Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
63 / 75


2022-01-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Mój 2021 (czytano: 1130 razy)

 

Minął już czas sylwestrowych uniesień, uleciały bąbelki z “musiaka”, czas podsumować rok, który minął, 12 rok mojej biegowej przygody.
Niewiele ponad 2700 km, najmniej od czasu kiedy zacząłem to mierzyć (2013), dotkliwa kontuzja, niemowlę w domu (:-)), pandemia...a jednak dopisałem do swojej listy kolejne cztery maratony, dwie “połówki” i jeden bieg na 10 km.
To był czas biegów terenowych, biegów “falowych” z niepewnością czy w ogóle dojdą do skutku.
Najpierw zimowa Ślęża: po kryjomu załatwiony nocleg pod Wrocławiem, pakiety wydawanie przez okno i start “po kolei”. W kieszeni świeżo zakupione raki biegowe bo spadł pierwszy tego roku śnieg (a był luty). Same zawody też nie były zawodami tylko “Zimowym Budowaniem Odporności” ale się odbyły i to był sukces. Do szczytu szło nieźle a potem niestety zamarzła woda w bukłaku i odezwała się niezaleczona kontuzja stopy. Do tego doszło przemęczenie spowodowane “trzymaniem formy” od listopada, kiedy w ostatniej chwili odwołali “Piekło Czantorii”. Skończyło się na 32 miejscu i generalnie byłem szczęśliwy, że się skończyło ;-)
Potem nadszedł czas długiej rehabilitacji, zabiegów i powolnego powrotu do treningów. Nie było wiadomo czy będzie coś płaskiego jesienią a jeżeli tak to gdzie.
Obserwowałem Paryż i Pragę, na szczęście bez wnoszenia opłaty...
W maju znów nie odbyła się impreza w Hajnówce lecz zgodnie z tradycją pobiegałem po puszczańskich lasach dystans półmaratoński. Tym razem, po raz pierwszy, w wycieczce towarzyszyło nam maleństwo :-) Kubuś zniósł wyjazd nad wyraz dobrze...
Na pierwsze zawody udałem się więc do Spały gdzie, trochę nieśmiało, po trzeciej “fali” pandemii zorganizowano I Półmaraton Spalski. Na leśnej, płaskiej trasie wybiegałem 16 miejsce w 1:29:03. Nawet jeżeli brakowało kilku metrów wg Garmina to wracałem stamtąd bardzo zadowolony.
Podobnie jak trzy tygodnie później z Białegostoku gdzie w świetnie zorganizowanym Nocnym Półmaratonie byłem 48 na ponad 1800 uczestników. Na trasie pełnej pagórków, w niemal 30-sto stopniowym upale (podczas startu pierwszej fali) osiągnąłem 1:27:27. Biorąc pod uwagę pogodę i stan po kontuzji wbiegałem na metę, gdzie w kawiarnianych ogródkach tłumy oglądały mecz Hiszpania-Polska na Euro, zdecydowanie kontent.
Pozytywnie nastawiony zabrałem Rodzinę do Lądka na Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Z moim, kolejnym do kolekcji, dystansem maratońskim czułem się trochę nieswojo wśród biegaczy pokonujących 110, 130 a nawet 240 km. Szczególnie “zawstydziła” i wzbudziła mój szacunek Koleżanka kończąca dystans 110 km. Ale realizuję wciąż swój projekt: “50 maratonów na 50 urodziny” i jestem w tym konsekwentny.
Z pięknego miasteczka biegowego przywiozłem maskotkę “Biegusia” dla Syneczka i 65 miejsce wśród 658 startujących. Znów pokonały mnie zbiegi a także zmylenie trasy. Ten bieg był także wyjątkowy bo po raz pierwszy nieco odpuściłem w końcówce. Ból w klatce piersiowej uświadomił mi kto jest teraz najważniejszy :-)
W gwarnej atmosferze biegaczy trzech dystansów, którzy wspólnie pokonywali linię mety wzniosłem ręce w geście “finiszera” poniżej 5,5 godziny na 45 kilometrowym dystansie. Szkoda, że akurat wówczas skończyła się karta w aparacie fotografa :-/
Po Lądku przyszedł czas na wyjątkowy bieg, którego nie opuszczam od 10 lat (z ubiegłoroczną, pandemiczną, przerwą) - Bieg Powstania Warszawskiego. Na tradycyjnej trasie, w poświęconej pamięci Mamy koszulce, dałem z siebie wszystko i ukończyłem 10 km w satysfakcjonującym czasie 39:04. Biegałem już tutaj szybciej...ale dwa lata wcześniej po podobnym czasie zrobiłem maratońską życiówkę! Miesiąc później “spakowałem” więc Rodzinkę i znowu ruszyliśmy w góry. Po Masywie Ślęży i Górach Złotych tym razem ruszyliśmy w Beskid Sądecki na Festiwal Biegowy, rozgrywany po raz pierwszy w Piwnicznej. Asfaltowy maraton poprowadzony Nowym i Starym Sączem do Piwnicznej nie był zupełnie płaski. Szczególnie mocny podbieg na ostatnich kilometrach mocno dał się we znaki. W kameralnej stawce stu biegaczy walczyłem twardo o drugie, po ubiegłorocznym Helu, maratońskie “pudło” open uciekając i biegnąc na trzecim miejscu przez kilkanaście kilometrów ale później czołowy wiatr, ukształtowanie terenu i obycie miejscowych biegaczy sprawiło, że ukończyłem ostatecznie szósty, z drugim miejscem w kategorii i medalem Mistrzostw Polski weteranów. Czas 3:02:22 to nieco szybciej niż rok wcześniej na Helu, choć było tu trudniej. Jestem pewien, że gdyby nie podbieg w końcówce powalczyłbym o kolejne <3h. Na trasie był też znajomy z otwockich szlaków Andrzej, którego Serdecznie Pozdrawiam :-)
Na tym właściwie powinienem sezon zakończyć ale miałem jeszcze “niezałatwioną” sprawę z ubiegłego roku i presję aby tą moją maratońską listę powiększyć jeszcze o jeden maraton. To był odpowiedni czas na “Piekło Czantorii”.
Piekło Czantorii to faktycznie najtrudniejszy bieg w jakim wziąłem udział. 4500 m przewyższeń na 47 kilometrach, bieg w nocy, w błocie, w siąpiący deszczu, bez płaskiego kawałka trasy. Specjalnie na te zawody kupiłem kije i trenowałem z nimi w nocy, w otwockich lasach, z “duszą na ramieniu”. Faktyczne piekło ! Poobijany, umorusany, na “ostatnich nogach”, z przekonaniem, że zbiegów to ja się nigdy nie nauczę (straciłem na nich mnóstwo czasu) dowlokłem się na metę po przeszło 9 godzinach, jako 28. I to, że się dowlokłem było sporym osiągnięciem. Dwie pętle pokonała bowiem niewiele ponad połowa (80) ze startujących (150). Wróciłem bogatszy o wiedzę na temat swojej wytrzymałości. I jest to wiedza budująca.
Rok z niewielką ilością imprez, w większości terenowych,kończę usatysfakcjonowany.
Liczbę moich maratońskich startów powiększyłem o cztery, do 37. Pozostaje niespełna pięć lat na osiągnięcie celu. Utrzymałem poziom, półmaratony poniżej 1h30’, w trudnych warunkach i asfaltowy maraton bardzo blisko 3h (jest już takich dwadzieścia) sprawiają, że nie mogę nie być zadowolony. Wygrałem, tymczasem, z kontuzją. I ukończyłem jedną z najtrudniejszych imprez biegowych w Polsce (o ile “Piekło” nie jest w ogóle najtrudniejsze). Czego chcieć więcej ?
Niegasnącej motywacji na kolejny, trzynasty sezon startów. I zdrowia !

PS Nie mogę nie wspomnieć o moich wolontariackich doświadczeniach podczas “Zabieganej Mamy”, “Biegu Niepodległości” i “Biegu Pamięci 13 grudnia”. Wraz z koleżankami i kolegami z Run Vegan mogłem pomagać uczestnikom biegów “z drugiej strony”. I miałem z tego super satysfakcję.
Dziękuję również za zaproszenie na Bieg Urodzinowy Szefuńcia “Otwockich Tuptusiów”. Czuję się zaszczycony, że mogłem wziąć w nim udział.
Jak również potrenować z “Amatorską Grupą Biegową” z Otwocka, Pani Trener Bożeny Dziubińskiej. Jestem pewien, że pomogło mi to powrócić do sprawności po kontuzji.
Taki to był rok...2021...

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2022-01-03,08:34): Dla mnie jesteś Wielkim pasjonatem biegania i tylko pogratulować tak pięknego przeżywania. Do tego nie myślisz tylko o sobie. Naprawdę piękne. Trzymaj się i równie udanego Nowego 2022 Roku :)
witas (2022-01-03,09:42): Marek, coś Ci się pomyliło z ty Lądkiem. Tam nie ma dystansów biegów 80, 100 i 160 km. Pozdrawiam i życzę przede wszystkim bezkontuzyjnego 2022 roku. Dla biegacza amatora nie ma nic gorszego niż niemożność biegania.
Marco7776 (2022-01-03,15:19): Dziękuję Pawle :-) Dla Ciebie również pięknych doznań biegowych w 2022 roku. I braku kontuzji.
Marco7776 (2022-01-03,15:21): Faktycznie...dzięki za korektę ;-) Już poprawiłem. Wszystkiego Najlepszego na biegowych ścieżkach :-)







 Ostatnio zalogowani
Admin
16:19
Wojciech
15:56
Ziuju
15:35
VaderSWDN
15:29
marczy
15:23
uro69
15:14
chris_cros
14:54
martinn1980
14:52
BOP55
14:39
Jurek z Jasła
14:34
Jaszczurek
13:55
kostekmar
13:30
biegacz54
13:18
Tyberiusz
13:12
gpnowak
12:54
Leno
11:40
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |