2014-01-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pierwsza ulicznica (czytano: 764 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://biegiemw40.pl/biegowe-wspomnienia/pierwsza-ulicznica/
Pierwszy wpis dotyczył początków mojego biegania więc teraz oczywisty wybór padł na mój pierwszy start w biegu ulicznym. Miałem za sobą niecałe 100 przebiegniętych km, zero pojęcia o bieganiu, buty firmy „No name”, sporą nadwagę, bawełnianą koszulkę … ale i dużo chęci by zaliczyć swój pierwszy bieg. Tak – zaliczyć, bo o ściganiu się nie mogło być mowy.
27.06.2010 - XXI Ogólnopolski Bieg Uliczny „Sadek”, dystans 10 km – mój pierwszy oficjalny bieg – mój debiut. Bieg, który do tej pory wywołuje śmiech na myśl o nim. Wybraliśmy się na ten bieg razem z kuzynem Piotrkiem. Mieliśmy za sobą góra 15 biegów po 5 km i chyba jeden na 10 km przeplatany marszem. Niesieni wzajemny wsparciem stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi pobiec w biegu ulicznym. Tak, zdecydowanie czuliśmy moc. Dodatkowo zaciągnięte informacje wzmocniły w nas poczucie własnej siły i pewności siebie. Informacje pochodzące od kolegi który, uwaga – nigdy nie biegał, ale za to słyszał od znajomego, którego znajomy kiedyś tam biegł. Jakoby bieg ten był biegiem rodzinny. „Spoko chłopaki, dacie radę, świetna impreza, tam biegają całe rodziny, dzieci z rodzicami a nawet dziadkowie” – mówił Mirek. Ha! Ha! Z dziećmi? Z dziadkami? My sobie z nimi nie poradzimy? Na luzie. Czuliśmy się jak mistrzowie. Było trochę mentalnego zamieszania bo nigdy nie braliśmy udziału w takiej imprezie i ogólnie nic nie wiedzieliśmy. Np. Wyjeżdżamy ze Skarżyska a Piotrek pyta: – A Ty masz dowód? Po co mi dowód, przecież biegać jadę. No tak ale zapisać się przecież trzeba i potrzebny dowód do weryfikacji. Ale dobry nastrój nas nie opuszczał.
Pierwsze zderzenie z rzeczywistością nastąpiło w punkcie zapisów. Dziadki były, a owszem – ale te dziadki wyglądały o niebo lepiej od nas. W większości to byli wysportowani, wyżyłowani i zaprawieni w biegach biegacze. Dzieci biegały również. Tyle, że godzinę wcześniej w imprezie dla nich przeznaczonej. Jak się okazało obsada biegu jak co roku była bardzo mocna. A my w uniformach z innej bajki, z brzuszkami i otępiałymi uśmieszkami przyklejonymi do gęby. Bieg rodzinny! Zwątpienie rosło z sekundy na sekundę. Chociaż zaraz – przecież ja i Piotrek jesteśmy rodziną więc chociaż tutaj trochę się zgadzało. Chwilę się zastanawialiśmy czy w ogóle pobiec, zbyt dobrze się to nie zapowiadało. W końcu się zapisaliśmy. Łażąc po okolicy startu, staraliśmy się nie przeszkadzać tym co się rozgrzewali i wyglądali jak sportowcy. Czarę goryczy przelał znajomy, jak się okazało koordynator biegu (a nawet o tym nie wiedziałem). Wypatrzył mnie wśród biegaczy i pyta. „Maciek to ty biegasz???” Ogarnął mnie wzrokiem „Chłopie-a-skąd-ty-się-urwałeś” i w śmiech: „Ale chyba nie w tych bucikach, odparzysz nogi.” A że buty były faktycznie nie do końca sportowe to przybiłem się totalnie. Gorzej być nie mogło. Upewniliśmy się że pamiętamy strategię. Wolno zacząć bieg – check, nie dać się wciągnąć w wyścig – check, nie szarpać tempa – check, spokojnie dotrwać do końca – check, nie być ostatnimi – ups – pierwszy problem bo to już nie było tak oczywiste. W końcu start. Ogólnie wszystko się porąbało bo 1,2, i 3 punkt ustaleń zmiotło wraz z echem strzału startera. Pamiętam kryzys, musiałem stanąć. Piotrek mówi „Biegnij”, a ja nie miałem siły nawet oddychać. „Jak Ty nie biegniesz to ja też nie” – a na to nie mogłem pozwolić, więc jakoś się zebrałem. A potem jeszcze 2 razy to samo. Jak przez mgłę pamiętam sam koniec. Ktoś nas dogania i chce wyprzedzić … zrywamy się na ostatnie metry … nie wiem że już przekroczyłem metę … ktoś coś do mnie mówi – dlaczego go nie rozumiem … chyba chce numer startowy … dobra, masz – bierz gościu tylko daj mi spokój chcę się gdzieś położyć … a ty znowu czego chcesz … ledwo widzę gościa, który mi wiesza medal na szyi … zaraz jaki medal? Wtedy do mnie dotarło. Udało się. Ukończyłem bieg.
Dobiegłem, nie byłem ostatni a że czułem się zarąbany jak koń po westernie – cóż – nie pierwszy i nie ostatni raz. Czas 54:22, pozycja 73 na 89;) Nie było tak źle jak na debiut. Teraz patrzę na fragment wyników:) Dwa znajome nazwiska, Piotrek i Michał – biegłem 3 minuty za wami:)
To był mój pierwszy bieg … i ostatni przez kolejne półtora roku.
A gdzie zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |