2015-12-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Polemika (Treści zawarte w tekście Marcina Nagórka Wygrana w City Trail) (czytano: 1864 razy)
Marcin Nagórek zamieścił u siebie na blogu wpis, "Wygrana w City Trail". Wpis ten skłonił mnie do napisania "kilku słów", niestety te kilka okazało się być dużo za dużo, żeby system je zamieścił. :-)
Zatem wrzucam swoją wypowiedź tutaj. Nie zamieszczam odnośnika do tekstu Marcina, bo zdaje się że mp.pl przestrzega rygorystycznych zasad względem linków. Blog Marcina jest pod nagor.pl a tytuł tekstu jak wyżej.
*****************************************
Po pierwsze nie jest prawdą, że dominuje "dyktatura wytrzymałościowa". Traktowanie kilometrażu 70-90km w kategoriach "ogromnego" to właściwie strefa żartu. Trening o dużej objętości to Lydiard. Marcin, powiedz mi, kto dzisiaj w Polsce biega Lydiardem? Ilu amatorów biega przez kilka sezonów na poziomie 150-160km tygodniowo? Zdarzają się pojedyncze osoby robiące przez sezon 130-140km, a potem mówiące że "system" zawiódł a kilometraż nie działa. Ale problem nie tkwi w systemie, problem tkwi w tym, że chcą dużo i natychmiast.
Po drugie - Marcin, pobiegnij maraton na tym samym poziomie biegowym, co choćby City Trail, nie mówiąc o 800/1500, to wtedy możesz pisać o treningu typu long to, co wyżej. Biegłeś dwa razy, i za każdym razem o ile, 15-20 minut wolniej niż odpowiedniki z krótszych dystansów, dobrze pamiętam? To nie sztuka pobiec maraton w taki sposób, na poziomie o 30 sekund na kilometr wolniej. Taki maraton jest w miarę lekki, dosyć łatwy i względnie przyjemny. Sztuką jest pobiec go biegnąc cały czas na granicy możliwości, ciągle napierając, nie odpuszczając, walcząc z nieuchronnymi słabościami i ze świadomością, że ciągle przed nami daleka droga. Nie udała Ci się przecież ta sztuka i z tego co piszesz raczej nie wynika, że masz zamiar spróbować znowu.
Lydiard stosował mocny long jako przygotowanie do średnich dystansów, vide chociażby Snell i Walker i ich 35km w czubie maratonu na zawodach parę tygodni przed startem docelowym. Obecnie long jest przede wszystkim środkiem treningowym w treningu maratońskim. Niekoniecznie jedynym, ale na pewno, przy poprawnym wykonaniu, specyficznym i bardzo skutecznym, niewykluczone zresztą, że treningiem optymalnym (jeśli chodzi o sam maraton). Nie idziesz drogą Lydiarda wobec średnich dystansów, jasne, nie chcesz biegać maratonów, również jasne, ale dlaczego deprecjonujesz podstawowy specyficzny środek treningowy w arsenale maratończyka? Tego nie rozumiem.
Nie jesteś pierwszy. Skarżyński, którego nie wiedzieć czemu zaliczasz do dyktatury wytrzymałościowej, robił (i pewnie robi nadal) dokładnie to samo. Sam stosował longi, kiedy z nich zrezygnował skończyły się wyniki, i musiał się przeprosić "ze swoją czterdziestką", ale w treningu innych chce longa wykluczać. I to raczej powszechna tendencja, nie jakieś wyjątki, może dlatego, że Long jest treningiem trudnym, i łatwiej jest pobiec dwa akcenty w tygodniu niż jeden long.
Skąd tendencja u zawodników z dużym stażem do odwrotu od objętości i zastępowania jej możliwie dużą intensywnością - nie wiem. Może dlatego, że jak mówi polskie przysłowie zapomniał wół jak cielęciem był. Jak się jest trenującym zawodnikiem, to trening jest względnie duży i względnie mocny. Potem, kiedy już się odrobiło swoje, trening się zmienia, zaczyna właśnie iść w kierunku powiększania intensywności bazując na wypracowanej przez wiele lat wytrzymałości opartej o objętość. Być może po osiągnięciu pewnego poziomu wytrenowania zawodnicy zaczynają zapominać, jak wiele pracy, potu i łez musieli wylać na początku, kiedy byli na dorobku. Łatwiej pamiętać to, co było przed chwilą, niż to, co było kiedyś. Modyfikują więc swój trening z obecnego etapu, nie zaś z etapu, kiedy zaczynali - i dają go swoim wychowankom nie patrząc na to, że odbiorcy są po prostu w innym miejscu kariery biegowej.
Ja trenowałem pływanie. Do dzisiaj odcinam z tego kupony. Ja mogę wejść do wody i z marszu popłynąć półtora kilometra lepiej, niż większość triatlonistów bez pływackiej przeszłości. Ale mam świadomość, że jeżeli jakiś dorosły człowiek przyszedłby do mnie dzisiaj i powiedział, że chce pływać tak jak ja teraz, to mogę tylko rozłożyć ręce i powiedzieć: stary - parę lat treningów dzień w dzień, żeby zautomatyzować ruchy. A ponieważ ja to robiłem jako dzieciak i chłopak, kiedy organizm się rozwija, więc niewykluczone, że Ty będziesz musiał wykonać relatywnie więcej pracy niż ja.
Marcin, nie ma dróg na skróty. Trzeba wykonać ogromną pracę, bez niej nic nie przychodzi. I dotyczy to każdego, także Ciebie. Jak będziesz chciał pobiec swojego półtoraka poniżej 3:45 - to sorry, ale diamenty przeciwko orzechom, że będziesz musiał być w stanie zrobić na treningu np. 6-8 x 800 w takim tempie na minutowej przerwie. Z jednej szybkiej dwusetki w tempie niemal PB nie polecisz ośmiuset PB. Cudów nie ma. A Ty od jakiegoś czasu chcesz biegać mało i mieć z tego dużo. Przypomina mi to dążenie do zbudowania perpetuum mobile: wiele wieków starań, a niektórzy próbują do dzisiaj wierząc że się uda.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |