2013-12-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 2 koszmarne sny i test Ksawera (czytano: 3558 razy)
2 koszmarne sny i test Ksawera. Może to gwałtowne zmiany ciśnienia ostatniej nocy a może wyrzuty sumienia, ale miałem straszny sen. Właśnie szykowałem się do wyjazdu na zawody triathlonowe ale musiałem jeszcze coś załatwić na mieście. Wracam do domu a moja żona, chcąc pomóc mi w pakowaniu, zdjęła koła, opony(?) i przecięła dętki (??!!). Leżały na trawniku jak dwa węgorze pozbawione łbów i ogonów. Serce mi stanęło i straciłem oddech...
Po wielu latach bycia razem albo traci się cierpliwość dla słabostek i wad partnera, lub przeciwnie, osiągamy wysoki poziom tolerancji. U nas na szczęście występuje ten drugi wariant, ale pociąć dętki przed startem? Wszystko ma swoje granice!
Oczywiście próbowała argumentować, że ktoś jej powiedział, że dobrze jest przeczyścić dętki od wewnątrz.. i tak dalej....
Obudziłem się w momencie, kiedy już miałem rzecz skomentować słowem grubym i nieprzyzwoitym. Od razu przypomniał mi się inny koszmarny sen, tym razem mojej żony.
Kilka lat temu namówiłem ją na wakacje w RPA (to poszło łatwo) oraz na start w półmaratonie w Kapsztadzie (to poszło dużo trudniej). Ale ponieważ żona pochodzi z kniaziów białostockich i jest niezwykle ambitną kobietą sukcesu, to jakoś dałem radę. Mówię, „Słuchaj, ja lecę 56 km to Ty „połówki" 21 km nie przebiegniesz?" A ona na to „To ile jest ta połówka? 28?" Ja, „Nie, tylko mizerne 21, dasz radę".
Po krótkim treningu dała radę, ale później opowiadała znajomym, że pierwszą noc po biegu (potem jeszcze od czasu do czasu) śniło jej się, że wykupiłem pakiet, w którym trzeba było przebiec w upale pod górę 21 km, żeby mieć fajne wakacje – i to był ten straszny sen. Po czym się budzi i myśli - „zaraz, ja właśnie przebiegłam te cholerne 21 km, czyli mam WAKACJE!!"
Dziś kiedy sie obudziłem i z ulgą uświadomiłem sobie, że strata ogumienia przed wyścigiem była jedynie sennym koszmarnem, pomyślałem, że to podświadomość domaga się zmiany trybu życia i powrotu do treningów.
W połowie listopada wszedłem w fazę roztrenowania często mylonego ze snem zimowym Chociaż „roztrenowanie" to mało powiedziane. Raczej popadłem w rozleniwienie z przejawami rozwiązłości kulinarnej. Rano wchodziłem na wagę, ale przezornie nie zakładałem okularów, co w przypadku krótkowidza jest zabiegiem dalekowzrocznym. Widziałem trzy cyferki (jedna po przecinku), a więc nie mogło być znowu tak tragicznie – „stówki" nie złamałem. Do tego okazało się, że pokręciłem coś z funkcją „kopiuj/wklej" i trzy tygodnie po maratonie w Stambule jestem ciągle w fazie „carbo-loading".
Pomyślałem – czas na test Ksawera. Ubrałem się zgodnie z modą panującą 70 lat temu pod Stalingradem, kilka warstw przypadkowo dobranej i kolorystycznie nieskoordynowanej odzieży. Tylko zamiast onuc i walonek założyłem skarpety uciskowe i botki biegowe. Wyskoczyłem na zewnątrz i – o, Jezu... jak fajnie! Tlen, wiatr a chodniki pięknie posypane piaskiem. Czyli drogowcy w Piasecznie tęsknią za zimą. Przebiegłem kilkaset metrów i niestety, podmuchy Ksawera nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Czyli klient za ciężki – test niezaliczony!
Przez Górki Szymona (miejsce majowego triathlonu) pobiegłem do lasu. W uszach świst powietrza. Udawałem, że to od tempa biegu a nie Ksawery. W lesie wiele nie widziałem, bo z wysiłku zaparowały mi okulary. Trasa znana, więc po omacku dobiegłem do szosy i z powrotem. Tak więc w dniu dzisiejszym, dzieki Ksaweremu oficjalnie zakończyłem fazę roztrenowania czego i Wam życzę.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |