2014-04-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Inauguracja Grand Prix Województwa Kujawsko – Pomorskiego 2014 za Nami (czytano: 2790 razy)
W Żninie na dystansie 10 km rozpoczęliśmy wspólne zmagania w tegorocznym cyklu GP.
Razem z Łukaszem i Wojtkiem udaliśmy się do Żnina.W tym dniu odbyły się większe imprezy... Maraton w Warszawie i Łodzi, ściągające tysiące biegaczy. Trochę mnie korciło by pobiec ale może zrobię ponowne podejście jesienią!
Wracając do Żnina…brakowało mi w tym sezonie takiej wspólnej wyprawy. W zeszłym roku na większości zawodach wspólnie braliśmy udział. I to był klucz do tegorocznego wyniku w Żninie. Udało się prawie złamać „40tkę”, chociaż wg. szyderczego stwierdzenia Wojtka i Łukasza zrobiłem wynik 39:66 :D Standardowo w drodze na zawody dobrych tekstów nie brakowało jak i personalnych „pojazdów”, więc byłem bardzo pozytywnie naładowany. W takim towarzystwie dobrze mijają podróże. Tym razem nie było problemów z dojazdem. Spokojnie trafiliśmy do punktu docelowego.
Jakże było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy kolejkę po odbiór pakietu startowego. (Przypomniała mi się kolejka za PRL gdy staliśmy pod GSem po podwawelską:P ) Myśleliśmy, że są to osoby, które nie opłaciły startu. Jak się okazało, Ci co nie opłacili (czytaj: Wojtas), na legalu omijali tłum i w moment odebrali nr startowy. Reszta opłaconych stała do jednego stolika tuż przy wejściu !? Miałem wrażenie, że zabrakło tam osoby trzeźwo myślącej – chyba to nie problem ustawić kilka stolików i rozdawać pakiety wg setek nr startowych, jak robią to na innych zawodach. Przez taką organizację została przesunięta godzina startu o 15 min. Rozdawanie napojów izotonicznych przed wejściem na chybił-trafił idealnie wpasowało się w ideę „jakoś to będzie”. W zeszłym roku była mniejsza frekwencja więc sprawniej to wyglądało. Za taką akcję organizatorzy mają wielkiego minusa. Z roku na rok biegaczy przybywa na każdej imprezie, więc orgowie powinni być przygotowani na takie sytuacje.
Po wystaniu w kolejce…szybko udaliśmy się do auta uzbroić w sprzęt i rozgrzewkowym krokiem zmierzaliśmy w kierunku żnińskiej Baszty. Jak to zwykle bywa przy pakowaniu w pośpiechu… zapomniałem słuchawek i pokrowca. No cóż…biegnę bez endo i muzyki. Na treningach i startach był to stały zestaw motywacyjny. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz biegałem „na zegarku” ale nie ma spiny - trzeba biec ;)
Nie udało mi się porządnie rozgrzać bo czas gonił. Jedno okrążenie honorowe po urokliwym żnińskim rynku i… ruszyliśmy ostro w stronę Wenecji. Była to nowa trasa i wg mnie lepsza od ubiegłorocznej. Zaskoczył mnie tylko ten magiczny podbieg… na 2 – 3km. Ciągnął się bardzo długo i do tego ostro wiało. Pomimo słonecznej pogody wiatr dał się we znaki na otwartej przestrzeni :) . Kibiców nie wielu, w Podgórzynie był zestaw nagłośniający i Pani motywowała do walki z czasem. Utkwił mi tekst: „ nie widać jeszcze żadnej uczestniczki”. Szczerze to trochę mnie to ucieszyło. Na starcie widziałem Anię Arseniuk, która wykręca bardzo dobre wyniki. Jak jestem przed Nią to jest dobrze…;) Po nawrotce w Wenecji zaczął się tak właściwie bieg… mocniej dokuczał wiatr i czułem, że trzeba się trzymać grupy. Po minięciu 6 km miałem wrażenie, że opadam z sił. Celowałem zejść poniżej 40tki, więc nie ma mowy by zwalniać tempo. Udało się pokonać kryzys tuż za „wodopojem”. Miałem nadzieję, że odrobię trochę cennych sekund na zbiegu i tak chyba wyszło, miałem jeszcze siły by ostro finiszować w mieście. Nierówna kostka brukowa nie ułatwiała zadania. Część zawodników biegła po chodniku, też tak próbowałem - było za ciasno i jeszcze mijanka z przechodniami. Ostatecznie wybrałem bieg dziurawą drogą bez zbędnego ścinania. Na ostatnich 200 metrach ostra walka z innymi zawodnikami. To lubię :) Niby nie ma siły ale jeszcze dajesz na maksa i wbiegasz na metę. Ta euforia na mecie jest strasznie uzależniająca :D Jak wyszło po ogłoszeniu wyników … zająłem 42 miejsce na 350 zawodników. Na moim stoperze miałem 40:23, ale oficjalny czas 40:06 Mam nadzieję, że elektroniczny pomiar wg chipów był wiarygodny.
Pozostało mi czekać na Łukasza i Wojtka. W międzyczasie kibicowałem na finiszu … miło było spoglądać na uśmiechnięte twarze zawodników. Nie ma różnicy czy ktoś wbiegł na 41 czy 59 min – liczy się, że podjął walkę ze sobą i zmierzył się dystansem. Łukasz wbiegł w ok 49 minucie, Wojtek 5 min później. Na mecie jak zwykle gratulacje i specyficzne żarty typu…”co ? 40 nie złamałeś? Tak słabo? :D Ze względu na moją naturę miałem bardzo wyraźny banan na twarzy. Brakowało mi ostatnio tak pozytywnego akcentu. Cieszyłem się z kolejnej życiówki Wojtka i wyniku Łukasza jak za starych dobrych czasów – Japan Promotion Team w akcji. Zresztą nie tylko u nas był pełen entuzjazm, na żnińskim rynku było więcej takich pozytywnie zakręconych ludków.
Po biegu już standard - szybki prysznic, grochówka. No i jeszcze istotna sprawa, Konkurs Wiedzy Ekologicznej - biorąc pod uwagę, że w zeszłym roku nasza trójka brała udział w konkursie zdobywając nagrody ( tak, Łukasz dzięki Tobie :P ) i teraz wypełniliśmy kupony. Może wpadną fanty na koniec sezonu :D
Udaliśmy się także na dekorację zwycięzców biegu głównego oraz „kijkarzy”. Liczyliśmy także na szczęście w losowaniu nagród. A do wygrania były dwa miecze - chyba maczety :P produkcji okolicznego rzemieślnika. Czekaliśmy na rozdanie by uniknąć powtórki z Brzozy, gdzie wyjechaliśmy krótko przed losowaniem, a rower mógł trafić do Łukasza – stare dzieje, nie ma co roztrząsać :P
Delikatnie zmarznięci, bez tasaków ale za to z medalami wracaliśmy do Torunia planując kolejny wypad. Żnin odhaczony, życiówka wykręcona, bardzo mile spędzony czas oraz pozytywnie zakręceni ludzie…oby kolejne w zawody w cyklu GP były równie udane. Do zobaczenia w Bydgoszczy na starcie…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |