2012-10-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Poznań (czytano: 936 razy)
Dzień, w którym moja linia życia wskazała liczbę 41,5 na długo pozostanie w mojej pamięci. Po pierwsze nie znany do tej pory prawie nikomu austriak Felix Baumgartner wyskoczył na spadochronie z wysokości ponad 38km z aluminiowego Toi-Toi"a zawieszonego na syntetycznej prezerwatywie. A po drugie o 9:00 rano stanąłem (po raz pierwszy w życiu!) na starcie MARATONU z wielką nadzieją na osiągnięcie dobrego wyniku. Co przyniosły mi 3 lata biegania oraz 2 miesiące przygotowań do tego startu dowiedziałem się już na 27 kilometrze (do 25km moje tempo oscylowało na poziomie końcowego wyniku 3:30-3:35) Niestety na początku ulicy Warszawskiej zaczęła się męka. Nie mówię tu o tradycyjnych piss-stop’ach, ani o ścianie. Układ oddechowy pozwalał, a głowa nakazywała mi przebiec te ostatnie 15km najszybciej, jak potrafię, ale mięśnie w obu łydkach skróciły mi się o jakieś 50% (przepraszam wszystkich lekarzy za nieścisłą, bo też subiektywną diagnozę) Cóż z tego, że piłem na każdym punkcie z wodą, że miałem ze sobą dwa żele energetyczne, że zjadłem nawet banana... Zabrakło mi jednej, ale za to bardzo ważnej w biegach długodystansowych rzeczy: suplementacji magnezem! Z tego powodu ostatnie 15 km, zamiast z uśmiechem na ustach przebyłem z grymasem na twarzy, raz po raz masując "palące" łydki. Takiego bólu, który nasilił się po przekroczeniu linii mety (a endorfiny gdzie?) nie znałem, a trochę tego było: urazy podczas gry w piłkę nożną, upadki z rowera na twardą nawierzchnie, raz zakończyło się to szyciem łokcia. Oprócz doświadczenia i pokory, których żniwo zebrałem w tym biegu mam też małą, satysfakcję! Nie poddałem się i ukończyłem ten bieg w czasie netto 3:52:10, co jak na debiut jest całkiem przyzwoitym wynikiem. Wczoraj byłem już na pierwszym godzinnym treningu i nie odczuwałem żadnych dolegliwości. Absolutnie nie zniechęciłem się do biegania takich dystansów, a wręcz przeciwnie. Maraton to nie jest zwykły bieg z punktu A do punktu B, to wyprawa w nieznane obszary ludzkich możliwości. Podróże też kształcą, jak boleśnie się o tym przekonałem. W tym miejscu składam sobie obietnicę, że w kolejną podróż z maratonem wybiorę się chętnie, ale przedtem porządnie najem się gorzkiej czekolady. Zawiera magnez i nie będzie to już dla maratonu takie słodkie spotkanie. PS. Zdjęcie zrobione z uszanowaniem prawa do ochrony wizerunku. Ja biegnę z numerem startowym 2835
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu michu77 (2012-10-19,02:38): No to... gratulacje Piotrek, ale trzeba było biec ze mną ;-))) Kocjur (2012-10-19,15:25): Piotruś gratuluję :-) kurcze czemu mi się wydawało, że masz już maraton za sobą. Piękny debiut :) majorek (2012-10-19,15:30): rano kawka wieczorem żuberek ! tak trzymaj RADAR (2013-01-11,01:09): gratulacje.. trochę póżno ale zawsze :) Pozdrawiam
|