Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [18]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
krunner
Pamiętnik internetowy
Biegiem przez Kampinos

Arek
Urodzony: ----
Miejsce zamieszkania:
40 / 45


2014-09-20

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
II Duathlon w Makowie Mazowieckim (czytano: 1397 razy)

 

Dzisiejszy wpis zdecydowałem się przygotować częściowo w języku portugalskim... :)

Jest niedziela rano, a ja otwieram pierwsze oko, chyba lewe ;-). Ohhhhhhhhh... Potem drugie. Budzik pokazuje trzydzieści pięć minut po siódmej i wydaje się mówić z wyrzutem "Dzwoniłem trzydzieści pięć minut temu, ale nie wstawałeś. Dzisiaj masz duathlon.". Hmmmm... Dzisiaj mam duathlon. No dobra, wychodzę z sypialni i nadziewam się na suszarkę z wypranymi i o dziwo, pachnącymi sportowymi ubrankami, które krzyczą "Dzisiaj masz duathlon!".
Wreszcie otwieram lodówkę, a w niej jakże rzadki mieszkaniec, czyli dżemeiro truskavkeiro w słoikeiro, który prawie chce przybić piątkę na dobry początek dnia i krzyknąć... Tak, wiem, wiem... Dzisiaj mam duathlon ;-)
No dobra, pora zabrać się za dżemeiro. Ale najpierw pryszniceiro.
Spieszę się, bo chciałbym wyjechać o dziewiatej, do Makowa jest chyba około stu kilometrów, zawody zaczynają się w południe. Rozkładam folię malarską ;-) z tyłu samochodu i wrzucam tam rower, rzutem na taśmę zabieram jeszcze płytę Dawida Bowiego z utworem "Jump", który prześladuje mnie od piątku rano. Wyjeżdżam dziesięć po dziewiątej, spieszę się, żeby zdążyć do biura zawodów przed jedenastą. Wszystkie warunkowe zielone strzałki wydają się być dziś zapalone, a kolor pomarańczowy sygnalizatorów przypomina mi zielony. Spieszę się, spieszę się. Za Zegrzem Południowym droga robi się naprawdę niezła, za każdym razem jak Bowie śpiewa "Jump", ja przyciskam pedał gazu. Sto siedemdziesiąt kucyków prycha radośnie pod maską, wreszcie mają okazję trochę pogalopować, bo poza tym to przeważnie żałosny miejski kłus ;-) W razie czego zrzucę winę na Davida B.
W Pułtusku mały klopsik, można jechać na Augustów lub Ciechanów, kręcę się po rondku, wybieram Augustów. Drogowskazy zaczynają pokazywać kierunek Różan, ah, Różan, jak jeździłem z rodzicami trzydzieści lat temu na wakacje na Mazury, to w Różanie na postumencie stał prawdziwy CZołg, jak ja co roku czekałem na ten CZołg :). Czy w Różanie stoi jeszcze Czołg ? Ktoś wie ? Czuję, że coś pobłądziłem. Zatrzymuję samochód na przystanku PKS i sprawdzam w telefonie, czy i jak bardzo pomyliłem drogę. Decyduję się jechać dalej do Różana, a potem na Maków, czyli dookoła. Ale w miejscowości Szelków dostaję pierwsze dziś koło ratunkowe - drogowskaz wskazuje na lewo, a na nim napis "Maków Mazowiecki 9 km". Uff. Skręcam i niedługo potem mijam tablicę z nazwą Makowa, licznik samochodu pokazuje 86 kilometrów od Warszawy. Dochodzi pół do jedenastej, kiedy wjeżdżam na stację benzynową, na której ulokowane jest biuro zawodów. Przebieram się, odbieram pakiet i tutaj pierwsza dziś nauka dla triathlonowego żuka: dwa numery startowe, jeden dla mnie i jeden na rower. Hmmm... to się chyba nazywa zbieranie doświadczenia ;-) Wstawiamy rowery do strefy zmian, przy rowerze zostawiam buty kolarskie, kask i rękawiczki. Zaczyna się odprawa przed startem i dowiaduję, że nie można wjeżdżać rowerem do strefy zmian, można go jedynie do niej wprowadzić oraz z niej wyprowadzić, w sumie logiczne, gdyby pozwolić na coś takiego, to mielibyśmy nie strefę zmian, lecz kolarski szpital polowy ;-) Kolejna nauka dla duathlonowego żuka.

Dystans: 5 km bieg, 21.5 km rower, 2.5 km bieg
Open: 89/114
Czas oficjalny: 1:27:20
Pogoda: 26 st. Celsiusza, brak zachmurzenia

5 km biegu, 23:54
Startujemy i staram się utrzymywać tempo 4:45/km, takie bezpieczne dla mnie tempo, które niespecjalnie mnie forsuje.
Dobiegamy do nawrotki (agrafka) i zawracamy. Wyprzedzam tym tempem mniej więcej z osiem osób, niektóre z nich są nieźle zmęczone tym wysiłkiem. Jest dość upalnie, a biegniemy w otwartym polu. Po pięciu kilometrach chwytam pierwszy kubeczek z woda, to moje drugie dziś koło ratunkowe, wody na trasie duathlonu nie brakowało, wszystko było dobrze
zabezpieczone. Średnie tętno odcinka biegowego wynosi 174, czyli około 88 proc. mojego tętna maksymalnego, a pod koniec biegu dochodzi do 180 uderzeń.

Strefa T1, 1:44
Dobiegam do roweru, zmieniam buty na SPD, zakładam kask i rękawiczki. Biegnę z rowerem do linii końca
strefy, jakiś zawodnikeiro wyszarpuje ze stojaka swój rower i prawie na mnie wpada, odskakuję i prawie wpadam
na innego zawodnikeiro, który właśnie kończy bieg ;-) Ten rozeźlony klepie mnie lekko w plecy, zapamiętuję sobie ziutka, czerwone spodenki, hmmm... Wsiadam na rower i zaczynam pedałować.


21.5 km jazdy rowerem, 46:52, średnia 27.52 km/h
Kilometry 1-5, średnia 25.65 km/h
Zaczynam jechać, ale od samego początku dostaję w twarz mocny wiatr, ach... Od razu wyprzedzam jednego
zawodnika, ale inny z kolei wyprzedza mnie, "wiozę się" chwilę na jego kole, za moment mi odjeżdża. Serce powoli się uspokaja, puls spada do 176 uderzeń pod koniec piątego kilometra. Jest trochę pagórków, ale lekkich, co jakiś czas pojawia się zbawienny las, który chroni przed wiatrem. Ładne widoki dookoła, w ogóle okolice Makowa to dobre, naprawdę dobre tereny do uprawiania kolarstwa. Po chwili z tylu nadjeżdża zawodnik z dużą, naprawdę dużą nadwaga, ale z dobrym rowerem i powoli, powoli mnie wyprzedza. Cały czas wieje mocny wiatr. Za parę minut nadjeżdża grupka trzech kolarzy, których wyprzedziłem w trakcie biegu i oni rownież mnie wyprzedzają, ale potem przez dłuższy czas jadę sam
i walczę z wiatrem.

Kilometry 5-10, średnia 25.36 km/h
Wyprzedza mnie kolega w czerwonych spodenkach, ten od klepnięcia. Niestety nie mam pompki, żeby włożyć mu w szprychy :), nie zdążyłem poszukać tez po drodze kawałka prostszego kija. Cóż, nikt nie jest doskonały.
Po chwili ja połykam innego kolarza i zbliżam się do zakrętu w miejscowości Czerwonka. Jest ostry zakręt w lewo,
po lewej stoi kościół z wysokim murem i nie widać, co dzieje się za zakrętem. Odstawiam małe pirateiro, ponieważ
ścinam zakręt na maksa, wjeżdżając na przeciwległy pas ruchu, ufam wolentariuszom, że nie ma tam jakiegoś samochodu, nie ma, uff... Co ciekawe, trwa msza, ale kilkunastu wiernych stoi na zewnątrz przy murze i ogląda sobie przejeżdżające rowery ;-) Po skręcie w Czerwonce wiatr nie jest już tak dokuczliwy. Pod koniec tego odcinka tętno spada do 172.

Kilometry 10-15, średnia 28.45 km/h
Przyspieszam, głownie dzięki temu, ze zelżał wiatr. Na tym odcinku jadę zupełnie sam, nie ma nikogo z tylu, ani nie widać nikogo z przodu. Mijam wioski, mieszkańcy wyszli przed domy i kibicują zawodnikom. Jakaś babcia zachęca mnie do szybszej jazdy. Pozdrawiam babcię gestem podpatrzonym u Rafała Majki :). Znowu pojawiają się podjazdy. Ostatni z nich jest najgorszy. Nie zmieniam przełożenia i niczym kolarskie bobo jadę na wysokim, staje na pedałach. Ajjjjjjj... Kiedy to się skończy, ten podjazd... Już! Potem jest trochę jakby z górki :) Dojeżdżam do krzyżówki w miejscowości Krzyżewo-Jurki, tutaj kolejny
ostry zakręt, nie wiem gdzie skręcić, kłania się brak spojrzenia na mapkę przed zawodami, patrze pytająco na wolenariuszkę, aaaaa..... w lewo! Zauważam po prawej stronie zatrzymane samochody. Tętno rośnie do 176-177 uderzeń na minute.

Kilometry 15-21.5, średnia 30.48 km/h
Droga robi się dobra i nie ma wiatru. Nagle z tylu slyszę głosy, a potem nadjeżdża kolarska rodzinka (chyba) :).
Z przodu mąż, za nim żona, a na końcu córka, żona i córka wiozą się na kole za faciem. No spoko. Powoli mnie
wyprzedzają. Po chwili z tylu zbliża się kolejny zawodnikeiro. Coś do mnie krzyczy, chyba mnie dopinguje.
Zjeżdżam na środek jezdni i jadę za nim blisko przez jakieś pół kilometra. Ale po jakimś czasie decyduję się nacisnąć mocniej na pedały, mijam go, a potem kolejnego zawodnikeiro, zaczynam jechać szybciej i szybciej. To już Maków, znowu problem, gdzie mam skręcić i znowu wolentariusz spieszy z pomocą. Wypinam buty z pedałów i hamuję przed linia. Nie jestem bardzo zmęczony, tylko strasznie chce mi się pić i mam bardzo suche usta. A gdzie masz Arku swój bidon ? I gdzie masz swój koszyczek na bidon ? I co z nimi zrobiłeś ? Średnie tętno tego odcinka to 171 uderzeń, czyli 87 proc. tętna maksymalnego.

Strefa T2, 1:51
Znajduję butelkę z wodę przy swoim stanowisku i to jest trzecie, najważniejsze dziś kolo ratunkowe. Zdejmuję
kask i rękawiczki, zakładam buty biegowe. Zawodnik obok pociesza mnie, ze to już chwila moment, fajne,
ale on już skończył :) Zaczynam biec w stronę linii początku strefy.

2.5 km biegu, 12:59
Tempo i tętno nie są ważne. Chodzi o to, żeby dobiec do mety. Wypijam połowę butelki, resztę wylewam na twarz i głowę. Z tyłu nie widać nikogo, w przodu, kilkadziesiąt metrów przede mną majaczy zawodnik w białej koszulce, powoli, powoli się zbliżam, ale chyba zabraknie mi czasu... Nie mam specjalnej ochoty na pościg. Trzysta metrów przed metą kuszę się na jeszcze jeden kubeczek z wodą :) Wpadam na metę, imiona i nazwiska kończących zawodników są wyczytywane przez spikera, fajnie :)
Uff, koniec wysiłku, medal, butelka z wodą dla każdego.

Podsumowanie
Po biegu odbyło się jeszcze losowanie nagród takich jak zestawy kolarskie, torby na laptopa oraz losowanie roweru. Po losowaniu nastąpiła dekoracja zwycięzców. Start udany, debiut zaliczony, bardzo mi się podobało.

Impreza multisportowa ma w sobie pewien urok, którego
siłą rzeczy nie mają biegi uliczne. Jest więcej kombinowania, trochę logistyki, dużo się dzieje, a sam
wyścig rowerowy jest bardziej pasjonujący niż mijanie biegaczy na trasie biegu, a szczególnie fajnie się robi,
kiedy wyprzedza się zawodnika jadącego na przykład na rowerze marki Scott :)

Maków to dobre miejsce żeby zacząć swoją przygodę z zawodami multisportowymi, jeżeli ktoś chciałby
spróbować, to gorąco zachęcam. Również tych, którzy po prostu biegają i jeżdżą na rowerze. Chociaż, podobno, duathlon wcale nie jest łatwiejszą wersją triathlonu - to są męczące, trudne zawody.

Até logo!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2014-09-22,08:52): Arku, cieszę się że spróbowałeś. Gratuluję tej determinacji. Mam nadzieję, że chwyciłeś tego bakcyla. Uważam osobiście, że jest to fajna zabawa i dużo więcej umiejętności wymaga od nas. Pozdrawiam
krunner (2014-09-22,19:59): Tak, Pawle, fajnie jest spróbować. Spodobało mi się. Chciałbym dalej startować w imprezach multisportowych, tak, rzeczywiście - to wymaga więcej umiejętności niż sam bieg, masz 100% racji...
kapolo (2014-10-07,10:38): Czołg jeszcze stoi. Jest coraz większy bo co roku pokrywa go nowa warstwa zielonej farby :) Gratuluję startu, szkoda, że nie udało się nic wylosować :)
krunner (2014-10-08,10:55): Było fajnie, jak napisałem. Trzeba kiedyś odwiedzić Różan w takim razie :)







 Ostatnio zalogowani
marcoair
22:13
Stonechip
21:52
schlanda
21:46
heniek001
21:38
maratonczyk
21:30
Henryk W.
21:17
Janek2000
21:15
staszek63
21:13
rys-tas
21:11
maraton56
21:07
CZARNA STRZAŁA
21:03
aschro
20:45
Wojciech
20:12
aktywny_maciejB
19:58
arus
19:45
Citos
19:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |