Niecałe dwa tygodnie temu bawiliśmy się w przewidywanie przyszłości biegów w Polsce. Przyszłości, która niestety przez ten czas wcale nie pojaśniała. Dziś kolej na zabawę w "proroctwo" dotyczące imprez zagranicznych. Co wydarzy się w biegowej branży międzynarodowej, która przez ostatnie kilka lat była jedną z najciekawszych gałęzi turystyki?
Tak zwana "turystyka biegowa" to zjawisko, które znane jest w świecie biegowym od dziesięcioleci, ale na pełną skalę rozwinęło skrzydła zaledwie kilka lat temu. Oczywiście, na zagraniczne maratony jeździliśmy zawsze - na te najbardziej pożądane jak Londyn, Berlin, Nowy Jork, Chicago. Cel był zwykle podobny: stać się uczestnikiem słynnego wydarzenia maratońskiego, zawitać do kolejnej Mekki biegaczy. Startowaliśmy w takich maratonach z dumnie wypiętym orzełkiem na piersi, w koszulce w barwach narodowych, by przywieźć do kraju opowieści o biegu na kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy biegaczy. Tego w Polsce wtedy nie było.
I mogłoby się wydawać, że gdy doczekaliśmy się prawdziwie masowych imprez w naszym kraju, to ta żądza startów za granicą nieco opadnie. Z kilku powodów stało się jednak inaczej. Po pierwsze okazało się, że biegowa turystyka to trend globalny, że nie tylko Polacy podróżują na maratony, ale że robi to cały świat. Powstały wielkie inicjatywy konsumujące nową modę - jak choćby World Marathon Majors (ukończ wszystkie maraton z wielkiej szóstki: Boston, Londyn, Berlin, Chicago, Tokyo, New Your), Seven Continents Club (ukończ maraton na każdym kontynencie), czy najnowsza inicjatywa Superhalfs (ukończ największe Europejskie półmaratony: Lizbona, Praga, Kopenhaga, Cardiff oraz Walencja)
Po drugie: popularne stały się tzw. krótkie wakacje i długie biegowe weekendy. Okazało się, że podczas kilkudniowego urlopu, praktycznie w dowolnym terminie, można gdzieś w mniej lub bardziej odległej "egzotyce" znaleźć bieg (już niekoniecznie maraton!) na który możemy pojechać wraz z rodziną lub przyjaciółmi. Za niewielkie pieniądze, bez wielkiego planowania, i tylko na kilka dni. Żal nie skorzystać!
Po trzecie: pojawiły się tanie linie lotnicze oraz internetowe metod rezerwacji WSZYSTKIEGO. Dzięki tym pierwszym podróżowanie nigdy jeszcze nie było tak tanie. Dzięki tym drugim każdy mógł sam, nie wychodząc z domu, zarezerwować sobie hotel, wynająć samochód, zapisać się na dowolny bieg.
Rynek wyczuł zapotrzebowanie, i kraje oraz wyspy Morza Śródziemnego czy bliskiego Atlantyku (a dla nieco bardziej majętnych Azji Południowo-Wschodniej czy krajów Arabskich) stanęły otworem dla biegaczy. Pojawiły się maratony, których pragnęliśmy nie dlatego, że są OGROMNE ale dlatego, że są w ciepłych krajach. Mechanizm popyt-podaż eksplodował niczym wulkan, i obecnie trudno znaleźć egzotyczne miejsce na kuli ziemskiej, w którym nie są organizowane biegi. Mur Chiński? Dżungla? Pustynia? Antarktyda? Machu Picchu? Piramidy? Tropikalna wyspa na dowolnym oceanie? Każdemu wedle pomysłu i zasobności portfela.
Niestety opisujemy już świat, który nie istnieje.
Organizatorów biegów zagranicznych, podobnie jak Polskich można podzielić na kilka kategorii. Są więc ogromne "kombinaty" produkujące słynne wydarzenia: wspomniane cykle zrzeszające najsilniejszych i największych. Często każdy z nich by maksymalizować dochody i wykorzystać posiadane zasoby organizuje kilka lub kilkanaście wydarzeń sportowych. Jak choćby nasz południowy sąsiad RunCzech, u którego można wystartować nie tylko w znanym na całym świecie maratonie w Pradze, ale i w wielu półmaratonach organizowanych w mniejszych miejscowościach. Prawda jest taka, że z pojedynczego eventu nikt nie przeżyje. To wydarzenia wielkie, kosztowne, nastawione na międzynarodowego "klienta" - czyli biegaczy z całego świata, biegających turystów.
Druga kategoria to organizatorzy mniejszych wydarzeń biegowych rozsianych po pobudzających wyobraźnię miejscach, stworzonych wyłącznie z myślą o biegowych turystach. Ten "typ" to maratony na Cyprze, w Izraelu, na Wyspach Kanaryjskich, na Krecie itd. Nie są to wielkie wydarzenia, startuje w nich po kilkaset osób, ale gdy spojrzymy na listy uczestników okaże się, że "lokalsi" stanowią tam często zaledwie kilkanaście procent. Reszta to rzesza wspomnianych weekendowych podróżników. Wiele z tych wydarzeń istnieje w celu turystycznej promocji regionów i funkcjonuje dzięki lokalnym funduszom przeznaczonym na ten właśnie cel.
Trzecia grupa, moim zdaniem najciekawsza, choć najmniej ją lubię, to firmy które wyspecjalizowały się w produkcji biegów "z fabrycznej taśmy". Organizują kilka lub nawet kilkanaście wydarzeń biegowych rocznie w ekscytujących, często trudno dostępnych miejscach świata. W tych najczęściej BARDZO DROGICH maratonach startujemy ze względu na pobudzającą wyobraźnię lokalizację. Dobrym przykładem może być Albatros Adventure Marathons, część skandynawskiego biura podróży Albatros Travel - w ich ofercie znajdziemy takie perły jak Great Wall Marathon (Chiny), Iceland Vulcano Marathon (Islandia), Polar Circle Marathon (Grenlandia) czy Petra Desert Marathon (Jordania). Takich firm na całym świecie jest kilkadziesiąt, a pakiety startowe na event, połączone z 3-5 dniową ofertą turystyczną, kosztują po kilkanaście tysięcy złotych.
Chcecie biegać na Borneo? W Guantanamo? Nazca? Galapagos? Na Wyspie Wielkanocnej? Zapewne znajdziecie taką możliwość w internecie gdyż wyobraźnia tych firm nie zna granic. Hitem ostatnich 2-4 lat stały się nowe firmy z tej branży oferujące możliwość startu w wydarzeniach przełajowych, ultra i górskich. W tej kategorii egzotyki zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że trudno znaleźć ciekawy bieg na świecie, w którym takie firmy nie maczają swoich biznesowych palców.
Ostatnia grupa to organizatorzy "zwykłych" biegów, w których większość stanowią lokalni biegacze. Ale owszem - spotkać można także zagranicznych, którzy zadali sobie trud poszukać czegoś więcej niż oferty biegowych biur podróży. To liczne wydarzenia rozsiane po całym świecie. Ich Polskie odpowiedniki to Grodzisk Wielkopolski, Białystok, Zamość...
Co teraz nas czeka?
Czas na sedno artykułu. Ponieważ jesteśmy już nieco mądrzejsi niż dwa tygodnie temu, dla imprez zagranicznych możemy napisać bardziej prawdopodobny scenariusz w którym jest mniej niewiadomych niż dla biegów w Polsce kilkanaście dni temu.
Po pierwsze wiemy już, że kryzys - nie tylko medyczny ale głównie biznesowy - potrwa długie miesiące. O ile nie zajdą nowe okoliczności, jego konsekwencje będą ciągnęły się latami. I nie chodzi już o samego wirusa i epidemię, ale o skutki jego zwalczania. O skutki uboczne zastosowanych lekarstw.
Raz zamkniętych ludzi, niczym w kultowej Seksmisji łatwo się nie wypuszcza z objęć kwarantanny. Skoro dali się zamknąć w klatkach, to niech w klatkach tych siedzą. Oczywiście zrobi się to dla ich dobra, dla populistycznych siedmiu przykazań. Zamknęliśmy granice by nas "brudni zagraniczni goście" nie zarażali. Zamknęliśmy ruch lotniczy, by nam byle kto zarazek nie przywoził w samolotach. I znając polityczne argumentacje - nie jest to nasze ostatnie słowo...
Niewątpliwie linie lotnicze powrócą kiedyś do pracy. Ale kiedy, i jak będą wyglądały nowe zasady podróżowania po świecie? Nie ma szans aby po zdjęciu kwarantanny z dnia na dzień wróciły tysiące lotniczych połączeń. Będą one wypracowane i otwierane praktycznie od zera. A same loty zapewne nie będą już tak tanie jak były.
Niestety samo przekraczanie granic także nie będzie tak łatwe jak kiedyś. Zostaną wprowadzone mniej lub bardziej rozsądne nowe "zasady" mające zapobiec rozprzestrzenianiu się obecnych i przyszłych chorób. Każdy kraj będzie chciał, by odwiedzali go tylko ZDROWI turyści. Obowiązkowe staną się więc certyfikaty zdrowia - coś, czego w tej chwili nie znamy. Turysta będzie musiał posiadać aktualny certyfikat, być może generowany docelowo na lotnisku, za którego wykonanie trzeba będzie płacić. Mniej istotne jest jaką formę będzie miał taki dokument - być może papierowy, być może elektroniczny. Być może w końcu połączy się go z paszportem i wizami, i wszczepi pod skórę. Nie to jest ważne. Ważne jest to, że proces przekraczania granic ulegnie skomplikowaniu, i stanie się w jeszcze większym stopniu decyzyjny. Oraz nieprzewidywalny.
A co z powrotem do kraju? Przecież to, że ktoś nie chce nas wpuścić do swojego kraju - to jedno. Ale to, że chcemy wrócić z podróży do domu - to kolejny problem. Czeka nas więc następne obowiązkowe badanie przy powrocie, i być może, w przypadku jakichkolwiek wątpliwości, dodatkowa kwarantanna.
Kto z nas będzie miał czas, wytrwałość i pieniądze, by pojechać na cztery dni na Kretę na tamtejszy maraton? Testy, badania, zezwolenia. Drogi przelot, komplikacje na lotnisku, ryzyko że nie wpuszczą nas do samolotu "bo ma Pan 37.6 stopni". Jeżeli nie wpuszczą do samolotu to mały kłopot - gorzej, gdy zatrzymają nas już na lotnisku docelowym po wylądowaniu. Jak wrócić do Polski, gdy maratończyk zwykle po wysiłku jakim jest maraton MA PODWYŻSZONĄ TEMPERATURĘ? Być może dodatkowe testy w biurze zawodów? A po powrocie do Polski dodatkowa, obowiązkowa tygodniowa kwarantanna...?
Świat biegowy ulegnie zapaści
Globalne maratony będą miały ogromne trudności. Nowe zasady istnienia w świecie po pandemii, zafundowane nam przez polityków spowodują, że rdzeń ich uczestników - biegacze zagraniczni - ulegnie przetrzebieniu. Jak myślicie, czy do USA będzie łatwiej się wjechać / wlecieć, czy trudniej? Jesteście gotowi zaryzykować kilkanaście tysięcy złotych na podróż, która może skończyć się na lotnisku JFK tylko dlatego, że macie wyższą temperaturę albo kaszel?
Druga kategoria maratonów, mniejsze imprezy tworzone ściśle z myślą o turystach, wymrze niemal zupełnie. By miały one sens potrzebują kilkuset biegaczy z zagranicy, którzy chętnie zapłacą 60-90 euro za pakiet i możliwość startu na tej czy innej wyspie, urokliwym miasteczku, w górskim, egzotycznym biegu ultra. Specyfika tych wydarzeń wymaga zagranicznej krwi. Ten smutny los czeka zarówno maraton na Wyspach Kanaryjskich, na Cyprze, czy w Luksorze. Gdy zabraknie biegowych turystów na starcie biegu, wyschnie także lokalne źródło finansowania - nastawione na promocję właśnie wśród tych uczestników.
Trzecia kategoria, czyli organizatorzy cykli imprez rozsianych po całym świecie. Tutaj nie będzie już nawet co zbierać. Być może ktoś przetrwa z obecnie istniejących, ale wątpię bo koszty są wielkie, straty całkowite a perspektywy zerowe. Co ma zrobić firma, która w swoim organizacyjnym CV ma obecnie maraton w Iranie, Indiach, Arabii Saudyjskiej i Kenii? Jedyne co teraz może zrobić, to zamknąć działalność. Przez kilka lat ta gałąź będzie martwa niczym egipska mumia.
I na koniec kategoria imprez lokalnych - w skali globalnej. Organizowane maratony na kontynencie, w silnych krajach i większych ośrodkach miejskich przetrwają tak czy inaczej, bo ich klientami są lokalni biegacze. Takie wydarzenia będą istniały, bo będzie wciąż na nie zapotrzebowanie. Ponieważ nikt z nas nie będzie specjalnie leciał do Norwegii na tamtejszego parkruna, to właśnie te biegi średniej wielkości będą celami naszych przyszłych wypraw. Normalne maratony, w normalnych miejscach, robione przez normalnych ludzi. Nie kombinaty generujące kolejne biegi stricte zarobkowo, oczywiście z miłości do biegania, pełne frazesów o ochronie środowiska, ratowaniu lasów deszczowych czy wspieraniu lokalnych społeczności nomadów...
Czas wielkiej turystyki biegowej przeminął. Na kilka lub kilkanaście lat. Potem wróci, ale zupełnie odmieniony. Nie wiadomo jaki, bo tego już nie da się przewidzieć - nawet w fantazji.
Autor: 1211bg, 2020-04-27, 16:22 napisał/-a: Korona-party masz przez cały rok, a na jesień i na wiosnę we wzmocnionej dawce ... Mimo cudownych "szczepionek" na grypę ludzie umierają i będą umierać (tak było i będzie). Codzienny miedialny "licznik"podaje stan ... No i w pospiechu ( kto będzie pierwszy ten zgarnie miliardy dolarów)- badania powinny trwać co najmniej 2 lata- szuka się cudownej szczepionki ( dla ścisłości nie jestem "antyszczepionkowcem"). Dlaczego nie mówi się o profilaktyce i zabezpieczeniach przed "pandemią" zabijającą Polaków ? Co rok umiera 400 000 Polaków na choroby nowotworowe oraz choroby naczyniowo-sercowe ,to jest 1000 osób dziennie!!!( Koronawis przty tym to pikuś) To jakby co rok wymazywać z mapy dwa miasta wielkości np.Radomska. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia :)
Autor: Ryszard N., 2020-04-27, 19:11 napisał/-a: Michał, turystyka biegowa to nie jest samodzielny byt. Tymi samymi kanałami komunikacyjnymi przemieszcza się turysta nie biegowy, biznes, media, rodziny, itd. Zdaję sobie sprawy, że komunikacja pomiędzy państwami będzie miała miejsce ale imprezy masowe, niestety nie. Są jednak imprezy małe, o czym wiesz najlepiej. Istnieje tez turystyka górska z której tez korzystałem, gdzie liczba uczestników to kilkanaście osób. To pewnie szybko się odrodzi. Wiadomo, że nas interesuje to co ma związek z bieganiem. Osobiście, jestem w pewnym szpagacie. Otóż, chcę biegać i rownolegle zastanawiam się, czy chcę stanąć w tłumie 50 tys w Nowym Jorku, mając świadomość, że biegnie tam cały świat.
Co raz, dyskutujemy to o koronowirusie próbując go marginalizować. Jakkolwiek Pan J i jego apologeci to nie mój świat to nie możemy zakładać, że świat to zbiorowisko biznesowych idiotów które wymyślają sobie co raz, jakieś restrykcje i ograniczenia. Jest dalekim nadużyciem ustawianie na jednej półce standardowa grypę z tym co mamy obecnie. Jak wiesz, przy tradycyjnych, corocznych grypach, nikt się nie zabezpiecza, kilka procent się szczepi. Aby dokonać takiego bezpośredniego porównania, należało by odpuścić wszystkie restrykcja, ściągnąć maseczki i na koniec policzyć trupy. Argumenty, że codziennie w Polsce umiera 1000 lub więcej obywateli jest argumentem z czapy. Otóż, umiera tysiąc, może dwa. Jedna z różnic jest to, że osoba z chorobą nowotworową nikogo nie zakaża. Podobnie człowiek z brakiem wydolności krążeniowej.
Problemem naszym kraju nie jest problemem. Takie lub ostrzejsze są na całym świecie. Problemem jest wsparcie lub jego brak ze strony Państwa. Szlak mnie chciał trafić gdy zrobiono ustawkę i na konferencji pokazali lub sami się pokazali, prezesi CCC oraz Black Red White, którzy to piali z zachwytu jak to pomoc płynie szerokim strumieniem. Wychodzi mi na to, że tylko do nich.
Autor: krunner, 2020-04-27, 20:57 napisał/-a: Cytat:
"Czas wielkiej turystyki biegowej przeminął. Na kilka lub kilkanaście lat. Potem wróci, ale zupełnie odmieniony. Nie wiadomo jaki, bo tego już nie da się przewidzieć - nawet w fantazji."
Dzięki Bogu stało się to, o co wiele osób świadomych ekologicznie i rozumiejących procesy niszczenia planety apelowało od wielu lat: ograniczono loty pasażerskie i ekspansywną turystykę. Zalicza się także do nich turystyka biegową.
Szkoda, że nastąpiło to w rezultacie traumy koronawirusa, ale chyba tak musi być: żeby człowieka zmienić trzeba nim mocno potrząsnąć, musi przejść wstrząs.
Pozostaje trzymać kciuki/modlić się, żeby stan ten utrzymał się jak najdłużej.
Jednak jak widać te wartości są całkowicie obce autorowi artykułu. Szkoda.
Autor: Adam P., 2020-04-27, 21:21 napisał/-a: Ja założyłem sobie kiedyś, że przebiegnę maratony we wszystkich stolicach europejskich i zakładam, że takie podróże będą dosyć szybko możliwe. Kiedyś przygotowałem sobie listę maratonów "na czarną godzinę", a więc takich kiedy finansowo lub czasowo będę miał ograniczenia na dalsze i dłuższe wyjazdy. Zakładałem, że ta "czarna godzina" nastąpi w związku z jakimś kryzysem gospodarczym, albo koniecznością opieki nad starzejącymi się rodzicami. Natomiast przyszła niespodziewania w związku z pandemią. Nie oznacza to, że z południa Polski nie można wybrać się samochodem na maraton do takich ciekawych miast jak: DREZNO, LIPSK, RATYZBONA, LINZ, GRAZ, KOSZYCE. Dodatkowo półmaraton w takich pięknych miastach jak: LWÓW czy KARLOWE WARY. Nie wspominając już o turystyce biegowej w Polsce: WAŁBRZYCH, GRUDZIĄDZ, GNIEZNO, HAJNÓWKA - te półmaratony też bym chciał przebiec ze względu na miejsce. Podsumowując, możliwości zwiedzenia w biegu dalej nieograniczone.
Autor: michu77, 2020-04-28, 07:35 napisał/-a: Co rozumiesz przez turystykę górką, na kilkanaście osób?Takie wyrypy jak pieszy maraton Sudecka Żyleta to często kilkaset osób, czy podobne eventy do biegów.
Biegi wirtualne to dla mnie - lizanie lizaka, przez papierek.
Autor: Ryszard N., 2020-04-28, 08:39 napisał/-a: Michu, Tobie wszystko kojarzy się z bieganiem. Pisząc o turystyce górskiej miałem na myśli firmy eventowe które organizują wypady w góry wysokie. Ten segment rynku też leży na twarzy. Przywołałem to bo okresowo korzystałem z ich usług.
Co do biegów wirtualnych. Zapisałem się i 1.05 pobiegnę w moim parku 10km. Nie zawsze bieg musi być napinką. Chcę w ten sposób solidaryzować się ze środowiskiem organizatorów.ja wiem, że nie będzie cheeleaderek, nie będzie naszej ulubionej kiełbasy zwyczajnej z grila, ale będzie jedyny medal z imprezy która miała miejsce w okresie pandemii.
Autor: michu77, 2020-04-28, 09:24 napisał/-a: Miałem na myśli piesze rajdy... piesze maratony, bez związku z bieganiem. Np. Przejście dookoła kotliny Jeleniogórskiej we wrześniu, lub maraton pieszy Sudecka Żyleta. Kilkaset osób z reguły.
Sam biorę udział w zorganizowanych wyjazdach trekkingowych - tutaj też z reguły więcej ludzi, niż kilkanaście osób. Do tego autobus, lub samolot. OK - miałes na mysli jakies wyjazdy wspinaczkowe.
Autor: K2, 2020-04-28, 14:18 napisał/-a: Michał autor dał przykład Seksmisji w artykule. A ja powiem coś z innego klasyka. "Będzie tak samo albo lepiej". Głowa do góry koledzy biegacze!
Autor: Fidelio, 2020-05-03, 10:41 napisał/-a: To jest bardzo ciekawy punkt widzenia. Ludzi jest na świecie po prostu za dużo i z perspektywy ekosystemu naszej planety byłoby korzystnie gdyby połowa ludzkości wymarła.