Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 476/325649 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/2

Twoja ocena:brak


Niedawno temu w Pirenejach...
Autor: Tomasz Domżalski
Data : 2013-02-18

Od początku roku trwają zapisy do kolejnej edycji Kilian’s Classik. Cykl trzech biegów rozgrywanych we francuskiej części Pirenejów w Fount Romeu, które dla zawodników z całego świata, jest jednym z lepszych miejsc treningowych, dla amatorów biegania i gór doskonałym miejsce na urlop.

Mniej więcej rok temu, przeszukując europejski kalendarz biegów natknąłem się na tą imprezę. Zawody, których gospodarzem jest Kilian Jornet Burgada, od razu wydały mi się idealnym pretekstem do spędzenia kilku wolnych dni właśnie w Pirenejach.

Niewygórowana opłata startowa, bo ok 30 euro, daje ciekawy i sympatyczny pakiet. W którym pyszne regionalne ciastko, żel energetyczny, bon na 2 posiłki, krem z filtrem uv, trochę ulotek i koszulka Salomona. Bez względu na bogactwo pakietu, cena nie jest wygórowana w kontekście tego czego można doświadczyć na trasie biegu. Genialna panorama gór, niezwykle życzliwi i aktywni kibice, słońce, przyroda no i oczywiście wymagająca, różnorodna trasa.

Moja wyprawa w Pireneje zaczęła się przystankiem w Andorze, raju dla poszukiwaczy wszelkiego rodzaju promocji, przecen, okazji i wyprzedaży. Mały kraj wciśnięty między szczeliny Gór, jest przykładem jak sielanka podatkowa może wpłynąć na pomysłowość architektów, budynki sytuowane w miejscach, gdzie trudno byłoby na pozór zaparkować samochód a co dopiero zbudować dom. W wielkomiejskiej dżungli trudno było odnaleźć się biegaczowi, nikogo mojego pokroju też nie widziałem na ulicach. Wiedziony instynktem udałem się do sklepu biegowego...

Oferta umiarkowanie obszerna, oczywiście z przewagą marek trailowych, z miłą i życzliwą obsługą. Kolega po fachu wskazał mi gdzie udać się na poranny trening. Musiałem wdrapać się, słowo wdrapać bardzo dokładnie oddaje, to w jaki sposób dostałem się na miejsce treningu. Potem było już znacznie przyjemniej, krótkie podbiegi i zbiegi, albo proste odcinki z panoramą Andorry.

Do Fout Romeu jechałem właśnie z oddalonej o 60 km Andorra La Valle, droga zajęła mi 2 godziny ponieważ Góry są piękne, nie mogłem się im oprzeć…

Na ok 6km przed granicą francuską, w miejscowości Soldeu natknąłem się fantastyczne widoki, a że sprzęt do biegania zerkał na mnie z plecaka, zatrzymałem się i wybiegłem. Po godzinie zwiedzania pustych tras narciarskich, prysznic w potoku i dalej w drogę. W Font Romeu atmosferę biegową czuć było wszędzie, na każdej napotkanej stopie buty wiadomo jakie, ogorzałe wiatrem i słońcem uśmiechnięte twarze, miasto przystrojone w flagi Salomona i tylko nikogo tam nie znałem, mimo wszystko pomyślałem sobie, jestem wśród swoich…

Z każdymi zawodami związany jest pewien stres, kiedy wychodziłem z hotelu na start czułem się wyjątkowo. Podobno byłem jedynym Polakiem, podobno w górach biega się ciężko, mówią że 10km biegu pod górę zamienia czworogłowe w betonowe kłody, a nawierzchnia mieszana czyli co? Jak? Kiedy? Gdzie?

Nieznajomość trasy, poza powszechnie dostępnym profilem, była zarazem stresująca jak również ekscytująca. To trochę jak przed wejściem na rollercoaster, wiesz jak to wygląda i co z tobą zrobi, ale dokładnie co cię czeka, tego nie wiesz.


Słoneczny, rześki poranek, zabrać czapkę czy nie?

Początek, to spokojny podbieg główną ulicą Font Romeu, po ok 1km wszyscy się zatrzymali. Wąska ścieżka prowadząca na szlak nagle zakorkowała się niczym zakopianka po świętach. Dla jednych był to czas na pogawędkę, inni lekko poirytowani taranowali gęstą i kolczastą górską roślinność. Kiedy droga się rozszerzyła, piękno gór i cały ten bieg zaczęły odkrywać swoje uroki. Łąki i pasące się krowy, spacerujący turyści i ich gorący doping dawały poczucie odprężenia. Na 7 km pierwszy posiłek, czekolada, banany, cukier, brzoskwinie, pomarańcze i cola… żadnych isotoników, cola i woda.

Pierwsza wspinaczka, właśnie tuż po strefie regeneracyjnej. Ręce na kolan i spokojne pokornie kłanialiśmy się Pirenejom. Na szczycie kolejne brawa od oczekujących na zwolnienie ścieżki turystów. Chwila na rozprostowanie pleców i z górki biegiem ile sił w nogach. Tam przekonałem się, że siła nóg bardziej przydaje się w zbieganiu.

Biegnąc w miejscu nigdy wcześniej niewidzianym, łatwo było zapomnieć o bólu i zmęczeniu, nie warto było jedynie się rozkojarzyć. Momentami kiedy czerwone wstążki wyznaczające trasę gdzieś znikały, znikała też ścieżka pod nogami i wtedy trzeba było dobrze się rozejrzeć albo czekać na bystrzejszego biegacza.

Po dwóch podejściach na 2200, pozostało 5km zbiegu, czapka była już mokra po raz drugi, najpierw od potu, potem od wody zaczerpniętej ze strumienia. Zbieg łagodny, niby lekko i bez problemów ale też trzeba uważać. Na 2 km przed metą, pędząc znacznie poniżej 4min/km wpadłem w dziurę… lewa noga zanurzyła się w zakamuflowanej trawą szczelinie po kolano. Nie wiem do tej pory jak to się stało, ale lewa Kończyna wspięła się na wyżyny swojej sprawności i właściwie bez straty rytmu wybiła się i pozwoliła reszcie ciała biec dalej.

O tym czym była i jak mogła skończyć się ta sytuacja, zacząłem myśleć po kilku minutach. Nie można tu mówić o jakimś amoku, utracie świadomości, ale pamiętam, że starałem się w trakcie tego zbiegu maksymalnie rozluźnić , złapać swobodny rytm i gnać do przodu, koncentrując się wyłącznie na celu jakim była meta. Pewnie otarłem się o poważną kontuzję, która zakończyłaby ten bieg i plany na kolejne starty. Na szczęście po kilku minutach znalazłem się na głównej ulicy Fount Romeu. Szpaler kibiców, meta, medal, wydruk wyniku jeszcze w strefie, pieczeń z ogniska, mnóstwo owoców, słodyczy, sera, wędlin regionalnych i oczywiście jak wino.

To nie bieg

Kilian’s Clasic, to nie jest bieg, to jest wspaniałe biegowe święto. Kameralne o zasięgu globalnym. Startowało w sumie ok 700 biegaczy głównie z Francji i Hiszpanii, oraz zawodnicy z różnych stron świata zaproszeni przez Salomona. Poszukiwania rodaków spełzło na niczym. Tym bardziej czułem się wyjątkowo, jako jedyny wysłannik Kraju nad Wisłą.

Kilian

W przed dzień zawodów, przechadzał się swobodnie z rękami w kieszeniach po ulicach Fount, pił esspreso w kawiarni, co jakiś czas rzucał życzliwym uśmiechem. Ale kiedy przekroczył metę sytuacja była już inna, sznurek kibiców czekających na autograf zmienił się nagle w mały tłum. Po 45 km Kiliana czekało jeszcze półgodzinne rozdawanie autografów.

Kilian’s Classic polecam każdemu kto lubi góry, biega dla przyjemności, szuka kolejnego ultra wyzwania i nie zaplanował jeszcze letniego urlopu. Ja wybieram się po raz kolejny

Jak do tej pory to moja największa przygoda biegowa, dziękuję Sklepowi Biegowemu i marce Salomon za pomoc w skompletowaniu sprzętu.

Ps. Zróbcie badania lekarskie w Polsce, na miejscu to wydatek 35euro.
Tomek Domżalski



Komentarze czytelników - 3podyskutuj o tym 
 

jaro-b

Autor: jaro-b, 2013-02-18, 19:19 napisał/-a:
Od kilku tygodni chodzi mi po głowie Font Romeu jako miejsce letnich wakacji połączonych z bieganiem. Świetne miejsce - nie tylko dla zawodowców. Jeżeli ktokolwiek był tam dłużej niż kilka dni będę wdzięczny za informacje dotyczące wszystkiego, co wiąże się z wczasami biegowymi. W necie informacje są bardzo skąpe.

 

loko

Autor: loko, 2013-02-18, 21:36 napisał/-a:

Nie wiem co najbardziej Cię interesuje, więc śmiało pytaj może będę mógł odpowiedzieć.
Jeśli chcesz mieszkać w hotelu, to nie powinieneś mieć problemu ze znalezieniem wolnych miejsc, kiedy przyjechałem dzień przed zawodami, planowałem nocleg w samochodzie. Jednak w ostatniej chwil zdecydowałem się na hotel, byłem prawie pewien, że nic nie znajdę o 21:00, ale udało się za pierwszym podejściem.
następnym razem pojadę tam pod namiot, albo na jakiś kemping, których jest tam sporo.
Przydaje się samochód, komunikacja publiczna wokół FR kiepska
a na trasy biegowe czasami warto podjechać.
Według mnie najważniejsze to dotrzeć tam, reszta do zorganizowania na miejscu, informacja turystyczna bardzo przyjazna, bardzo łatwo zorganizować sobie wycieczki wokół FR.

 

jaro-b

Autor: jaro-b, 2013-02-19, 22:46 napisał/-a:
W zasadzie interesuje mnie możliwość noclegu w pobliżu ośrodka sportowego lub nawet w ośrodku (spotkanie czasami jakiejś światowej sławy zawsze pozytywnie nastraja do treningów), no i oczywiście koszty zakwaterowania wraz z wyżywieniem bo moje plany sięgają pobytu na jakieś trzy tygodnie. W między czasie też wyjazdy np. na Costa Brava czy Barcelona.

 

 Ostatnio zalogowani
Arti
01:19
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZE¦9
21:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |