2015-04-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Życiówka na 8 Poznań Półmaraton (czytano: 3287 razy)
Tego się nie spodziewałam w najśmielszych marzeniach ! Ba ! Ja nawet nie byłam pewna czy w ogóle uda mi się dokończyć ten półmaraton, choć to oczywiście byłby najczarniejszy scenariusz. Ale zakładałam, że wszystko się może zdarzyć. 10 tygodni po kontuzji, 5 tygodni niebiegania i TYLKO 8 razy biegałam, z czego raz na bieżni, więc szczerze powiedziawszy to żadna forma. Ale to miał być test nogi i formy. I był. Noga, choć jeszcze nie w pełni sprawna, spisała się na medal. Za to forma taka sobie. Pierwsza dziesiątka to bułka z masłem, druga już trochę gorzej a końcówka to walka z nagłym spadkiem sił. Nie oddech, nie nogi tylko brak energii. Paliwo się skończyło i trudno było określić na ile starczy rezerwa. Ale to wszystko dlatego, że miałam tylko dwa dłuższe wybiegania a reszta to biegi w granicach 10 km i trochę powyżej a nawet dwa po 4-5 km, więc nie można tu mówić o solidnym przygotowaniu. Nie wiedziałam JAK pokonam dłuższy dystans i to jeszcze tempem półmaratonu a nie tempem treningowym, które często się zmienia w zależności od rodzaju treningu. Pierwsza dziesiątka to było przyśpieszanie i wyraźnie to czułam. Gdyby tylko udało mi się utrzymać taki czas to miałabym jeszcze lepszy wynik, ale zdawałam sobie sprawę, że to się nie uda, że nie starczy mi siły i faktycznie po 10 km zaczęłam potrzebować coraz więcej czasu, aby przebiec kolejny km. Tempo spadało o kilka sekund, o czym dokładnie, ale i beznamiętnie informował mnie GŁOS w Endomondo. Pierwszy raz w życiu biegłam HM z kimś w tle i nie ukrywam, że było to dosyć pomocne. Zawsze wypatrywałam oznaczeń na drodze. Teraz nie zwracałam na nie aż tak dużej uwagi a dodatkowo jeszcze wiedziałam, co się dzieje z moim tempem. Choć przecież sama to czułam ! Mam swoje lepsze i gorsze miejsca na trasie, które bez wyraźnej przyczyny, powodują, że biegnę szybciej lub wolniej. Lubię początkowy odcinek do ulicy Zamenhofa. Tam zazwyczaj mam spadek formy. Nie lubię ulicy Rolnej i Drogi Dębińskiej, bo strasznie mi się dłużą. I nie mogę się doczekać kiedy te odcinki się skończą i przejdą w co innego.
Pogoda była wymarzona do biegania, chociaż przed startem czuło się zdecydowanie zimne powietrze. Pierwszy raz zadziałała na mnie magia tłumu i atmosfera imprezy biegowej. Nigdy nie zwracałam specjalnie na to uwagi. A teraz właśnie udzieliła mi się ta szczególna atmosfera. Być może z uwagi na kontuzję, która wykluczyła mnie z biegania na czas dłuższy i postawiła pod znakiem zapytania inne sportowe imprezy. Być może ten wielotysięczny kolorowy tłum, którego byłam częścią. Być może fakt, że ostatni mój HM biegłam w zeszłym roku w Pile a po nim już nic. Być może, co innego. W każdym razie po początkowym truchcie spowodowanym tłokiem na trasie próbowałam gdzieś tam złapać wiatr w żagle i biec. Nie zawsze było to łatwe, bo w niektórych miejscach biegacze dosłownie nie mieścili się na wyznaczonej trasie biegu. Jest nas za dużo, z roku na rok coraz więcej a miasto wydaje się nie być przygotowane na stale rosnący tłum. Mimo doskonałej organizacji Malta nie pomieści więcej biegaczy a ulice nie staną się szersze. Poznań to nie Boston ani Nowy York. Ciekawe, co będzie za rok ? Żeby tylko bieg nie zamienił się w spacer….
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |