2014-12-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegałam w deszczu ! (czytano: 603 razy)
Złamałam swoją złotą zasadę ! I to nie pierwszy raz !. Biegałam w deszczu ! Sama w to nie wierzę ! Ja, która od zawsze powtarzałam wszem i wobec, że gdy pada to nie biegam a gdy biegam i pada to przestaję. Wiedziałam, że prawdziwy biegacz nawet w deszczu biega. Zawsze dawało mi to do myślenia. Czyli jak wybiegnę w deszczu to dołączę do tej elitarnej grupy biegaczy ? To może by się tak raz dać zmoczyć i już! Jak zwykle moje sarkastyczne poczucie humoru i cienka polemika z samą sobą, która i tak do niczego nie doprowadziła. Nic mnie nie było w stanie zmusić ani zmotywować. Do czasu. Pojawił się ON. Mam na myśli plan treningowy. A ja jestem sumienna ( sama się sobie dziwię, że aż tak bardzo), więc odrabiam kolejne zadania jak pilna uczennica. No, ale co tu się dziwić ? Przecież taka byłam kiedyś w szkole. Nawet trener nie był mnie w stanie zmusić do biegania w deszczu. Nawet nie próbował, bo ja z góry zastrzegłam, że NIE biegam, gdy pada, bo jestem z cukru. Z cukru nie jestem. Jakoś się nie rozpuściłam. Trener mnie nie zmusił. Zmusiłam się sama. W sumie nie było tak źle. Chociaż gdy wybiegałam to nie padało. Potem zaczęło padać coraz mocniej, ale na szczęście po chwili już tylko mżyło i gdy kończyłam trening przestało w ogóle. Na początku współpracy z trenerem od razu asekuracyjnie powiedziałam, że nie biegam w deszczu i zapytałam, co mam robić, gdy będzie lało? Nie biegasz – odpowiedział. Jasne ! W zeszłym miesiącu faktycznie lało a ja nie chciałam tracić treningu, więc wybrałam bieżnię. Tym razem deszcz mnie zaskoczył, ale skoro już wybiegłam to szkoda było wracać. 9 km w różnym tempie i jak zwykle walka o utrzymanie jednakowego tempa, która dla mnie jeszcze okazuje się nie lada wyzwaniem. Zamiast stałego tempa jest zmienne. Zamiast wyższych wartości są niskie. Zamiast wolniej jest szybciej. No nie jest lekko, ale trener tego nie obiecywał. Jedyne, co powiedział to to, że nauczy mnie biegać i mam być cierpliwa. Łatwo powiedzieć ! Cierpliwości akurat mi brakuje ! Ale jest jaskółka ! Moja stopa śpi. Niespokojnym snem wprawdzie, ale śpi. Nie chcę zapeszać i powinnam teraz pukać w niemalowane drewno, ale jest dobrze. Nie ma pęcherzy ani innych przykrych niespodzianek póki co. Ciekawe, dlaczego i ciekawe jak długo ? Ale dopiero teraz mogę ocenić SAMO bieganie i zastanowić się nad tym czy da się z tego czerpać jakąś radość skoro nic nie boli !
Nie ma bólu i zmieniła się perspektywa, więc bieganie wygląda teraz zupełnie inaczej !!!!
A dzisiaj zamiast 10 pobiegłam 13 km w deszczu. Skoro już złamałam swoją zasadę i nie zamieniłam się w syrop glukozowy to teraz tylko czekać, kiedy pobiegnę w strugach ulewnego deszczu. O dziwo ! Jakoś mnie to nie przeraża ! A do tej pory nie wiedzieć czemu tak właśnie było. Biegałam już podczas śnieżycy, ale deszcz zawsze kojarzył mi się z niepotrzebnym natryskiem i ubraniem ociekającym wodą, przemoknięciem do suchej nitki i nieuchronnym przeziębieniem. Ulewa pewnie mi już nie grozi skoro to zima, więc raczej tylko ze śniegiem będę się zmagać a to jakoś mnie nigdy nie zniechęcało. A to wszystko za sprawą personalnego treningu.
Potrzebowałam kogoś, kto to wszystko ogarnie, kto wyciągnie wnioski z mojego dotychczasowego biegania, przeanalizuje moje wyniki, rozłoży na czynniki pierwsze moje czasy, kogoś dla kogo te cyfry będą miały jakiekolwiek znaczenie i wreszcie kogoś, kto na podstawie wyciągniętych wniosków określi co umiem i czego nie umiem i zaproponuje stosowny trening. Potrzebowałam doświadczonego trenera, zawodnika i wielokrotnego mistrza w dyscyplinie, z która zamierzam się zmierzyć. Potrzebowałam kogoś, kto nauczy mnie biegać, kto będzie za mnie myślał, bo ma wiedzę, której mi brakuje, kto mi ułoży plan a ja TYLKO postaram się go wykonać jak najlepiej. No i taki jest mój trener. Z perspektywy czasu ( a to zaledwie 2, 5 miesiąca) widzę kolosalną różnicę miedzy moim dotychczasowym bieganiem a bieganiem obecnym. Wtedy TYLKO biegałam, teraz trenuję. Wtedy to była wolnoamerykanka, szłam na żywioł i długie wybiegania, teraz biegam z głową, według planu, krótkie dystanse i robię różne zadania biegowe, czego NIGDY nie robiłam do tej pory, bo się nie znałam, dwa uważałam za zbędne. No bo skoro przebiegłam tyle HMów bez problemu to, po co mi jakieś treningi ? Myślenie laika i głupiej blondynki. Oczywiście, że MOŻNA tak biegać, ale takie bieganie nie rozwija, niczego nie uczy i mnie znudziło oraz zniechęciło kompletnie. Dałam sobie ostatnią szansę i teraz widzę, że to była dobra decyzja. Gdy zaczynałam treningi w planie miałam 5-6 km biegi. Już się wewnętrznie buntowałam. Takie krótkie ? Nie opłaca się z domu wyjść, bo jeszcze nie zacznę a tu już koniec ! I takie wolne tempo ! Najgorsze było „słuchanie” trenera. Nie lubię jak mi ktoś coś każe, bo ja wolę sama.
A tu trzeba poskromić swoją naturę i z pokorą przyjąć rady kogoś mądrego, kogoś, kto się zna. No i mam nadzieję, że to coś zmieni w moim bieganiu, bo już widzę różnicę. Może nawet z czasem bardzo polubię to bieganie. Teraz mogę tylko powiedzieć, że lubię je ….czasami. Pamiętam jak kiedyś ktoś mi powiedział, że nienawidził biegania, ale biegał wszystko, co się dało od krótszych biegów po maratony i z czasem okazało się, że bez biegania nie może żyć. Wzięłam sobie jego rady do serca i też nabijałam kilometry na HMach, ale owa miłość do biegania jakoś nie przychodziła ! Wręcz przeciwnie ! Dopiero zwykły, mądrze ułożony trening a nie długodystansowe biegi zmienił moją percepcję o 180 stopni. Jestem na dobrej drodze do polubienia biegania. A przynajmniej mam taką nadzieję. Do tej pory nie lubiłam a wręcz nienawidziłam biegać, co szokuje biorąc pod uwagę koronę Gran Prix i KPP, ale taka była prawda ! Teraz przynajmniej pozbyłam się tych bardzo negatywnych emocji i ogromnej niechęci do biegania. Duża w tym zasługa trenera. Nie muszę kochać biegania – dobrze, że przestałam go nienawidzić !
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2014-12-15,08:30): bądź zatem szczęśliwa na tych drogach deszczowych i nie tylko :) Nurinka6 (2014-12-15,16:50): mam taką nadzieję ;)
|