2021-12-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| IX BIEG MIKOŁAJKOWY 10 KM POLICE (czytano: 913 razy)
Bieg Mikołajkowy na zwieńczenie sezonu. Po udanym powrocie biegowym po przerwie rocznej wywołanej pandemią, po życiówce na trasie 15 km w Bukówcu ( 4 raz) i połówce w Poznaniu ( 6 raz) czas na życiówkę trasy na 10 km w Policach. Mój najlepszy czas w tym miejscu ( przełaje) ok. 43 min. , więc zadanie wydawało się proste.
Jadę razem z Łukaszem. Ok 40 km przed celem zaczyna padać mokry śnieg ( 1 st. C). Drugi pas naszej ekspresówki zasypany. Snujemy się 60 – 70 km/h. Nikogo nie wyprzedzamy. Drogowcy pojawili się dopiero na sąsiedniej nitce drogi. W Szczecinie nie lepiej. Przed Policami niewielkie hamowanie przed zakrętem zniosło mnie na sąsiedni pas. Szczęśliwie dojeżdżamy na miejsce z niewielkim spóźnieniem. Wszystko zasypane świeżym mokrym śniegiem. Już wiadomo, że bieg będzie tylko rekreacyjny. W biurze startowym odbieramy pakiety – słodycze i mikołajowa czapka, czip do buta i czerwony numerk. Jak w każdym bieg pandemicznym ograniczona frekwencja, więc i znajomych jak na lekarstwo i nie ma z kim pogadać.
Idziemy do szatni. Ja jak zwykle tutaj przebrany za Mikołaja od stóp do głów. Mam nawet postarzające okulary i dzwonek. Darek wspomina jeden bieg tutaj, kiedy trzymał się za mną i nie mógł mnie wyprzedzić, a dzwonek przez cały czas wk…ł go niemiłosiernie. Znaną trasą udajemy się na rozgrzewkę. Oprócz śniegowej brei, dodatkowo breja błota i kałuże. Ślisko, a moje buty smarowane na inne warunki 😊.
Trasa przełajowa, leśna 2 pętle po 5 km.
Wracamy do szatni i za 5 dwunasta stajemy na starcie na stadionie. Biegnę ostrożnie, wciąż ślizgam się na śniegu.
Na drugim kilometrze przewracam się, na szczęście bez żadnych uszczerbków. Zdejmuję okulary dla lepszej widoczności. W drugiej części trasy można trochę przyspieszyć i mijam kilkoro biegaczy. Pod koniec pierwszej pętli okrążenie wokół stadionu i znowu w las. Od 7 km zaczynam dublować przebierańców. Na samej końcówce wzdłuż ulicy znowu ślisko i ostrożnie, a na stadionie można finiszować. Jestem jak zwykle pierwszym Mikołajem na mecie. Piękny, duży kolorowy medal na świątecznej tasiemce ozdobi moją kolekcję. Idę na długi gorący prysznic. W szatni pięciu strażaków zaopatruje poturbowanego biegacza. Na trzecim kilometrze upadł na prawy bark i zabrali go z trasy.
Założyli mu wenflon, dostał coś p/bólowo i poczuł się lepiej, aczkolwiek prawa ręka niesprawna – bark mocno stłuczony, ew. zwichnięty . Powiedziałem, żeby nic nie jadł bo może będzie trzeba nastawiać bark w znieczuleniu. Żona, która przyjechała po męża i samochód stwierdziła, że to tylko pech. Moja w takim przypadku postulowała by natychmiastowe zakończenie mojej świetlanej, seniorskiej kariery biegowej.
Wracamy na stadion – dostajemy wigilijny barszcz i pierogi z kapustą i grzybami. Dla mnie podwójna porcja za skontuzjowanego kolegę, który nie dojechał. Kupujemy jeszcze pyszny chleb na akcji charytatywnej. Dekoracje nie dotyczą nas bezpośrednio. Łukasz mówi, że to chyba nasza najgorsza dyszka w tym sezonie ( zaliczył dwie wywrotki na trasie), ale nie, w Lipianach w sztafecie triathlonowej w 36 st. upale było jeszcze gorzej.
Śnieg zdążył się stopić na drodze i bez przeszkód wracamy do domu. Przed nami 3 miesiące przerwy w zawodach ( wersja optymistyczna – nie wiadomo co na to wiadomy wirus).
Przed biegiem niepodległościowym w Goleniowie podłączyłem się pod treningi Łukasza, w związku z czym będzie mnie dalej masakrował przez całą zimę.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2021-12-07,11:36): najlepszy w tym opisie jest ewentualny postulat Twojej żony :) Musisz się zatem pilnować, by nie chciała go wprowadzić w czyn :)
|