2013-08-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dno, kompromitacja (czytano: 4882 razy)
Dno, kompromitacja
Tytuł powinien być jeszcze bardziej dosadny, ale brakuje mi słów, aby opisać to co czuję. Już dawno z taką niechęcią nie patrzyłem się w lustro.
W zasadzie to mogłem się tego spodziewać, już przed wyjazdem na urlop, czyli ponad dwa tygodnie przed Maratonem Karkonoskim, zastanawiałem się nad rezygnacja ze startu, mimo wielu wybiegań czy to w Beskidzie Małym czy na pagórkach w mojej okolicy. Czułem się fatalnie. Na urlopie mimo bardzo wysokich temperatur, porównywalnych z tymi z soboty podczas maratonu, regularnie biegałem, nie były to zabójcze odległości ale mimo wszystko budowałem czy podtrzymywałem formę. Tydzień przed Maratonem odwodniłem się, jednak szybko wydawało mi się, doprowadziłem się do porządku.
Po przyjeździe do Szklarskiej, pobraniu pakietu startowego podszedłem do Gudosa z informacją, że chyba nie jestem w stanie pobiec, że pomogę w organizacji czy zabezpieczeniu. Zostałem przedstawiony komuś odpowiedzialnemu za start, tam ewentualnie było miejsce do pomocy. Wieczorem kilkakrotnie przeszedłem się ulicą Turystyczną, kto tam był, wie, że ulica jest odcinkami dość stroma. Przedstartowe podniecenie, oraz te spacerki zasiały zwątpienie, może zbyt pochopnie rezygnuję ze startu? Rano okazało się, że osoby odpowiedzialnej za start nie było na miejscu, rozwoził wolontariuszy. W pensjonacie Jaś i Małgosia olali nas totalnie, mimo zapewnień o wcześniejszym śniadaniu zobaczyliśmy puste stoły. Śniadanie zaczęło się o ósmej, nie dla nas, bo kto je pół godziny przed startem.
W końcu wystartowałem.
Poddałem się bez walki. Po raz pierwszy w życiu. Jak wszyscy zaczęli mi odjeżdżać zatrzymałem się, zdjąłem numer. Nie wiem co mną powodowało. Dobrze, że nie posłuchałem tego kurewskiego duszka, który szeptał mi za uchem:” wracaj, zjesz solidne śniadanie”. Już bez numeru a właściwie z numerem w ręce minąłem kolegę w niedoli, po chwili doszedłem do Kingi i Małgosi, przy schronisku pod Łabskim Szczytem spotkaliśmy Olę. Ja od schroniska „wędrowałem” sam, dziewczyny poszły prosto na Szrenicę, postanowiłem dotrzeć do Odrodzenia. Po drodze spotkałem Zenka, zatrzymałem się przy nim, wypatrując Marcina. Gdzieś po 15 minutach dobiegł do nas Marcin, był wtedy 7 ( jak się okazało na mecie był 9, minął go na pewno Kalinin, wtedy miał stratę ponad minutę do Marcina). Marcin krzyknął tylko- „podaj czarny” i odpowiednia odżywka od Zenka pofrunęła do Marcina.
Nie dotarłem do Odrodzenia, minąłem jeszcze parę Słoweńców dopingujących biegaczy, zacząłem powrót. Na „trasie” byłem ponad 5,5 godziny. Luzem. Prawie bez wysiłku, choć powinienem z rozpaczy tłuc kamieniem o kamień
Jakie wnioski?
Skreśliłem się ze wszystkich górskich biegów. W tym roku już nie wystartuję w żadnym. Prawie. Być może pobiegnę Koral Maraton.
Do zaplanowanych 60 maratonów i półmaratonów brakuje mi jeszcze 4 biegów. Pobiegnę Poznań Maraton i półmaraton w Bytomiu. Szukam usilnie półmaratonu. Blisko i tanio.
PS. te 60 biegów to nie w tym roku, to od początku biegania, w tym roku skończyłem 60 lat i miałem zaplanowane 60 biegów z (pół)maratonem w tytule na 60 lat
PS. pierwszy półmaraton przebiegłem w czerwcu 2008 roku- Jurajski w Rudawie, więc wychodzi średnio 10 rocznie, po 5
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Maria (2013-08-06,15:19): co możesz? zmienić tytuł! będzie dobrze:)
bartus75 (2013-08-06,15:29): a Tychy? Henryk W. (2013-08-06,16:03): Nie łam się chłopie:) Mars (2013-08-06,21:11): Jak napisał @van my Biegacze amatorzy startujemy w zawodach dla zabawy i przyjemności. I tak nie mamy szansy stanąć na podium, więc wiele nie tracimy. I czasem warto sobie odpuścić, zrezygnować, świat się z tego powodu nie zawali. W sobotę wystartowałem w Jaworznie na 15 km a w niedzielę miałem opłacony start we Bochni na dyszkę i zrezygnowałem, nie pojechałem do Bochni, choć mogłem, bo byłem zbyt wymęczony sobotnim biegiem w 30 stopniowym upale. Uznałem, że bieganie ma sprawiać frajdę, a nie żebym po weekendzie był wymęczony wykonywaniem mojej pasji. Podziwiam Cię, że miałeś odwagę i zdecydowałeś się zrezygnować już w trakcie biegu – to świadczy o Twojej odwadze i rozsądku, czym powinieneś się chwalić :-) Więc powinieneś zmienić tytuł wpisu. Pozdrowienia od żółwika szybkobieżnego :-) dario_7 (2013-08-06,21:27): Głowa do góry i do zobaczyska w Krynicy!!! ;))) (2013-08-06,22:39): Kto jak kto, ale Ty raczej wiesz, że sensowne przebiegnięcie, szczególnie maratonu górskiego, wymaga poświęcenia. Przed maratonem i w trakcie. Co udało Ci się poświęcić ? Sorry, że Cię nie poklepuje po ramionku. Jedni biegają dla ilości inni dla jakości. Zwykle nie udaje się tego połączyć. Biegając tak często jak Ty, trudno jest osiągnąć zadawalający wynik. Trasa jest trudna gdy ją przejść a co dopiero przebiec,... tytus :) (2013-08-06,23:12): Ryśku, coś Ci się pomyliło, od dwóch lat zmieniłem przyzwyczajenia, nie biegam często, po Silesii np. próba na Rzeźniku, potem Rudawa, Żar i teraz Karkonosze. Napisałem aby wyrzucić z siebie to co mnie gnębi, a nie po poklepywania po ramieniu. (2013-08-06,23:29): Leszek, to i tak za dużo. Nic mi jednak do tego. Tak sobie ustawiłeś priorytety. A może jeden maraton na wiosnę i jeden jesienią plus kilka startów kontrolnych ? Jeżeli tyle biegasz ile publikujesz na FB, to jest bardzo mało. Co więcej, Ty biegasz, nie trenujesz. Wyzwania które sobie stawiasz wymagają jakiegoś planu. No i, a niech tam, pewnie mi się oberwie,...:-) Ty nie biegasz w kat. +60, Ty biegasz w kat. +20 kg. Cosmopola (2013-08-07,09:02): Tytus!!! Przywołuję Cię do porządku! Jak mawiał Aleksander Wielki "Już samo dążenie do wielkiego celu jest przejawem męstwa." Największym niebezpieczeństwem dla większości z nas nie jest to, że mierzymy za wysoko i nie osiągamy celu, ale to że osiągamy cel mierząc zbyt nisko! Cosmopola (2013-08-07,09:12): Poza tym zacytuję jeszcze jednego klasyka: "Gdyby ludzie robili tylko to co wyglądało na możliwe, do dzisiaj siedzielibyśmy w jaskiniach." - Stanisław Lem
Tak więc Tytus, widzimy się na następnym Karkonoskim!!! I tym razem pójdzie nam lepiej. Ja też poniosłam tam porażkę w tym roku, bo czas z jakim ukończyłam MK samą mnie zaskoczył, a zdawało się że nie ukończę wcale. Ale jak mawiał Szekspir "Mądry człowiek nie opłakuje przegranej, lecz szuka sposobu, jak wyleczyć rany". Tak więc leczymy rany Tytus i za rok wrócimy silniejsi!!! Truskawa (2013-08-07,09:21): Pan przesadzasz zdecydowanie! Pan się zachowujesz jakbyś był niezniszczalny i nieśmiertelny a jak wiadomo póki co nie ma takich ludzi na świecie. Tytus, na moje robisz to co ja zrobiłam na przełomie roku. Za dużo! Za dużo biegania i za dużo startów. Organizm się upomniał o swoje i tyle. Zadna to żenada. Ciesz się, że nie skończyłeś jak ja, z rozpierdzielonym kolanem. Będzie dobrze. Odpocznij. :) Marysieńka (2013-08-07,11:09): Na chwile obecną również wykreśliłam ze swojego kalendarza..."górskie lotanie"...Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej...:) tytus :) (2013-08-07,11:15): Problemem dla mnie nie jest to, że nie ukończyłem, ale że zszedłem bez walki, bez jakiejkolwiek próby przełamania swojej słabości. Przecież tak do tej pory nie było, walczyłem zawsze. impactor (2013-08-07,13:54): Lechu, a ja komplementuję Cię za rozsądek. Większość nas na tym portalu to "profesjonalni amatorzy". Ponieważ jesteś profesjonalistą - to cierpisz, że nie pobiegłeś, ale amatorzy nie muszą zawsze i wszędzie. Nie kop się w półdupki bo skontuzjujesz kolano - czekam na radosny raport z następnego półmaratonu. snipster (2013-08-07,14:23): Tytusie, ja, jako szczeniak mógłbym Tobie jedynie napisać, iż kilka tygodni rozbratem z zawodami, systematyczność w treningach, a odzyskasz zdwojoną siłę i motywację do następnych zawodów :) ale ja się nie znam, lepiej jednak nie robić niczego na siłę, czasem potrzebny jest krótki urlop :) papaja (2013-08-07,15:32): Przeczytawszy tytuł pomyślałam, że to o poziomie organizacji :) Czytam dalej. tytus :) (2013-08-07,15:56): to musi być naprawdę sezon ogórkowy jeśli takie pierdoły jak ta wiszą na głównej stronie, a ja się zastanawiałem skąd tyle wejść xyz (2013-08-07,16:07): Przyjacielu, nie martw sie !
Dobrze, ze zrezygnowales. Zyjesz !!!
W tegorocznym polmaratonie w Grodzisku Wielkopolskim, 20, latek zmarl, bo serducho rzeklo NIE !
Pozdrawiam z chlodnego Berlin, gdzie szykuje sie do 34.polmaratonu w Szczecinie.
Pozdrawiam, Maciej ze Slubic nad Odra DamianSz (2013-08-07,16:28): Ja mam podobne odczucia, bo wprawdzie nie z szedłem z trasy niedzielnego biegu na Skrzyczne, ale przestałem walczyć o dobry wynik już na pierwszym większym podbiegu.Jednak w przeciwieństwie do Ciebie zamierzam trenować to co u mnie najsłabsze, i jak najwiecej startować w górach. marekpawelec (2013-08-07,16:37): Jak dla mnie to klasyczny objaw przetrenowania. Brak motywacji spowodowany jest zmęczeniem materiału. W takie upały samo ukończenie biegu jest już osiągnięciem. Nie wymagajmy od siebie zbyt wiele. Nawet zawodowcy schodzą z tras biegowych. KKFM (2013-08-07,18:00): Lechu,a może zrobiłeś rozsądnie że nie pobiegłeś? Pogada w tym dniu dobijała nas niemiłosiernie.
Nie poddawaj sie i widzimy się u Dudka w Radziechowach na Beskidy Maraton. Arkadiusz Trojan (2013-08-07,22:20): zapraszam w sobotę do Henrykowa :) izka_inowrocław (2013-08-09,10:52): jestem pełna podziwu:) widocznie organizm przetrenowany....głowa do góry. będzie dobrze izka_inowrocław (2013-08-09,10:52): jestem pełna podziwu:) widocznie organizm przetrenowany....głowa do góry. będzie dobrze przemcio33 (2013-08-11,22:26): Panie Leszku przeczytałem ten wpis i jestem odmiennego zdania. Fakt poddanie się na zawodach bez walki jest pewną porażką, ale to jeszcze nie dno, ani kompromitacja. Wylał Pan sporo złości, a to świadczy, że walka się nie skończyła i nadal trwa. Walka ze swoimi słabościami jest jak wojna - jedna przegrana bitwa nie przesądza kto jest przegranym. Teraz walczy Pan na polu, którego nie widać na zewnątrz, ale jednak walka trwa :) Jestem pewien, że zrealizuje Pan swoje cele :) Powodzenia ;)
|