| Nagor Marcin Nagórek Słupsk Agros Zamo¶ć
Ostatnio zalogowany 2024-09-11,13:56
|
| Przeczytano: 2462/657699 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Poradnik Kalenji: Uzależnienie od biegania | Autor: Marcin Nagórek | Data : 2012-10-23 | Poniższy tekst ze względu na opisywane zagadnienie ma bardziej cechy felietonu niż poradnika. Z pewnością jest też odcinkiem najbardziej opartym o moje własne doświadczenie - 12 lat biegania oraz setki czy wręcz tysiące biegaczy poznanych osobiście bądź korespondencyjnie. Nie jestem psychologiem, potraktujmy więc całość jako rodzaj gawędy, sygnalizację pewnych zjawisk, a nie ich naukowe opisanie.
Czy od biegania można się uzależnić? Niewątpliwie. Może to być uzależnienie tak fizyczne, jak i psychiczne, podobnie jak w przypadku wszelkiej maści używek. Jeśli jest to stan chorobowy, ocenić go może tylko specjalista i tylko w indywidualnym przypadku. Trudno jest o uogólnienia, zapis konkretnych, precyzyjnych symptomów pozwalających ocenić, że do tego stanu jest wszystko OK, a poza nim zaczyna się choroba. Pozostanę więc przy opisie pewnych zachowań, które w niektórych przypadkach mogą być objawem przekroczenia granicy bezpieczeństwa. Nie we wszystkich - czasami będą to sytuacje jak najbardziej niewinne. Bardzo trudno określić, gdzie kończy się pasja, a zaczyna obsesja.
Biegaczy można umownie podzielić na dwa typy: biegających dla przyjemności, zdrowia, relaksu oraz na tych trenujących dla poprawy życiówek. W mojej opinii idealne jest skrzyżowanie obu tych typów. Ten, kto biega tylko dla przyjemności, nie nakłada na siebie żadnej presji, ale trudno mu utrzymać motywację. Biegacze nie startujący w zawodach częściej mają długie przerwy w treningu i częściej przestają w ogóle biegać. Pokusa lenistwa bywa u nich nie do odparcia. Starty w zawodach i próby poprawy wyników są tym czynnikiem, który systematyzuje trening i nadaje mu konkretny sens. Najlepiej więc, gdy czerpie się przyjemność z systematycznego biegania i próby osiągnięcia własnych, nawet skromnych celów. Nie może to być jednak robione na siłę, za wszelką cenę.
Trening celem samym w sobie
W normalnych warunkach każda jednostka biegowa służy czemuś konkretnemu. Albo wychodzimy, żeby się odprężyć, mieć chwilę dla siebie, zaznać przyjemności, albo jest to element pewnego planu, dążenia do osiągnięcia jakiegoś celu. Gorzej, gdy trening jest celem samym w sobie, gdy to nie my panujemy nad bieganiem, a ono nad nami. Łatwo to ocenić po stosunku biegacza do koniecznej czasami przerwy.
Osoba biegająca dla przyjemności i relaksu nie ma najmniejszego problemu z odstawieniem treningu na jakiś czas. Nie ma ochoty - nie wychodzi. Czuje się zmęczona - odpoczywa. Ze ścigaczami jest trudniej, ale i oni powinni bez problemu zaakceptować przerwy - jest to przecież konieczny warunek progresu. Warto odpocząć po sezonie, czasami jest też potrzeba zrobienia nieplanowego odpoczynku, gdy nawarstwi się zmęczenie.
Z sytuacją patologiczną mamy do czynienia wtedy, gdy biegacz wie, że powinien odpocząć, a nie jest w stanie. Jako trener czasami spotykam się z sytuacją, gdy podopieczny wręcz błaga mnie, żebym rozpisał trening i zakończył przerwę, bo nie jest w stanie wytrzymać bez biegania. Tacy biegacze nawet gdy wiedzą, że dla ich zdrowia i późniejszej formy trzy tygodnie odpoczynku będą zbawienne, nie są w stanie tego wytrzymać. Próbują to racjonalizować, że już dość odpoczęli, że bez biegania coś stracą, że kondycja się pogorszy... Prawda jest zaś taka, że muszą biegać, są uzależnieni. W tym momencie bieganie do niczego nie prowadzi, nie jest tylko elementem planu, staje się celem samym w sobie.
Trening jako dowartościowanie się
Istnieje też grupa, dla której trening to próba ucieczki, poradzenia sobie problemami, dowartościowanie siebie. W mojej opinii to też nie jest zdrowe. Biegacz dotknięty tą przypadłością nie biega w gruncie rzeczy po to, żeby poprawić wyniki czy sylwetkę. Biega, żeby czuć się lepszym. To samo w sobie nie jest może złe, ale u niektórych prowadzi do sytuacji patologicznej: prób ciągłego potwierdzania własnej wartości. Bieganie jest wtedy odbiciem innych problemów, kompleksów, z którymi dany człowiek sobie nie radzi.
U kogoś takiego trening zamienia się w zawody, zaś same zawody często wypadają słabo. Dotknięci tą przypadłością zawodnicy trenują zbyt ciężko, zbyt mocno. Nie są w stanie czerpać radości z wolnego biegania, nawet gdy jest to konieczne do progresu. Oni muszą udowodnić sobie wciąż i wciąż, że są mocni, że są szybcy, że są lepsi od innych. Ktoś taki jest zadowolony dopiero wtedy, gdy swoją trasę pokona szybciej niż ostatni rekord.
Gdy trening jest wolniejszy niż zaplanowany, powoduje to złe samopoczucie. Nie pomoże żadne usprawiedliwienie, że wiało czy była kiepska pogoda, czy może trafił się gorszy dzień. Każdy trening musi być perfekcyjny. Jeśli w jednym tygodniu tysiące były po 3.50, to w kolejnym muszą być po 3.48, najlepiej na lepszym samopoczuciu. Wpada się w dyktat zegarka, dyktat czasu, presję ciągłego wyścigu. Nie analizuje się treningu pod kątem skuteczności, po prostu za każdym razem daje z siebie wszystko. Zdarza się, że z kimś takim nikt nie chce biegać, bo każde wyjście zamienia w wyścig, psuje innym trening, musi pokazać, że jest lepszy, szybszy, może więcej.
W tym wypadku również mamy do czynienia z sytuacją, gdy to bieganie panuje nad biegaczem, a nie odwrotnie. Taka osoba nawet gdy wie, że wolniejsze bieganie przyniesie lepszy efekt, nie jest w stanie nad tym zapanować. Trening jest ciągłym wyścigiem z samym sobą. Wyniki na zawodach w takim przypadku są zawsze kiepskie, prędzej czy później przychodzi załamanie formy. Biegacz po prostu nie ma siły, całą energię zostawia w codziennym zmaganiu z sobą. Po zawodach jest frustracja, zawód i ponowna chęć udowodnienia, że gorszy występ był wypadkiem przy pracy. Na kolejnych treningach jest znowu orka, znowu bieganie na siłę, a to tylko nakręca spiralę obsesji.
Tego typu zawodnik jest też prawie niemożliwy do trenowania. Jeśli nie kończy treningu z uczuciem kompletnego wycieńczenia, nie czuje się usatysfakcjonowany. Z tego względu nigdy nie jest w stanie zrealizować planu treningowego. Biega albo więcej, albo mocniej niż było zaplanowane. Musi zrealizować się na treningu, a skuteczność czy nieskuteczność nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście i w takim przypadku pojawia się racjonalizacja, oszukiwanie samego siebie. Biegacz wmawia sobie, że jeśli zrobi więcej lub szybciej niż było w planie, będzie lepiej, wytrenuje się lepiej, że tak postepują mistrzowie i profesjonaliści. W gruncie rzeczy chodzi jednak o coś zupełnie innego.
Nadmiar analizy i pozornego profesjonalizmu
Kolejnym alarmującym sygnałem jest poświęcanie energii na ciągłą kontrolę i analizę treningu. Oczywiście analizujemy wszyscy i trudno jest odróżnić dobrą stronę tego zjawiska od złego. Niektórzy wpadają jednak w przesadę. Ciągłe śledzenie wykresów na komputerze, linii tętna, pomiary kwasu, prędkości, ocena samopoczucia - jest to normalne tylko do pewnego stopnia. U osoby uzależnionej wszystko jest posunięte do przesady. Ktoś taki dąży do ciągłego perfekcjonizmu. Jeśli trening jest zaplanowany na 10:30, a z jakiegoś względu biegacz wyjdzie dopiero o 11, może wpaść w szał i mieć nastrój zepsuty przez cały dzień.
Liczą się wszelkie szczegóły: izotonik musi być wypity od razu po skończeniu biegu, a jeśli nie, jest to powód do awantury i wściekłości. Sen jest od godziny tej i tej do tej i do tej. Na spacer nie pójdzie, bo oszczędza energię na jutrzejszy trening. Całe życie jest podporządkowane bieganiu. I chociaż w gruncie rzeczy trudno udowodnić, że niewypicie izotonika na czas czy zmiana godziny treningu ma jakikolwiek wpływ na formę, uzależniony wie swoje. Nawet profesjonaliści rzadko zachowują się tak obsesyjnie, a jeśli u normalnego człowieka wpływa to na życie, pracę, relację z bliskimi, to niewątpliwie należy tu mówić o patologii.
Łączenie się różnych obsesji
Tego typu patologiczne zachowania czasami występują łącznie. Np. biegacz realizujący sie na treningu daje z siebie wszystko, a na zawodach pęka psychicznie, poddaje się, bo gdzieś tam pojawia mu się myśl, że dwa dni temu się nie wyspał, nie był profesjonalistą na odpowiednim poziomie i tak czy inaczej nie ma szans na wynik.
Często zresztą "wynik" determinuje wszystko. Brak życiówki doprowadza do szału. Ktoś, kto ma problemy psychiczne, może np. regularnie nie kończyć biegów, bo za każdym razem dochodzi do wniosku, że nie ma szans na wynik. Powodem może być wszystko, od kryzysu na trasie, po niesprzyjającą pogodę. Takie zachowanie być może byłoby zrozumiałe w niektórych przypadkach u biegacza atakującego rekord świata, ale jak to się ma do traktowania treningu jako hobby, pasję? W przypadkach skrajnych spotyka się biegaczy, którzy nie są w stanie ukończyć prawie żadnego biegu w sezonie, bo za każdym razem coś im nie pasuje. Bieg słaby byłby zbyt dużą rysą na samoocenie, aby go ryzykować.
Istnieje wręcz taka grupa biegaczy, która równocześnie pragnie i boi się wyniku. Boi się pobiec na maxa, bez patrzenia na zegarek, boi się sprawdzenia swoich skrajnych możliwości. Boi się też przeciwników. W gruncie rzeczy chodzi o to, że boi się konfrontacji z rzeczywistością. Bo może się okazać, że te możliwości są skromniejsze niż zakładane. Tego typu zawodnik woli zawsze wynajdywać problemy, nie ryzykować, nie walczyć niż spojrzeć prawdzie w oczy i pogodzić się z myślą, że jest przeciętny czy słabszy od kolegów. Woli żyć złudzeniami i wciąż wmawiać sobie, że kiedyś, gdzieś, w idealnych warunkach (które nigdy nie nadchodzą), pobiegnie wymarzony wynik. Czesto jest to ten sam typ, który realizuje się na treningu, tam się wyścigał. Pobiegł trening na maxa i uważa, że na zawodach dałby radę dużo szybciej, że to sprawia, iż jest materiałem na mistrza. Nie może się pogodzić z myślą, że tak nie jest.
Podsumowanie
Występowanie tych lub innych, podobnych zachowań niekoniecznie musi od razu znaczyć, że już jesteśmy uzależnieni i chorzy. Należy jednak mieć świadomość, że nawet coś, co z początku jest niewinnym hobby, może z czasem stać się czynnikiem niszczycielskim w życiu. Warto od czasu od czasu spojrzeć obiektywnie na swoje zachowanie, swoje życie i ocenić, czy bieganie nadal jest czynnością sprawiającą przyjemność, czy może niespodziewanie stało się źródłem kolejnych frustracji i stresu? Jeśli rodzi zbyt wiele problemów, wymaga zbyt wielu kompromisów, jest to z pewnością czynnik alarmujący. Być może niektórzy z nas są na drodze do uzależnienia. |
| | Autor: bartus75, 2012-10-27, 11:28 napisał/-a: Dokładnie tak Ryszard z uzależnieniem mamy do czynienia wtedy kiedy czynność wykonywana zaburza nasze życie i życie naszych bliskich. Bieganie regularne zaburza to życie szczególnie życie rodzinne! Wiem że czas poświęcony na bieganie mógłym wykorzystać w inny bardziej rodzinny sposób, narazie nie może biegać ze mną moja żona chociaż ma predyspozyjce do biegania większe niż ja ale ja mam większą pasję :D Pewnie jak nasza ratorośl dorośnie troszkę to będziemy piękną biegającą rodziną , starszy syn mimo wielkotrotengo namawiania nie chce i nie ma zamiaru biegać :D
bieganie uzależnia też w tym sensie że zaburza mój budżet wydatków, jadąc rok temu do decatlonu bo buty zimowe kupiłem buty do biegania bo była na nie promocja! większość ciuchów które wogóle kupuje to tylko z myślą o bieganiu! żywność i napoje też tylko takie które są wskazane dla biegaczy itp . itd. książki o biegaczach i o bieganiu !! | | | Autor: marcin m., 2012-10-27, 17:07 napisał/-a: dziękuję Marcinowi za pouczający felieton :o)
w moim przypadku jeśli chodzi o moje bieganie, to tylko w wyjątkowych sytuacjach "naginam biegowe normy"
nie chcę się zbytnio wymądrzać, ale popatrzmy na wielu "zawodowych" amatorów ile razy oni biegają w roku ba! ile zaliczają maratonów! a ich wyniki?? miejsca OPEN są na poziomie... cieńkim jak Polsilver :o)
mógłbym w tym miejscu wymienić kilka nazwisk tych "zawodowych" biegaczy - większość z nich zamyka biegowe stawki :o)
ale popatrzmy na ich kilometraż... w ciągu 3-4 lat mają "nabite" po 2500-3500km ...są też tacy co robią Koronę Maratonów Polskich w rok!!! ...jednego takiego mijałem we Wrocławiu na 34km - miał na pomarańczowej koszulce ten dumny napis - Korona Maratonów Polskich w rok!
jedna tylko taka mała uwaga... on maszerował, a ja biegłem od startu do mety cały maraton :o)
jeśli będę miał wystarczająco motywacji, zdrowia i znajdę kilku sponsorów to zorganizuję w Kielcach w 2015 roku prawdopodobnie jedyny w swoim rodzaju maraton na świecie :o)
nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów, żeby nie zapeszać, ale pomysł na jedyny w swoim rodzaju maraton na świecie narodził się w mojej głowie właśnie podczas... maratonu :o)
w tym maratonie będzie się mogło sprawdzić tylko i wyłącznie 100 maratończyków - bo taki będzie limit biegaczy, a limit czasowy 5:00:00
...zweryfikuje prawdziwych maratończyków :o)
...w 2013 roku w III lub IV kwartale ruszy strona internetowa i na pewno cały regulamin maratonu zaskoczy niejednego biegacza :o)
p.s. gdzieś mi się obiło o uszy, że szanujący się maratończyk biega maksymalnie 2 maratony w roku :o) | | | Autor: infomsp1, 2012-10-27, 19:18 napisał/-a: Pierwsze z brzegu źródło, czyli wikipedia: Uzależnienie psychiczne (ang. psychological dependence), znane też jako psychologiczne, to nabyta silna potrzeba stałego wykonywania jakiejś czynności lub zażywania jakiejś substancji, której niespełnienie jednak nie prowadzi do poważnych fizjologicznych następstw. Jego cechy to:
- wzrost napędu związanego z poszukiwaniem środka uzależniającego
- wzrost tolerancji na działanie środka (obniżenie efektu przyjemności, który on dostarcza)
- kompulsywna konsumpcja środka kosztem swojego zdrowia oraz otoczenia osłabienie woli
- obsesja brania i natręctwa myślowe utrzymujące się i nawracające nawet po wieloletniej abstynencji
- samooszukiwanie się usprawiedliwiające wykonywanie danej czynności (związane z psychologicznymi mechanizmami obronnymi)
- fizyczne wyniszczenie, brak zainteresowania otoczeniem niezwiązanym ze środkiem i jego zdobywaniem
Zależność psychiczna to stan, w którym osoba dotknięta tą chorobą nie potrafi bez pomocy z zewnątrz przerwać zachowań kompulsywnych związanych ze zdobywaniem i konsumpcją. Nieleczona zależność psychiczna od substancji chemicznych prowadzi najczęściej do więzienia, szpitala psychiatrycznego, a w końcu i śmierci. Obecnie nie są znane skuteczne metody leczenia uzależnienia psychicznego od substancji chemicznych. Możliwe jest zatrzymanie kompulsywnych zachowań, ale nie całkowite wyleczenie.
Mimo mylącej nazwy uzależnienie psychiczne ma swoje fizyczne (neurologiczne) podłoże i jest tak samo realne, jak uzależnienie fizjologiczne z tą różnicą, że zmiany, które powoduje, nie cofają się samoistnie albo cofają się bardzo wolno w skali życia osobnika.
Przy takiej definicji, wszystko inne jest albo pasją albo niedojrzałością osobowości (def: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dojrza%C5%82a_osobowo%C5%9B%C4%87) albo zwykłymi przechwałkami. | | | Autor: punto, 2012-10-27, 19:42 napisał/-a: Z bieganiem regularnym (klub , wojsko) skonczylem jak mialem 23 lata , dzis mam 41 zacząlem na nowo jak mialem 36 lat czyli 13 lat przerwy więc zacząłem wszystko od nowa z tego co wybiegałem w młodości coś zawsze zostalo ale niewiele .Nie mowie że wszystko Robisz żle, o tym świadczą Twoje wyniki barzdo podobają mi sie Twoje wyniki górskie to robi wrażenie | | | Autor: Ryszard N, 2012-10-27, 19:48 napisał/-a: Wojtku, pasuje jak ulał,...:-) | | | Autor: Nagor, 2012-10-28, 02:09 napisał/-a: Wszystko jest kwestią doboru obciążeń i talentu. W tym roku jeden z moich zawodników, w wieku 36 lat, bez przeszłości biegowej, ale z przeszłością w innym sporcie wyczynowym, przebiegł maraton w 2:41, po 7 miesiącach treningu. Kilometraż, jaki wykonywał to 40-60 tygodniowo, przy 5 treningach w tygodniu. Przy tak krótkim stażu bieganie więcej byłoby bardzo trudne do wykonania i ryzykowne.
Wiele zależy od zapasu prędkości z krótszych biegów. Jeśli polecisz dyszkę w 35 minut, to jest duża szansa na przyzwoity wynik w maratonie, rzędu 2:50 lub lepiej, bez względu na objętość treningów. Natomiast jeśli na dyszkę kręcisz 40 minut, to choćbyś biegał 200km tygodniowo, złamanie 2:50 jest praktycznie niemożliwe. Tak to działa.
Swoją drogą, sam biegam w sposób, który można nazwać wyczynowym, a znam masę amatorów, którzy biegają 2x więcej ode mnie. Poświęcam na to 10 godzin tygodniowo, a są tacy, którzy na samo niedzielne bieganie potrzebują czterech ; ) Na pewno sama ilość kilometrów nie świadczy o uzależnieniu. | | | Autor: Ryszard N, 2012-10-28, 09:10 napisał/-a: Dyskutując o uzależnieniu oraz pośrednio o treningu i jego objętości, warto wspomnieć o atrybucji w sporcie. Dokonując zgrubnego podziału na atrybucję zewnętrzną i wewnętrzną warto sobie odpowiedzieć na pytanie w którą stronę idzie nasze myślenie. Ilu znacie sportowców, tych zawodowych i amatorów, którzy bazują na atrybucji wewnętrznej i po porażce mówią,...źle trenowałem, robiłem to źle i w mega objętości a ilu preferuje atrybucję zewnętrzną,...temperatura, skurcz, paluszek, itd,...
W psychologii sportu można znaleźç zgrabne określenie,..."atrybucja w służbie ego",... | | | Autor: zbig, 2012-10-31, 11:45 napisał/-a: Czy ten jeden z Twoich zawodników nie nazywał się przypadkiem Robert Korzeniowski? ;-)
Tylko wiek się nie zgadza :-(
A jaki sport wyczynowy uprawiał Twój podopieczny?
Wiosła, triathlon, czy narciarstwo biegowe? Bo to dosyć istotne.
Muszę zapytać Pana Walewskiego ile km tygodniowo jego podopieczny Robert Korzeniowski trenował przed Maratonem w Poznaniu po zakończeniu kariery?
| | | Autor: Nagor, 2012-11-21, 15:24 napisał/-a: Gość, o którym mowa, pływał na kajakach, czyli sport wytrzymałościowy, ale nie mający wiele wspólnego z biegiem. Robert Korzeniowski był zaś prawie biegaczem ; ) | | | Autor: gosciu, 2015-09-14, 11:21 napisał/-a: Ważne w bieganiu jest to zeby buty biegowe były mega wygodne i amortyzujące. Dla mnie najwygodniejsze są New Balance, zawsze kupowałam z jednej firmy buty, bo mi najlepiej pasowały. Niedawno zmieniałam, kupiłam nowe, teraz mam NB Vazee Rush, bardzo porządnie zrobione, widać, ze to już buty z wyższej półki jakościowej.
| |
|
|
|
|