2015-04-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegnij, biegnij Tumko... (czytano: 7552 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/fitnessklubsporting/timeline?ref=page_internal
„(...) przeleciał Amerykę (…)”, to słowa piosenki, które
usłyszał Krzysztof jak i zebrani podczas jednego
z biegów sylwestrowych w Lesznie. Ta wyjątkowa piosenka powstała z myślą o jego urodzinach, które przypadały w w/w biegu. Ta piosenka przypomniała mi się wczoraj, kiedy byłem dopingować Krzysztofa na bieżni elektrycznej podczas próby bicia rekordu Guinnessa.
Udało się! Krzysztof zakończył swój wyczyn dzisiaj o 11:59. Przez dokładnie 7 dni pokonał 823,33 km, pokonując aktualny rekord Guinnesa w kategorii męskiej, o nieco ponad 1 km. Różnica mówi sama za siebie jaka to była dramaturgia. Ta różnica to dokładnie 0,12% całego dystansu. Uczciwie muszę się przyznać, że w pewnym momencie zwątpiłem w
powodzenie pobicia rekordu. Byłem niedowiarkiem niemal do końca, te moje niedowierzanie było podparte czystą kalkulacją ekonomisty.
Jeżeli z dnia na dzień człowiek biegnie coraz mniej kilometrów, to trudno uwierzyć by zaczął z dnia na dzień biec więcej i do tego odrobić to co się wcześniej straciło. Bo przecież Krzysztof Tumko - to chyba człowiek?
Nie byłbym sobą gdy bym nie przedstawił mojej analizy.
Dwa pierwsze dni były dobre po 120 km dawały wynik dokładnie na 840 km. Trzeciego dnia tempo już zaczęło spadać i w tym momencie Krzysztof biegł na wynik 816,667 km, więc był już pod kreską. Fatalny dzień miał dopiero nadejść w czwartej dobie, Krzysztof udowodnił „jednak,
że jest tylko człowiekiem”. Dopadł go wyraźny kryzys, w tej dobie przebiegł, jeśli dobrze wyliczyłem, niecałe 70 km. Tak więc sytuacja stała się nie do pozazdroszczenia 713,5 km to wynik słabszy od aktualnego nieoficjalnego rekordu Polski, który padł podczas pierwszej próby bicia rekordu Guinnesa przez Krzysztofa w październiku 2013 roku i
wynosił 744 km. Jakie myśli mogły przejść przez jego głowę? Czy pojawił się dodatkowy niepokój związany z biciem rekordu? Idąc tropem pesymisty, mógł sobie pomyśleć, skoro w 2013 mi się nie udało to dlaczego miało by się udać teraz? Podobnie jak przed dwoma laty na nogach Krzysztofa
pojawiły się plastry do teipingu. Czy to uraz , czy profilaktyka? Jednak piąta noc zmagań, noc w której chyba sam Krzysztof wie co się wydarzyło, przyniosła ponad 130 km. Pokonanie dystansu niemal dwukrotnie dłuższego musiało wyjść i wyszło. Szóstego dnia do godziny 6:00, dystans 650km na 30 godzin, przed zakończeniem biegu, nie napawał
mnie optymizmem, bo wiadomo, że na końcu biega się gorzej niż na początku. Z szybkiej analizy wydawało się nierealne aby po już tak długim wysiłku Krzysztof był w stanie w ciągu 30 godzin przebiec ponad 170 km, skoro do tego momentu Krzysiu przebiegał średnio nieco ponad 140 km w tym czasie. W ostatnich trzech dniach średnia wynosiła 125 km. Zapewne z tej sytuacji Krzysztof zdawał sobie również sprawę, podjął dramatyczną decyzję i zdecydował się biec tyle ile się da. Zrobił coś czego Ja nie przewidziałem, Krzysztof zrezygnował ze snu!
W ciągu tych 30 godzin na bieżni przebywał blisko 26 godzin, gdzie miał jedną dłuższą przerwę ok. 2 godzin. Może jednak to nie jest człowiek a terminator? Nie, to jest jednak coś o czym zapomniałem, mianowicie o jego charakterze i determinacji. Determinację z której w leszczyńskim środowisku biegowym i nie tylko jest znany. Determinacja która przecież pomogła mu pokonać bodaj pięciokrotnie Maraton Komandosa. A właściwe nie tyle że,przebiegł ten Maraton a za każdym razem stawał na jego podium! Dwukrotnie go wygrał i nawet ustanowił rekord trasy. Człowiek który w pełnym umundurowaniu wojskowym z plecakiem 10 kilogramowym i z całym prowiantem który spożywał na trasie, musi być zdeterminowany. Jednak jeśli wygrywasz taki bieg lub jesteś w pierwszej dwójce i osiągasz czas 3:13 h, potrzebujesz czegoś więcej niż tylko determinacji. Ale właśnie taki jest Krzysztof. Krzysztof z którym znam się już prawie 12 lat. Człowiek którego Ja osobiście nazywam „koniem” do treningu (raczej się na mnie nie powinien obrazić za te słowa ;) ).
Dzisiaj rano kiedy sprawdzałem doniesienia internetowe i zobaczyłem, że na 4 godziny do końca biegu zostało mu do pokonania 32 km. Wiedziałem już, że Krzysztofa zdobędzie kolejny rekord Guinnesa dla Polski. Oczywiście postanowiłem być na zakończeniu biegu z Krzysztofem. Tak jak wiele innych osób tego dnia. Zanim jednak tam dotarłem, byłem na treningu w miejscu gdzie co niedzielę o 9:00 spotykają się „wyznawcy” Tumka (jak ich nazywają). No i biegają w Grzybowie po trasie biegu Górskiego. Powiem szczerze tłumów nie było, no ale nic dziwnego, bo gdzie w takim
dniu, mogą być wierni kibice? Przebiegłem tę trasę spokojnie jak na mnie. Przed godziną 11:00 ruszyliśmy z Dorotką (zainteresowani wiedzą o kogo chodzi) do Galerii. Już na schodach, można było się domyślić, że są tłumy po tym jak publiczność przywitała oklaskami pokonanie jak się za moment okazało 817-tego km. No i tak z Dorotką ustawiliśmy się w „n-tym” rzędzie od bieżni. Ja miałem to szczęście, że widziałem niemal cały czas głowę Krzysztofa jak biegnie. Dorotka mimo, nie małego wzrostu już takiego szczęścia nie miała. W tym momencie odwrócił się w nasza stronę starszy mężczyzna raz na mnie spojrzał, później drugi raz, i widocznie uznał, że jestem w temacie. Zadał mi pytanie, które Ja sam sobie zadawałem od 4 do 6 dnia biegu. „Chyba nie da rady?”. Na co Ja mu odpowiedziałem, że da radę. Po chwili jak zmierzyłem tempo Krzysztofa oznajmiłem temu Panu, że jak na moje przebiegnie niecałe 824 km.
Pewnie znajdą się zawiedzione osoby które liczyły na pokonanie 1000 km. Jednak fachowcy w temacie i moja chłodna analiza stwierdza, że był to po prostu chwyt marketingowy który od pierwszego dnia nie był już realizowany. Bo trzeba przyznać, że pokonanie 1000 km wydaje się bardziej ciekawsze aniżeli pokonanie ponad 822 km. Znając Krzysztofa
wiem, że na tym niepoprzestanie. Będzie stawiał sobie inne równie ambitne cele. Może Krzysztof powróci jeszcze do poprawienia swojego rekordu no i przebiegnie te ok. 850 km, które zapewne chodzi mu po głowie i było by absolutnym rekordem Guinnessa. Zapewne w momencie kiedy zostanie uznany
rekord Krzysztofa za oficjalny, a mam nadzieje, że tak się stanie i nie zostanie to zaprzepaszczone głupim incydentem, który miał miejsce kilkanaście minut przed zakończeniem próby o której bardziej nie będę się rozpisywał.
Reprezentant Francji do którego należy jeszcze nadal aktualny rekord Guinnesa podejmie rękawice i po raz kolejny stanie do próby pobicia rekordu. Tym bardziej jak się dowie, że Polak zabrał mu rekord poprawiając jego wynik o 0,12%.
Tak czy inaczej gratuluję Krzysiu osiągniętego celu, udaj się na zasłużony odpoczynek, a jak już się zregenerujesz to zmierzymy się po raz kolejny gdzieś na ścieżkach biegowych;)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |