Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [11]  PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
michal71
Pamiętnik internetowy
Bieganie to dobry sposób na wszystko.

Michał Brzenczek
Urodzony: 1971-12-
Miejsce zamieszkania: Gliwice
28 / 45


2012-04-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Przepraszam, którędy do celu? (czytano: 467 razy)

 

Bieganie, pozornie prosta czynność. Wystarczy ubrać buty lub nawet bez nich, tu mamy pełna swobodę, jakaś koszulka ewentualnie spodnie i już zaczynamy przygodę. Wychodzimy na nasz pierwszy trening, to dziś jest ten dzień. No i co dalej, nasza przygoda kończy się po 5 minutach truchtu, potem przeradza się w marsz a wracamy do domu pełzaniem. Większość po takiej przygodzie kończy właśnie na tym pierwszym zrywie. Czy można zrobić to inaczej, czy można przejść przez nasz pierwszy raz bezboleśnie tak aby była to „,miłość od pierwszego wyjścia”? Odpowiedź jest prosta, można. Trzeba tylko poszukać odpowiedniej drogi, wyznaczyć sobie pierwszy malutki cel i już zaczyna się nasza przygoda, która stopniowo przeradza się w pasje – pasje biegania.
Taki „pierwszy raz” towarzyszy nam na każdym etapie naszego rozwoju sportowego. Co jakiś czas stawiamy sobie pytanie „jak trenować aby poprawić wynik”, „jak trenować aby zrzucić kolejny kilogram”. Z pomocą przyjdą nam czasopisma, portale internetowe, jednak nie każda droga jest słuszna dla nas. Na każdym z tych etapów badamy sami poszczególne metody, trendy czy wręcz rewolucje w bieganiu. W miarę upływu czasu jesteśmy coraz to lepsi w naszych badaniach a co niektórzy z nas dochodzą do wniosku jeżeli metoda Jurka jest dobra to dlaczego metoda Krzyśka jest gorsza, a może by tak zacząć trenować wg. metody Marysi? Czasami wystarczy „ośla metoda” biegania, czyli tylko systematycznie i regularnie zaliczać kilometry, bez żadnych rozmyślań i zawiłych schematów. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że każda z metod jest dobra, jednak trzeba dopasować ją do swojego organizmu, tak aby nasze ciało i umysł zżył się z nią i traktował ją jak tą najlepszą. Również przechodziłem przez etap wyboru, zaczynałem od najprostszego „oślego” biegania a dodatkowo zbierałem wiedze od osób bardziej doświadczonych, czytałem czasopisma, książki i studiowałem portale. W każdym następnym sezonie czułem, że moja metoda jest coraz bardziej dopasowana do mnie, zaczynałem czytać i rozumieć swój organizm. Wyznaczałem sobie małe cele, systematycznie i regularnie je osiągałem, jednocześnie odrzucając zachęty zmiany systemu treningu. Czułem, że mój sposób jest najlepszy, że rozumiemy się doskonale, ja wiem czego on ode mnie wymaga i odwrotnie. Każdy z nas musi sobie stworzyć szyty na miarę plan treningowy.
Ostatnia zima to kolejny etap pracy nad swoim organizmem. Począwszy od zeszłorocznej jesieni realizowałem po kolei „swoja metodę” biegania. Najpierw zacząłem od odpoczynku po startach, aby z naładowanymi akumulatorami zacząć budować swoją formę. Jest to okres w którym pozwalam sobie na przyjęcie balastu, który będzie mi towarzyszył przez całą zimę. Moje nogi stopniowo przyzwyczajają się do niego, robią się mocniejsze, silniejsze i bardziej wytrzymałe. Biegam wtedy głównie crossy po miękkiej nie ubitej nawierzchni, starając się aby na trasie było dużo podbiegów i zbiegów, unikam wtedy prostych odcinków zamieniając je na ostre zawijasy, świński ogon przy tym jest prosty jak autostrada. Kolejnym etapem są długie wybiegania, mobilizuje się wtedy i nie ograniczam przebiegów, na moim biegowym liczniku pojawiają się kolejne setki zaliczonych kilometrów jednocześnie mój kilku kilogramowy balast jest ciągle ze mną. Kiedy dzień zaczyna się robić coraz dłuższy ja również zmieniam swoje treningi. Zaczynam wtedy biegać szybciej, moje przebiegi są trochę mniejsze, ale bardziej intensywne. Nadchodzi również czas rozłąki z moim zimowym balastem. Koledzy z mojego biegowego światka zaczynają wtedy wczesny sezon startowy, biorą udział w lokalnych, kameralnych biegach i traktują je jako ogniwo pomagające budować formę. Jest to najtrudniejszy etap, gdyż pokusa sprawdzenia się jest wielka, dochodzą mnie głosy o sukcesach moich kolegów lub o ich porażkach. A ja sobie czekam, biegając nadal wśród drzew, słuchając porannego śpiewu ptaków, czujących zbliżająca się wiosnę. Witając słońce podczas każdego porannego treningu, typuje sobie nowe cele, które wydają się być realne. Składam obietnice patrząc w jego jaśniejąca twarz, przyjmując je za świadka.
Sprawdzając wyniki zimowych etapów biegów organizowanych w okolicy, natknąłem się na znajomego. Zeszły sezon można określić, że zakończyliśmy na podobnym poziomie, do mety docieraliśmy niemal równocześnie wyprzedzając jeden drugiego tylko z różnicą kilku sekund. Zauważyłem jednak różnice w naszym sposobie przygotowywania się do kolejnego sezonu. Ja biegałem w zaciszu, budując pomału fundamenty biegowego rozwoju a on regularnie startował w cyklicznych imprezach, poprawiając przy tym swoje wyniki. Ja czułem, że moja forma rośnie z każdym dniem, dlatego postanowiłem sprawdzić siebie oraz swoją dopasowaną metodę a biegowego kolegę obarczyłem bezwiednie obowiązkiem wyznacznika. Jako imprezę w której miała nastąpić konfrontacja wybrałem ostatni etap cyklu „ Z Biegiem Zimy” zorganizowanym w Gliwicach. Mała i kameralna impreza, która miała swoje przesłanie skierowane do lokalnej ludności. Można w niej jednak znaleźć również miejsce dla swoich małych lub większych ambicji sportowych. Jednak dla mnie liczył się tylko test własnej formy, ten właśnie start miał mi pokazać gdzie jest nasze miejsce, moje i mojej metody. Ustawiając się na lini startu, czując, że nie do końca jestem przygotowany na szybkie bieganie zaczynałem wątpić w swoje możliwości, jednak strzał startera skutecznie je rozwiał. Wystartowałem jak z procy i po przebiegnięciu kilometra ustabilizowałem swoje tempo. Na zakrętach rozglądałem się do tyłu za swoim rywalem, jednak nie mogłem go dostrzec. Tak mijały kolejne okrążenia, ja ciągle biegłem swoim równym tempem jednocześnie rozglądając się za siebie. Pokonując przedostatnie okrążenie usłyszałem od kibicujących znajomych, że jestem trzeci. Ogromna radość zawitała w nas na dobre, wiedziałem, że ja i moja metoda jesteśmy dobraną i nierozerwalna parą. Trzeciej pozycji nie oddałem już do końca, pokonując swojego rywala na pełnym luzie z trochę większą przewagą niż miało to miejsce w ubiegłym sezonie.
Teraz, kiedy początkowe emocje już opadły, wiem, że każdy musi znaleźć swój sposób, który pomoże mu wspinać się na wyżyny własnego usportowienia. Należy przy tym zwracać uwagę aby praca włożona w nasz rozwój nie była „syzyfowa pracą” a droga na szczyt naszych marzeń nie jest tylko jedna, jest ich nieskończenie wiele. Jednak tylko na jednej z nich będziemy mogli podziwiać najlepsze widoki będąc już bardzo wysoko w naszej wspinaczce.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


henryko48 (2012-05-02,14:50): Bardzo ciekawy i trafny opis,kazdy ma inny tryb przygotowan i to trzeba uszanowac,pozdrawiam henryk.







 Ostatnio zalogowani
Arti
01:19
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZEŚ9
21:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |