2010-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 48 godzin (czytano: 1486 razy)
To miał być piękny weekend. Miałam kibicować, częstować znajomych biegaczy kawą na 21 km maratonu wrocławskiego. Miałam zobaczyć efekty treningu psychologiczno-duchowego Piotrka i Tomka. Miałam znowu żałować, że nie jestem na tyle dobra by stanąć z innymi biegaczami na linii startu. Ale nic z tego! Los pokrzyżował mi plany.
Przed wyjazdem do Wrocławia byłam u lekarz skarżąc się na lekki ból gardła. Dał mi jakiś lek w rozpylaczu i powiedział, że to przejdzie. To, co działo się w sobotę przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ból w gardle był po prostu nie do zniesienia. Nad słabością organizmu nawet siłą woli nie dało się zapanować. No i do tego to poczucie winy, że miało być tak pięknie, pierwsze urodziny Shenga, które spędzi od początku do końca tak jak chce.
Ale nic było minęło. Wiedzcie, że byłam z wami cały czas, bo ja też miałam swój maraton. Było trochę inny niż wasz, nie biegałam. Ja tylko spałam (sen chyba wywołany chorobą), ale za to bite 48 godzin z małymi przerwami na potrzeby fizjologiczne. W życiu tyle czasu nie poświeciłam na sen. Jednak jest mi przykro, że nie było mnie z wami we Wrocławiu.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |