2012-02-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| VIII tydzień - cel coraz bliżej (czytano: 1234 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.endomondo.com/workouts/user/1060973
VIII tydzień
Z tygodnia na tydzień wszystko idzie zgodnie z planem, którego staram się trzymać za wszelką cenę, bo wiem, że każda odchyłka-wyłamanie się od założeń może zniweczyć wszystko. Jestem pod tym względem strasznie uparty i sumienny. Czasem mam wrażenie, że aż za nadto, ale chyba dzięki temu i dodatkowo jeszcze dzięki dużej i ciężkiej pracy, tyle udało mi się osiągnąć. Nie będę tego ukrywał i nie będę przy tym za bardzo zarozumiały, ale jestem z tego bardzo dumny.
Poniedziałek: podczas odbywania codziennych zajęć w pracy zauważyłem przez chwilkę, że pogoda za oknem, ale tylko za oknem jest iście wiosenna, dlatego po krótkim namyśle zdecydowałem się, aby popołudniowy trening zrealizować na zewnątrz. Co prawda nie był to najlepszy pomysł, gdyż dotychczasowe „moje” trasy biegowe wiodą lasami, które mogły być jeszcze bardzo niebezpieczne z racji oblodzenia lub błota, dlatego zdecydowałem się rekonesans po mieście. Nie było to co prawda malownicze miejsce, ale lepsze to niż mechaniczna taśma, której jeszcze się nie wyrzekam bo wiem, że jest ona czasami bardzo pomocna :)))
Suma 11,11km - 54’02” co dało średnią 4’52”/km
Wtorek: dziś z kolei czas na mocny akcent jakim jest interwał, który niestety już nie dało się wykonać na zewnątrz ze względów pogodowych - nie chcę ryzykować infekcji. Najpierw rozgrzeweczka w ilości 5min, a następnie podstawowa jednostka 6x5min w średnim tempie na kilometr 3’48”. Przerwy między odcinkami wynosiły 4min i były wykonywane w umiarkowanie wolnym tempie 5’00”. Na zakończenie wystudzenie w ilości 10min.
Suma 14km - 63’40” średnie tempo na kilometr licząc interwały i bieg easy wyszło na poziomie 4’23”
Środa: dziś dla odmiany to w środę przypada dzień odpoczynku!!! Zero aktywności!!!
Czwartek: pogoda podobnie jak w poniedziałek, napawała optymizmem i nieodpartą pokusą wyskoczenia w teren. Tym razem nie wytrzymałem i zaryzykowałem wyskok do lasu. Oj jaki to był błąd!!! Po tygodniowej odwilży?? czym ja się łudziłem? Co ja myślałem? że wszędzie będzie sucho!?!?! Oj jak ja się myliłem!!! Nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba zakończyć tą nierówną walkę i POSPRZĄTAĆ ten bałagan. A było co sprzątać. Buty wyglądały okropnie!!! mniej więcej tak, jakby ktoś wrzucił je do błota i nieźle wytarzał. Nie wspomnę już o spodniach, na których było więcej zabrudzonego niż czystego miejsca.
Wychodzę z założenia, że trzeba w życiu spróbować wszystkiego, no prawie wszystkiego :))) a nie po czasie żałować, że mogło się spróbować, ale niestety po czasie na pewne rzeczy jest już za późno!!! Trzeba życie brać pełnymi garściami i oddychać pełną piersią, aby poznać cały jego smak!!!
W czasie 55’56” pokonałem dystans 11,23km gdzie średnia wyniosła 4’59”/km
Piątek: drugi dzień w tym tygodniu gdzie czas wykonać mocniejszy akcent. Tym razem według J. Danielsa czas na trening tempowy, który miał być wolniejszy od założeń o 4-7s na kilometr. Założenie mówiło o prędkości 4’09”/km dlatego mój trening przeprowadziłem w tempie 4’15”/km. Na początku, jak zwykle krótka rozgrzewka w ilości 10min, po czym przejście w docelową część, która wyniosła 30min w powyższym tempie, na zakończenie „wystudzenie” ilości 10min w tempie 5’00”.
Całość wyniosła 11km w średnim tempie 4’31”/km.
Sobota: miałem zrobić dzisiaj 30min rozgrzewki, po czym przejść do zrobienia 10x200 przebieżek i 10min easy, ale jak zwykle pogoda (silny porywisty wiatr) pokrzyżowała plany. Zrobiłem absolutne minimum czyli najpierw rozgrzewka w ilości 34’ następnie 7x200m z max prędkościami. Po odcinkach nie dało się zrobić wygaszenia, ponieważ już nie było czasu na to. Za to południu był czas na spokojne porozciąganie się i jedną sesję sauny.
51’04” - 11km - 4’38”/km
Niedziela: dziś już nie ma żadnych wykrętów, idziemy na długie wybieganie na zewnątrz. Warunki co prawda nie były rozpieszczające ale w końcu już czas najwyższy na powrót zasmakować tego, co jest tak piękne i to co pobudza do życia. Taki stan ostatni raz miał u mnie miejsce przed „przerwą” zimową. Co prawda troszkę obawiałem się o swoje zdrowie, gdyż już z doświadczenia wiem, że każda mała nawet najmniejsza drobnostka może mieć decydujący i czasem drastyczny wpływ na moje „osiągi”. Ktoś by mógł pomyśleć, że jestem pesymistą, ale tak nie jest. Jestem jak to zawsze powtarzam realistę, który wie jak jego organizm może zareagować na pewne czynniki zewnętrzne i staram się za wszelką cenę takich negatywnych sytuacji unikać. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale już takie nasze życie nie zawsze jest z górki!!!
Udało mi się dotrzymać obietnicy, jaką postawiłem sobie z końcem tygodnia tzn. o przekroczeniu w niedzielnym wybieganiu bariery 2h. Nie sprawiło mi to żadnych problemów nawet powiem więcej czułem lekki niedosyt. Lepiej jednak mieć niedosyt, niż przesyt. Po 2/3 pokonanego dystansu zacząłem zwiększać tempo i miejscami osiągałem zawrotną jak na mnie i jak na pokonany już dystans prędkość 3’55”/km, a przy tym bardzo dobrze się czułem.
Po powrocie do domu nóżki czuły się rewelacyjnie, z jednym małym szczegółem tzn. delikatne przeciążenie struktur mięśniowych w okolicach piszczeli. Chyba szykuje się mała przerwa?!?
Całkowity czas wyniósł 2h19’30” w którym pokonałem 27,35km ze średnią prędkością 5’06”.
Suma z całego tygodnia wyniosła jeszcze więcej niż mój dotychczasowy rekord sprzed dwóch tygodni 86,33km.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |