2019-08-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 40 PKO PÓŁMARATON SZCZECIN (czytano: 701 razy)
Kolejny w tym roku Jubileusz. Tym razem 40 edycja biegu w mieście moich studiów.
Pakiet startowy odebrany już w piątek – ładna jaskrawozielona koszulka techniczna, piwo, słodycze.
Wyruszamy z Łukaszem już o 6:30. Temp. powietrza 9 st. C. Miał z nami jechać nasz najszybszy gryficki zawodnik – filar naszej drużyny z poważnymi ambicjami na podium – niestety pozostał w domu. Drugi szybki zawodnik przysyła sms, że też nie biegnie. Droga pusta, szybko docieramy na miejsce. Niestety ulice w pobliżu startu już zagrodzone, ale sposobem 😊 mijamy przeszkody i parkujemy w okolicy Pleciugi. Szybko przebieramy się na galowo – startowo i biegniemy na rozgrzewkę. Ponieważ w 2 poprzednich latach nie brałem udziału w tej imprezie, to nie wiem jak było wcześniej, ale zdaje się jest tu jednak pewne novum. Bieg jest rozgrywany na dystansie 10 km i półmaratonu, dawniej biegacze mieli inny kolor numerków i od razu musieli zadeklarować jaki biegną dystans. Tym razem wszyscy startują razem i po 9 km mogą ostatecznie zdecydować jaki wybiorą dbieg, skręcając w prawo lub lewo. Nasza drużyna - Gryficka Siła Biegowa startuje oczywiście i jak zwykle na tym dłuższym, bardziej prestiżowym.
Obaj z Łukaszem startujemy z pierwszego sektora. Temperatura stale rośnie i o godz. 9:00, czyli startu ma już ok. 25st. C. Biegłem tą trasą już 2 razy – druga jej część rozgrywana na Pogodnie jest trudniejsza i wolniejsza – częściowo bruk, podbiegi i wyższa temperatura.
Biegnę mimo to, jak zwykle na czas marzeń, czyli poniżej 90 min.
Początkowo jak zwykle za szybko, ale czuję duży komfort krążeniowo – oddechowy. Od 4 km biegnę z zawodnikiem na dziesiątkę, który chce pobiec poniżej 41 min. Rozmawiamy trochę i czas jakoś szybciej leci. Na 5 km mam czas 20:32 czyli 1,5 min zapasu. Na 7 km mijam mojego stałego rywala w kategorii, który biegnie 10 -kę. Zaraz przed sobą mam drugiego- Roberta, który zwycięży w naszej kategorii na 10-kę. Po 8 km na podbiegu przed Pleciugą nieoczekiwanie doganiam Zbyszka.
Narzeka na kolkę, która nie pozwala rozwinąć mu szybkości i poważnie? rozważa możliwość pobiegnięcia na krótszy dystans. Słowa wsparcia i mały opiernicz powodują zmianę decyzji i dalej biegnie dla drużyny. Teraz mnie dopada kolka i przez 2 km biegnę trochę wolniej, aż do ustąpienia dolegliwości a Zbychu oddala się ode mnie. Mimo to na 10 km mam czas 41:58 i jest tu 32 s zapasu.
Niestety, zaraz za zakrętem w Mickiewicza długi męczący podbieg. Potem następny na 13 km dość stromy, a potem bardzo długi odcinek bruku na agrafce. Nie widzę już szansy na czas marzeń, ale realna jest jeszcze życiówka. Na trasie jest 6 punktów nawadniania i nawilżania – zimny prysznic, oraz na dwóch dają banany. Na 17 km dogania mnie Krzysiek z naszej drużyny i chwilę biegniemy razem.
Na 18 km rześko wyprzedza mnie Francuzik Guillaume – ciekawe co jadł na swoje petit dejeuner, bo 2 tyg. temu na 10 -kę był daleko za mną. Na 20 km widzę oficjalny czas i potrzebuję 4 min ,aby pobić swój rekord. Niestety za zakrętem znowu podbieg i marzenia rozmywają się skwarnym sierpniowym dniu. Mam na szczęście jeszcze dość sił na efektowny finisz – na ostatnich 150 m zagrzewam kibiców do dopingu machając rękoma i wpadam na metę z czasem 1:31:11 ( 5 m-ce w M50). Dołączam do Krzyśka i Zbyszka, a za chwilę wpada dalsza część naszej drużyny Waldek i Damian, a potem Łukasz ( większość drużyny jest po kontuzji niewybiegana i osiąga czasy dalekie od swoich możliwości ). Nasza jedyna dziewczyna Ewa 1:50:25 i 4 m-ce w K50. Niestety pozbawieni naszego filara zajmujemy dopiero 5 miejsce w drużynie. Medal na mecie godny jubileuszu ( będzie na zdjęciu).
Tym razem za metą suchy prowiant – banan, jabłko, słodycze i izotonik. Szybko zaliczamy prysznic na basenie i wracamy na błonia. Tutaj można wygrawerować na medalu imię, nazwisko i czas ( b. długa kolejka biegaczy). Tu spotykam też szczęśliwego Krzysia z rodziną i przyjaciółmi – stał się po raz pierwszy półmaratończykiem i z tej okazji sprawił sobie na medalu grawerunek.
Zostajemy jeszcze przez chwilę na dekoracji i z przerwą w KFC wracamy do domu.
Impreza organizacyjnie i towarzysko bardzo udana, dostarczyła dużo pozytywnej energii i optymizmu na dalszą część sezonu.
Za 3 tyg. półmaraton Rowy – Ustka. Będzie relacja z racji mojego pierwszego biegu na tej trasie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2019-08-29,16:00): Jesteś dobry :) Gratuluję !
|