2013-06-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje Pierwsze Podium (czytano: 1541 razy)
Jakie to uczucie kiedy stoi się na podium? Dla kogoś takiego jak ja, kogoś kto nie stał - to uczucie nie do zdefiniowania. Każdy z nas niejednokrotnie stając do rywalizacji gdzieś śmielej lub mniej śmiało zakłada taką ewentualność i czeka na taką chwilę. Wiem dobrze za to jakie to uczucie na podium nie stać. Zawsze czuję szacunek i podziw dla tych, którzy tam stoją. Dziś doświadczyłem niezwykłego uczucia bo życie zaskoczyło mnie jeszcze innym przypadkiem jeśli chodzi o relacje zawodnik-podium. O tej zabawnej sytuacji chciałem dziś napisać.
Trzy dni wcześniej ku mojemu zaskoczeniu i jakimś "duchowym odrodzeniu" poprawiam życiówkę na 14 km. To wydarzenie tak mnie nakręciło na bieg w Pasłęku, że obiecałem sobie pobiec tą dychę va banque. Do sobotniego biegu zwerbowałem także nowych członków OGB. Radka i Przemka. Miałem dwa wolne miejsca w aucie i do Pasłęka pojechaliśmy razem. Reszta ekipy Ostródzkiej Grupy Biegowej dojechała w swoich grupkach i tak się złożyło, że gdy tylko zaparkowałem auto natychmiast wpadliśmy na siebie. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i zaczęliśmy przygotowywać się do startu. Przy odbiorze pakietów okazało się, że Radek zapisał się na bieg jeszcze jako amator niezrzeszony i nie pozwolono mu startować w zawodach drużynowych jako członek OGB. Do tego Irek bezsprzecznie najlepszy z nas oznajmił, że dziś nie startuje. Oczywiście nikt mu nie miał tego za złe bo to człowiek po ciężkiej operacji i kiedy nie chce podejmować ryzyka to jego decyzja. A tego dnia było okropnie gorąco. Jedni mówili o 30 stopniach inni że jest jeszcze więcej, jeszcze inni mówili o nieco mniejszej temperaturze. Tak czy siak było gorąco jak diabli. Ja jak zwykle od kilkunastu godzin jestem w wielkim pędzie bo dzień wcześniej impreza do 1:00 w nocy. Jestem wyspany co prawda ale za to zmęczony rozładowywaniem samochodu i upałem przez co trochę się niepokoiłem. Bieg zaczynał się o 15 -stej i nie mogłem odepchnąć myśli, że zaraz po biegu muszę odnaleźć chłopaków, odebrać kluczyki od Irka i w długą do domu bo na 19 stą muszę już grać. A kiedy dojadę do domu to jeszcze trzeba samochód zapakować. To wszystko zabiera cenne minuty, które będą mi uciekać jak woda przez palce. Jaka szkoda, że nie mogę tak po prostu nacieszyć się startem i chwilami na mecie z przyjaciółmi, zjeść z nimi posiłek i zwyczajnie pogadać. Szkoda, że muszę znosić takie życiowe sytuacje. No ale sam zdecydowałem, że oprócz jednej pracy mam drugą a oprócz tych dwóch prac mam pasję. Godzenie tego to sztuka kompromisów. Pełnego komfortu raczej sobie nie zapewnię ale lepsze są starty w trudnych okolicznościach od niestartów. I oto z takimi frustracjami stoję ponownie na linii startu (zawsze tak myślę i piszę - to jak Amen w pacierzu)Z Przemkiem i Radkiem umówiliśmy się, że na mnie poczekają na mecie bo są lepsi. Kamila zapytała na ile biegnę - odpowiadam, że raczej na godzinę pięćdziesiąt. Aśce znowu żartobliwie nakazałem aby tak nie zasuwała na początku jednocześnie mówiąc Kamili, że staję na końcu ale będę od początku szedł na maksa. Bez strachu przed walką. Tuż przed startem, przypomniałem sobie rozmowę z Przemkiem w samochodzie podczas ustalania taktyki. Przemek był tak pobudzony emocjami, że aż mu oczy się powiększyły. Podśmiewaliśmy się, że Przemo pierwsze 5 km pójdzie na maksa a potem przyspieszy. Uśmiechnąłem się w duchu do siebie na te wspomnienia i usłyszałem strzał startera.
Od początku poszedłem po bandzie i biegłem maksymalnym tempem jakie mogę robić na tym dystansie. Przemek z Radkiem stanęli z przodu i też pocisnęli zatem ich nie dogoniłem. Kamila została jak mi się wydawało dalej z tyłu. Asi nie miałem okazji jak zazwyczaj wyprzedzić po pierwszym kilometrze bo sam jak głupi wyrwałem do przodu. No to znowu samotnie biegnę. Kończę małą pętlę, kończę dużą pętlę i wiem, że jest bardzo szybko i ,że zostały jeszcze trzy. Pierwsza refleksja - bardzo gorąco i będzie bardzo ciężki bieg. W zdumienie wprawia mnie zawodnik który nie dość, że był ubrany w długie spodnie i koszulkę to jeszcze w kurtkę. Całość oczywiście w kochającym słońce kolorze czarnym. Kiedy go zasypało byłem w szoku, że tak późno się zagotował. Dlaczego tak się ubrał? Będzie to niewyjaśnioną zagadką tej dyscypliny. Obraz tak opatulonego zawodnika skutecznie malował zdumienie na twarzach wszystkich i podnosił kąciki ust nawet biegaczom bez poczucia humoru.
Na drugim okrążeniu wciska się w głowę myśl "Chciałem aby było ciężko i proszę jest walka na śmierć i życie" Za wszelką cenę próbuję utrzymać tempo. Po ruchu zawodników obok mnie mam wrażenie, że mi się ta sztuka udaje. Dobiegam do kilku zawodników na niewinnym podbiegu. Zabawna sytuacja - słyszę jak wszyscy dyszą i widzę, że nie jedyny mam dziś kłopoty z warunkami i dystansem. Na szczycie pagórka odzywają się ich "garminy" pikając o przekroczonym tętnie. Nie mam tego cuda i właśnie dziś tego nie żałuję bo to pikanie dobija psychicznie biegaczy obok mnie i zostają w tyle. Wszyscy wypatrują wodopojów jak wielbłądy oazy na pustyni. Kiedy kończę drugą pętle dublują mnie najlepsi. Nie boli mnie to a budzi podziw. Takie warunki a tak szybko biegną. Gdy zacząłem trzecią pętlę dominuje moją głowę myśl " idę na maksa ale muszę przetrwać to kółko" I rzeczywiście to była walka o przetrwanie. Przed wodopojem dogania mnie Kamila i widzę, że chce ze mną biec. Wygląda na pełną sił i nie byłbym dla niej żadnym wsparciem a tylko obciążeniem powiedziałem jej zatem aby leciała dalej i nie patrzyła na mnie. Pobiegła i nie mogłem jej na tym trzecim kółku już dogonić. To że kiedyś wygra ze mną było kwestią czasu - bardzo dobrze trenuje i robi wspaniałe postępy. Wybiegam na przedostatnią prostą trzeciej pętli i napotykam doświadczonego biegacza myślę, że po pięćdziesiątce. Doganiam go a on pyta mnie " ciężko co?" Oczywiście odpowiadam szczerze, że tak i to bardzo . Bardzo gorąco. We środę zrobiłem życiówkę na piętnaście a dziś mimo wysiłków teraz na trzecim biegnę już dużo wolniej niż we środę. Sympatycznie oznajmił "dziś panowie nie biegniemy na życiówki - możemy to sobie wybić z głowy - biegniemy na dobiegnięcie". Potwierdził tylko słowami to co ja właśnie w tym momencie myślałem. Doświadczony biegacz pomógł mi przyznać się do tego przed samym sobą. Pozdrowiłem go i pobiegłem dalej nieco szybszym tempie. Gdy dobiegałem do końca trzeciej pętli omal nie pomyliłem "zjazdu" i wpadł bym na matę liczącą koniec trasy. w ostatniej chwili dzięki spikerowi, który starał się nieprzytomnym z wyczerpania zawodnikom wskazywać właściwą stronę, skręciłem na prawą stronę i poprawnie rozpocząłem czwartą pętlę. Piękna walka pomyślałem. Została tylko jedna, ostatnia pętla. Podniosło mnie to jakoś szczególnie bo przyspieszyłem. Zaraz za zakrętem skorzystałem z pryszniców wodnych stając na dwie sekundy zrobionych przez mieszkańców i natychmiast na kilkanaście sekund wstąpiły mi nowe siły. Jakby mi ktoś otworzył wieko trumny. Bardzo wielu biegaczy bardzo dziękowało za te kurtyny wodne. Ja także dziękowałem mówiąc coś o pokojowej nagrodzie nobla. Biegłem równo i mocno i znowu miałem wrażenie, że właśnie organizm przystosował się do warunków i do wysiłku. Tak mocno biegnąc odliczałem pozostały dystans bo już zakodowałem sobie pętle i orientowałem się gdzie jestem. Przeliczałem sobie zapas sił i pozostały dystans. Jeszcze podbieg i dwie proste. Na ostatnim wodopoju wody już nie było i paradoksalnie chyba to przyspieszyło moją decyzję o rozpoczęciu czegoś w rodzaju finiszu. Przyspieszałem powoli ale stopniowo przyzwyczajając się do dyskomfortu. Ciężkie warunki - warunkami ale nie po to, tak ciężko walczyłem na całej długości aby pod koniec człapać aby jakoś dobiec. Są jeszcze we mnie siły i jeśli mocno przyspieszę to wierzę, że dobiegnę i wytrzymam to szybsze tempo. Mój ulubiony pisarz napisał "Piłkarz grając bez wiary pozbawia swój klub zwycięskiej gry." Jak on się zna na polskiej piłce! Pomyślałem. Pisarz z Brazylii wie więcej od polskich piłkarzy i trenerów razem wziętych. Po tej piłkarskiej wycieczce wróciłem do walki z pełną wiarą. A ten bieg właśnie taki jest bo od początku do końca daję tyle ile tylko mogę. Biegłem tyle ile pozwalał zdrowy rozsądek. Czas zatem dać coś więcej.Coś co wynika z siły jaką daje wiara w to co się robi. I poszedłem w długą. Puściłem się za tymi, których miałem przed sobą. Po kolei namierzając ich jak pilot myśliwca i kolejno doganiając. To myśliwska parada pomogła zapomnieć mi o ogromnym wysiłku i nie myśleć o dystansie, który mi pozostał oraz znieść dyskomfort spowodowany wysiłkiem. Gdy rozpocząłem za ostatnim zakrętem ostatnią prostą, minąłem Łukasza z OGB. Kątem oka zauważyłem jak na jego zmęczonej twarzy rysowało się zdziwienie i nie z tego, że go wyprzedzam, bo to się czasem zdarza, a raczej z tego jak szybko biegnę. Do mety zostało może trzysta metrów a ja potem jeszcze zdążyłem jak się okazało wyprzedzić jeszcze 6 osób. Wpadając na metę już miałem plamy w oczach ale po chwili już byłem obecny. Dostrzegłem Radka, który strasznie ucieszył się na mój widok i filmował bieg. Oznajmił mi, że mam bardzo dobry czas. Jaki zapytałem - on - nie wiem ale ja miałem ponad 48 minut a ty wbiegłeś szybko zaraz za mną. Nagrałeś mój finisz? Nie wiem już sam -odparł. Gdzie jest Przemek? Muszę znaleźć Irka. Musimy szybko jechać. O mały włos zapomniałbym oddać chipa. Znowu spiker swoim komunikatem wyratował mnie z opresji. Kiedy znalazł się Przemek to znowu zniknął Radek. Przemek zadowolony bo pobiegł ciut lepiej od Radka. Jeszcze go nosiło bo powiedział "jeszcze drugą bym mógł zrobić albo dwadzieścia". Cały Przemek. Pobiegł 47:17 Mój rekord na dychę to 47:35 ale dziś mam dużo wolniejszy rezultat ale jeszcze nie wiem ile. Stoper włączyłem zanim przekroczyłem start a na mecie zawsze zapominam wyłączyć i wyłączyłem po około 10 sekundach.59:58 Jest wolno ale na te warunki naprawdę bardzo dobrze wiem to i jestem zadowolony. Jedyny smutek jaki się wkrada to fakt przegranej z Kamilą. Sprawiedliwie oceniając to zapracowała na to i tyle. Szczerze gratuluję. Idę oddać chipa rozglądając się niecierpliwie za Radkiem. Wracając spotykam Kamilę i gratuluję. Spotykam także Piotrka, z którym przeleciałem dwa kółka w Ostródzkim Półmaratonie i, z którym nie dobiegłem do mety bo całkowicie opadłem z sił. Nie wiem, czy mnie widział jak finiszowałem wyprzedzając go czy biegł za mną i widział jak odpaliłem na finisz ale z dającym się zauważyć podziwem gratulował mi biegu pytając o czas. Serdecznie się z nim przywitałem i powiedziałem, że nie wiem do końca ale Radek coś mi mówił o około 58 minutach. Zdążyłem tylko przeprosić go, że nie mogę pogadać bo jadę już zaraz grac imprezę i pomknąłem szukać chłopaków by ruszać w drogę. Jakoś w końcu się odszukaliśmy. Przemek chciał zostać i wrócić z innymi. Ja z Radkiem z 20 minutowym opóźnieniem wyjechaliśmy z Pasłęka.
Po drodze nadszedł czas na refleksje. Obaj bardzo się cieszyliśmy i stwierdziliśmy, że wszyscy z Ostródzkiej Grupy Biegowej pobiegli na miarę swoich możliwości i każdy dał z siebie wszystko. Kiedy dojeżdżałem do Ostródy całkowicie pochłonięty rozważaniami jakim cudem zdążę na imprezę doszła do nas wiadomość sms-em, że zajęliśmy trzecie miejsce drużynowo. Pierwsza co napłynęło mi do głowy to była wściekłość. Wściekły byłem na siebie, że tak poukładałem sobie, życie, że kiedy mam okazje się cieszyć to nie mogę tego zrobić. To tak jakby w noc poślubną wypadłby nam dyżur w pracy. Stanął mi obraz siebie wchodzącego na podium i podnoszącego w górę ramiona w geście zwycięstwa. Obraz, który kilka razy miałem w oczach kiedy ciężko trenowałem, a który zawsze traktowałem jak iluzję przydatną do motywacji. Sama sytuacja była dla mnie tak odległą, że nie brałem jej nigdy za coś, co miałoby się spełnić. Złość bo nie stanę dziś mimo, że jestem częścią tego zespołu. Szybko postarałem sobie to przetłumaczyć, że tak już jest. I to co robię to i tak więcej niż inni zdążyli by w takich warunkach zrobić. To wielki sukces łączyć tyle spraw na raz nawet jeśli płaci się tak absurdalną cenę. Co myśleli o mnie inni kiedy wyczytywali moje nazwisko a moi koledzy oznajmiali : nie ma go na podium bo musiał pojechać. Śmieszne i żenujące prawda? Dla mnie przykre ale nie przeskoczę tego. Jedyne co mogę zrobić to mieć szczęście i kiedyś jeszcze raz wygrać trzecie miejsce drużynowo w jakimś biegu i tyle. indywidualnie to dla mnie jak wejście na Mount Everest. Co się jak wiadomo ludziom przytrafia ale nie często i nie wszystkim. Dla naszej Ostródzkiej Grupy Biegowej to wielki sukces. Byliśmy z nazwy wymienieni na głównej stronie największego biegowego portalu jakim jest maratonypolskie. Zajęliśmy trzecie miejsce na zawodach z atestowaną trasą, której patronował Polski Związek Lekkiej Atletyki oraz Polski Związek Olimpijski gdzie inni być może dali nam fory bo było gorąco i się oszczędzali. Tam gdzie inni odpuścili tam zrobiło się miejsce dla nas. Gdybyśmy nie biegli tak ofiarnie ktoś inny zająłby nasze trzecie miejsce. My osiągnęliśmy sukces bo pobiegliśmy z wiarą w siebie i sens walki. Bardzo się cieszę chodź na podium nigdy nie stanąłem.
Nie wiem czy będzie mi to kiedyś dane. Na zdjęciu - moi wspaniali koledzy.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora (2013-06-20,18:38): Krzyś, niesamowity ten wpis ! Ale się uśmiałam jak go czytałam :-D
Nie martw się, jeszcze nadarzy się okazją abyś stanął na podium. Dziękuję za dobre słowa i przepraszam za Twoją wściekłość ale ja po prostu miałam dobry dzień na biegania a i w upale biega mi się dużo lepiej. Pozdrawiam :-) (2013-06-20,18:47): A może w Półmaratonie Iławskim powtórzymy nasz wyczyn ? :-)))) Krissmaan (2013-08-18,17:53): O Kamilo mam nadzieję, że naśmiałaś się z zabawnych refleksji a nie ze mnie;-). Czasem ubarwiam moje opisy ale tak też często widzę dla innych zwykłe sytuacje. Szykujemy się ostro na Iławę. Na razie u mnie powolny wzrost formy ale nie wiem czy zdążę ze szczytem na Iławę. Fakt jest pewny tam zawsze daję wszystko z siebie tam mój zawodniczy debiut. Do zobaczenia w Iławie.
|