i jesteśmy na Zaleskiego, a potem Wyspiańskiego, moja ulubiona willowa ulica, która ciągnie się wzdłuż Parku Kasprowicza. Kolejnych kilka zakrętów i punkt kontrolny na 10 kilometrze. Na tablicy wyświetla się czas: 50 minut. Połykam żel z kofeiną, na punkcie nawadniania popijam go obficie wodą, balonik oddala się, ale doganiam do bez trudu. Jesteśmy na Jasnych Błoniach i za chwilę ci na 10 km mają metę.
Zaczyna się druga pętla i od tego momentu jest już luźniej na trasie. Na 12 kilometrze postanawiam biec szybciej. Wyprzedzam pacemakera, który właśnie zachęca grupę do jakichś ćwiczeń, i dalej biegnę już samodzielnie. Czuję, że mam siłę. Biegnę znów po tych samych ulicach i wyprzedzam zmęczonych ludzi. Jakiś czas ścigam się z młodą kobietą, raz ona z przodu, raz ja, ale po dwóch - trzech kilometrach wyprzedza mnie ostatecznie.
Dobrze mi się biegnie, ale jestem zdumiony, gdy na 18 kilometrze widzę przed sobą balonik z napisem 1:45. To przecież niemożliwe, żebym przez 6 km nadrobił 5 minut. Półtorej, dwie minuty - zgoda, ale nie pięć. Nie zastanawiam się nad tym dłużej, wyprzedzam także tego pacemakera wraz z jego grupą i biegnę dalej. Na Wyspiańskiego jakaś dziewczyna na rolkach dołącza się i komuś kibicuje. Gdzieś dalej ktoś ze służby porządkowej krzyczy, żeby zeszła z trasy. Już Jasne Błonia. Jeszcze tylko kawałek wokół placu.
Ostatni punkt nawadniania, wylewam sobie kubeczek wody na głowę i biegnę do mety. Teraz kilka osób mnie wyprzedza, ja w moim wieku do sprintu się już nie nadaję. Wpadam na metę strasznie zmęczony, ale szczęśliwy. Czas 1:43:40 - prawie nie wierzę swoim oczom.
Dopiero po chwili, gdy ochłonąłem, stwierdzam, że Garmin pokazuje dystans 20,430 km, czyli 680 metrów za mało! Przecież porządna maszyna nie może się aż tak mylić! Rozmawiam z tym i z owym - wszystkim brakło przynajmniej pół kilometra.
Moja euforia zmienia się w rozczarowanie. Ale tylko na chwilę. Przecież dobrze pobiegłem w moim rodzinnym mieście i nawet jak do wyniku dodam 3 czy 4 minuty, nadal będzie to mój życiowy rekord w półmaratonie. |
| | Autor: zbig, 2014-09-14, 15:24 napisał/-a: Bo w Szczecinie nawet kilometry są krótsze :-) | | | Autor: hajoooo, 2014-09-14, 17:39 napisał/-a: widzę że każdy świetnie pobiegł ale musi sobie dodać 2-3 minuty. No właśnie ile ;-)?
wszyscy liczyliśmy na czasy oficjalne a te muszą pójść w zapomnienie. gratuluję jednak dobrego biegu! | | | Autor: pawel911, 2014-09-22, 14:10 napisał/-a: Trasa była źle wyznaczona, za krótka:
http://radioszczecin.pl/1,116211,ekspert-przyznaje-to-nie-byl-polmaraton | | | Autor: xyz, 2014-10-05, 13:42 napisał/-a: Też kolejny raz przebiegłem tym razem nienormatywną trasę 35. szczecińskiego półmaratonu 2014.
W 02:01:48, z numerem 2028, w kategorii M-50 zająłem 96 miejsce, a w "generalce", miejsce 1217.
Tak, jak zawsze biegłem dla satysfakcji.
Tak, urodziny biegu nie zostały należycie uhonorowane.
wielu uczestniczek i uczestników nie pobiegnie w nowej edycji półmaratonu.
Pan Jacek Kozłowski na pewno razem z innymi odpowiedzialnymi za organizacje biegu poniósł lub poniesie konsekwencję prawne i dozna lub doznał ostracyzmu środowiska biegowego.
Lewicowo-prawicowe władze Szczecina i sponsorzy, nie tylko z kręgu bankowej finansjery, doświadczyli wizerunkowego blamażu.
Czas na zmiany personalne w grupie starej gwardii organizatorów, nie tylko biegów w Szczecinie.
Pozdrawiam biegowe koleżeństwo ze Szczecina i okolic.
Do spotkania w polskich i światowych, biegowych imprezach, które wbrew pozorom, uczą zarządzania indywidualnym życiem.
Panie Jacku Kozłowski i pańska grupo, do dzieła !
Z rzeczonego biegu mam tylko pozytywne wspomnienia.
Czas, to pieniądz, ale czy zawsze ?
Błędy można poprawić, bo życie, to tylko chwila ...
Z poważaniem, Rakoczy
PS- Pozdrawiam pana Skarżynkiego i Mariana i Basię Kosakowskich ze znajomymi z linii startów.
| |
|
| |
|