2019-05-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XXVIII Bieg im. Jana Kilińskiego (czytano: 772 razy)
XXVIII Bieg im. Jana Kilińskiego będzie jednym z tych, które zapamiętam na długo. 3 maja o 6 rano ruszyłem w stronę Trzemeszna w nieznane. Był to mój pierwszy wypad na ten półmaraton. Nie wiedziałem za bardzo co mnie czeka, troszkę byłem też zaniepokojony porywami wiatru, które sięgały nawet 60 km/h.
Biuro zawodów zorganizowane na trzemeszeńskim stadionie świeciło jeszcze pustkami, gdy dotarłem na miejsce. Odebrałem pakiet koło 7:40 i z powrotem wsiadłem do auta. Obawy się potwierdziły – wiat w porywach był wręcz lodowaty. Start półmaratonu miał odbyć się z rynku w Mogilnie, dlatego też organizator zapewnił dojazd autokarami, które ruszały spod stadionu od 9:30. Postanowiłem trochę się rozruszać przed odjazdem. Bez dresu krótka rozgrzewka okazała się niemożliwa ze względu na zimno.
Na rynku w Mogilnie pojawiłem się wraz z pierwszymi biegaczami ok. 9:50. Konkretną rozgrzewkę zacząłem od 10:00. W takim chłodzie utrzymanie ciepłych mięśni było kluczowe, dlatego też trwała ona prawie do samego startu.
Punktualnie o 10:30 ruszyliśmy na trasę. Już pierwsze 2,3 kilometry pokazały, że łatwo i przyjemnie dzisiaj nie będzie. Od początku czułem się dobrze, w głowie miałem pomysł, by zejść poniżej 1:28:30… o ja naiwny. Tuż po wybiegnięciu z Mogilna poczułem, że to będzie trudny bieg ze względu na wiatr ale też ze względu na trudną, dość wyboistą trasę. Chciałem powalczyć, mimo tego, że dmuchający prosto w twarz wiatr mówił mi: „nie kolego, dzisiaj to Ty sobie wyplujesz płuca”. Do ok 13 kilometra było ok. Międzyczasy wahały się w granicach 4:06-4:13. Nie było źle jeszcze koło 15 kilometra. Niestety od 16 kilometra zaczęły słabnąć mięśnie lędźwiowego odcinka kręgosłupa, co znacznie ograniczyło moje możliwości. Najgorszy był 18 kilometr, który przebiegłem w tempie 4:30!!!. Nie było już mowy o złamaniu nawet 1:28. Ostatni podbiegł w okolicach stadionu pokonałem już chyba tylko głową, a ostatnie 200 metrów poleciałem ile fabryka dała.
Ostatecznie na metę przybiegłem z czasem 1:29:30, co pozwoliło mi zająć 35 miejsce open na 478 zawodników, którzy bieg ukończyli. Po dłuższej chwili, wypiciu butelki wody, rozciągnięciu mięśni i prysznicu mogłem powoli wracać.
Bieg w Trzemesznie troszkę przypomniał mi półmaraton w Pobiedziskach. Troszkę, bo trasa Biegu Jagiełły to istne wyżyny ale i tutaj było co robić.
Czy wrócę tutaj kiedyś? Nie wiem. Wiem natomiast, że będę bardzo miło wspominać dobrą organizację, wymagającą trasę, kibiców oraz wiatr, który pokazał mi moje miejsce w szeregu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2019-05-07,13:22): Jak na warunki pogodowe i trasę wynik super! Byłem tam chyba już z cztery razy i zawsze był tam albo silny wiatr, albo upał, albo bardzo zimno :) Niemniej klimat biegu fajny :) DzikMaltański (2019-05-08,07:23): Faktycznie klimat tych zawodów to duży plus. DObrze, że trasa jest wymagająca, bo takie zawody to zawsze jest dobry trening :)
|