2014-06-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| TRICOLORES (czytano: 1324 razy)
Dzień 29.06.2014 zapamiętam z dwóch powodów. Pierwszy jest banalny, bo mam wtedy imieniny, za to drugi wiąże się z nazwą flagi francuskiej i tejże reprezentacji piłkarskiej. Te trzy kolory dla potrzeb tego wpisu będą oznaczać odpowiednio: niebieski - woda, biały - powietrze, czerwony - ziemia. Na początku opiszę żywioł niebieski. Tego dnia ten kolor nie sprzyjał mi tak, jakbym się tego spodziewał. Był zmącony, jego barwa nie była zachęcająca, a wzburzone fale uderzały mnie w twarz. Niska temperatura panująca pod powierzchnią wzmagała jeszcze jego potęgę. Spędziłem w nim 18:13 i sporo musiałem się namęczyć, żeby pokonać dystans 750m plus to, ile mnie zniosło w trzciny (nawigacja!) Drugi żywioł to powietrze i to porównanie jest trafne, bo śnieżnobiałe są chmury na niebie (no, chyba że są szare jak w czasie burzy), a z ziemią łączyły mnie tylko koła z wypełnionymi powietrzem gumami. A guma to przecież doskonały izolator. Można więc powiedzieć, że przez 42:38 unosiłem się w powietrzu. Ten czas miał być znacznie krótszy, ale mniejszy rozmiar kół 26", ukształtowanie terenu i wietrzna pogoda nie dawały mi szansy na sukces. Ostatni żywioł - czerwony, jak spalona słońcem gleba, okazał się najprzyjemniejszy. Jak tylko zszedłem na ziemię, poczułem wiatr we włosach, ale tych na łydkach, bo na głowie miałem zwilżoną wodą czapkę. Po drodze raz po raz mijałem tych, którzy z dwoma poprzednimi żywiołami są lepiej ode mnie zaprzyjaźnieni. Szkoda, że ta przyjemność miała 5km i trwała tylko 20:46! W sprincie, ten ostatni czerwony etap nie jest najtrudniejszy, bo jeszcze nie nakłada się zmęczenie, a dobrze wytrenowany organizm znosi ten wysiłek z godnością. Na potwierdzenie powiem, że 20 osób pokonało 5km w czasie poniżej 20 minut. Były też osoby, które już na drugim okrążeniu szły do mety! Czyli na dystansach dłuższych jest więcej takich przypadków!? Zastanawiam się, czy może na rowerze nie dałem z siebie wszystkiego? Nie wiem jeszcze, bo nie mam doświadczenia w tej dyscyplinie... Tak w skrócie wyglądał mój debiutancki start w osławionym TRIATHLONIE. Co prawda, to był tylko dystans sprinterski, ale 26.07.2014 w Poznaniu (od Św. Anki zimne wieczory i ranki!) sprawdzę moje siły na dystansie dwukrotnie dłuższym. Po tym jednym starcie wiem, że to jest sport dla mnie, bo skupia w sobie wszystkie elementy, które uwielbiam. A prawdziwą wisienką na torcie jest etap biegowy na rezerwach energetycznych, który wyzwala we mnie czwarty żywioł, ogień...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |