Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [21]  PRZYJAC. [21]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Viper
Pamiętnik internetowy
TRIATHLON to co lubię !!!

Wojtek Przygoda
Urodzony: 1971-03-25
Miejsce zamieszkania: Rzeszów / Tarnów
160 / 165


2014-08-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
POLSKAMAN czyli... Wolsztyn i 226 km ! (czytano: 1365 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.polskaman.pl/index.php?lang=pl

 

Cóż… siedzę sobie teraz w pracy i tak sobie myślę od czego zacząć ? Może od początku. Ostatni taki dystans robiłem w 2012 w Borównie i wykonałem zadanie w czasie 14:11 h. Pomyślałem, że najwyższy czas sprawdzić się ponownie na „królewskim dystansie”. Zapisałem się oczywiście końcem grudnia 2013. Trenowałem oczywiście głównie pod kontem wytrzymałościowym, ale też przebieżki i sprinty wydolnościowe. Postanowiłem więcej czasu przeznaczyć na rower bo to tutaj można najwięcej nadrobić. Kupiłem nawet spinning-a na zimę. Trenowałem 5-6 razy w tygodniu. Nieco odpuściłem pływanie, tylko 1 raz w tygodniu, tak by nie zapomnieć :-) Wiosną lekkie zrzucanie wagi 5-6 kilo i jestem zwarty i gotowy. Na dwa tygodnie przed startem sfolgowanie z treningiem do 4 w tygodniu i krócej od 1 do 1:30 h Ostatni trening na rowerze był w środę. W czwartek po pracy wyjazd do Tarnowa by odstawić drugą córcie do dziadków (jedna już tam była). Piątek rano około 10 wyjazd do Wolsztyna z Żonką. Pogoda ładna, choć zapowiadali pogorszenie na jutro deszcz, wiatr i zimno. Strach przed takim dzionkem, podnosi tylko adrenalinę. Autostrada wpijała pieniądze jak gąbka wodę - to bramni, to stacja i tankowanie… Zajechaliśmy po około 7 godzinach i nieco się spóźniłem na odprawę, ale co tam… Pierwszy nie będę więc zawsze będę za kimś podążał :-) Plan był prosty poprawić wynik z Borówna a jak się da złamać 13 h. Po zabraniu pakietu i odstawieniu rowerka do „stajni” kolacja w postaci Pizzy i powrót na kwaterę. Po rozpakowaniu i przygotowaniu „zabawek” na start, wypiliśmy z żonką jedno piwko na spółkę i… lulu.
Rano wstałem przed czwartą, dla mnie żadna zmiana, przez blisko dwa lata wstawanie o czwartej na trening to już norma. Przemycie oczu, poranna kawa z bułeczką na śniadanie i pobudka żony która zawiozła mnie na start na 5 rano. Dla niej to już nie norma :-) za co oczywiście wielkie dzięki.
Na miejscu przygotowanie wszystkiego na T1 i T2. Zaliczyłem WC to dobry znak, że nie będzie sensacji na trasie. Gdy ubierałem piankę, zaczął padać deszcz i zrobiło się chłodno. Zakląłem pod nosem i pomyślałem, nieźle się zaczyna… Do startu było jakieś 400 m, szybki marsz i szybko wszedłem do wody na małą rozgrzewkę, na szczęście woda była cieplejsza niż powietrze. I nagle, olśnienie – zapomniałem chipa ! A do startu 5 minut, no nieźle, płynę bez niego !

Trzy… dwa… jeden… strzał z pistoletu punkt 6:00 rano Przede mną cały dzień harówki. Wystartowało nas około 60 wariatów. Bo jak na takich można inaczej :P Deszcz, wiatr a my na środku jeziora szukamy sensu tego co robimy. Płynąłem w miarę równo, nie szybko, nie wolno. Wiatr i fale,łykam wodę, przy wyspie pod taflą wody czuję nieprzyjemne muśnięcia czciny i wodorosli i ostatnia prosta, przestaje padać. Widać już koniec, przyspieszam...
Z wody wychodzę po 1:28 to tyko 2 minuty lepiej, ale za mną 3,8 km a przede mną… 180 km roweru. Podbiegam do gościa na „bramce” i proszę by mi zatrzymał czas, na szczęście dało się :-) .
Po zmianie gdzie spędziłem całą wieczność czyli 8 minut, ruszyłem na trasę rowerową już z chipem. Na szczęście przestało padać, choć ulica była mokra, a ja miałem opony slick-i czyli raczej na suchą nawierzchnię. Tempo 32-35 km/h Trzymać tak by nie spadło poniżej 30 Wyprzedzam jeden… drugi… trzeci… Do zrobienia 6 pętli po 30 km Trasa fajna prosta, brak wzniesień, choć nie idealna co do jakości, ale dobrze załatana :-)
Po trzecim kółku zaczynam odczuwać siedzenie i pieczenie w tyłek. Każde przyspieszenie i stawanie na pedały grozi skurczem. Zaczynam żałować, że nie miałem dłuższego treningu tak na 90-120 km. Tempo zaczyna spadać choć jeszcze jest powyżej 30, ale ostatnie okrążenie robię już na tempie 27-28 km/h Rower kończę z rewelacyjnym wynikiem jak dla mnie 5:51 czyli tempo 30,3 co daje blisko jedną godzinę lepiej niż dwa lata temu !
Przede mną jeszcze maratonik 42 km czyli 8 okrążeń, a czuję, że się trochę wypstrykałem na rowerku. Pogoda w kratkę trochę pada, trochę świeci słońce, ale w sumie nie jest zimno. Ruszam na bieg po 6 minutach przerwy. Trasa prowadzi wzdłuż jeziora i po uliczkach miasta. Biegnę… a raczej truchtam szybko, oby zrobić pierwsze cztery, a potem zobaczymy. Krótkie przejścia do marszu przy punktach z wodą i batonami. I dalej bieg… Tutaj chcę podziękować organizatorom za wspaniałą opiekę i zaopatrzenie. Choć Izo było beee, ale to już chyba norma, że izotroniki smakują jak smakują :P To po za tym Cola i woda ZIMNE, a banany, żele i batony wspaniałe. Najbardziej jednak posmakowała mi Cola którą piłem za każdym pitstopem.
Po około 20 kilometrach biegu przyszedł kryzys, zaczęło mnie wszystko boleć, nogi, stopy, plecy i Bóg wie co jeszcze. Choć wiedziałem, że jestem w stanie pobić swój wynik ale o ile… Biegnę 8-10 minut, idę 2 minuty. Czuję jak wszystko mnie pali, myślę sobie po co mi to wszystko ! Klnę pod nosem i znowu zaczynam biec, delikatnie jak po rozżarzonych węglach. Żonka pstryka fotki, a ja myślę sobie że pewnie wyglądam jak ostatni powstaniec :D Zaczynam ostatnie kółko zegar wskazuje czas 12h. Mam godzinę na ostatnie 5 km, biegnę... nie staję, ból jest nie do wytrzymania. W takich momentach dopiero się wie co to znaczy „człowiek z żelaza”.
Metę mijam z czasem 12:46:12 to o blisko 1:25 h lepiej ! Radość że znowu się udało, że nie padłem, że znowu 226 kilometrów zrobiłem o własnych siłach ! Choć teraz wiem, że mogę zrobić to poniżej 12h, ale to już może następnym razem, za rok…
Podziękowania organizatorom za fajną imprezę choć to nie Gdynia gdzie startowało około 1500 zawodników, to jednak wrażenia nie mniej fajne, a zaplecze i obsługa stanęła na wysokości zadania. Pogoda w gruncie rzeczy też była spoko. Wielkie dzięki żonce, bez niej to by się nie udało :-)



Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


henioz (2014-08-19,17:48): GRA -TU-LA-CJE. You are an IRONMAN:)
Darek Ł. (2014-08-19,20:56): Gratulacje Wojtku.Spotkaliśmy się w strefie zmian.Ja debiutowałem w 1/2 IM.Czas 5:17:27.Czwarty w kategorii M50.Do zobaczenia za rok.Darek
Viper (2014-08-20,10:05): Dzięki i nawzajem, piękny wynik na połówce ! Szacun !
Wojtek_Tri (2014-08-21,23:51): Jeszcze raz gratulacje. Piękny wynik. 11:59:59 czeka.







 Ostatnio zalogowani
alex
12:10
CZARNA STRZAŁA
12:07
42.195
11:51
malkon99
11:41
marczy
11:32
kmajna
11:29
Jorgen P..
10:59
BOP55
10:51
lemo-51
10:45
biegacz54
10:16
anielskooki
09:14
barczysty
08:38
fit_ania
08:16
platat
08:03
uro69
06:37
kos 88
05:14
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |